Prawica koszerna

 

Koszerność nie ma w tym kontekście nic wspólnego z narodem kiedyś wybranym. Obrazuje jedynie przesadną skłonność do dbałości o czystość pochodzenia lub doktryny. W polityce objawia się to niezdolnością do zawierania sojuszy, zniechęcaniem potencjalnych sympatyków zbytnim akcentowaniem kwestii religijnych czy patriotycznych, prześwietlaniem ludzi pod kątem pochodzenia, a nie osobistej wartości czy poglądów. Dla takich koszernych prawicowców posiadanie ojca ateisty lub komunisty, rozwód albo powtórne małżeństwo, inne wyznanie bądź jakieś odchylenia od „jedynie słusznego pionu katolicko-narodowego” są dyskwalifikujące. Osobiście zetknąłem się z tym, że prawica koszerna poddawała towarzyskiemu ostracyzmowi osoby ze swojego środowiska za sam kontakt ze mną. Kilku autorów „idź POD PRĄD” było zmuszanych do rezygnacji z publikacji u nas pod groźbą usunięcia ze swoich formacji społeczno-politycznych. Gdy zostałem prezesem lubelskiego UPR, krakowski koszerny UPR-owiec napisał: Skandal! Heretyk szefem UPR na Lubelszczyźnie. Znam przypadek, że koszerni prawicowcy położyli start swojej partii w całym województwie, bo na jej liście do Sejmu znalazł się niekatolik! Dodatkowo doprowadzili z tego powodu do rozbicia struktur partii i storpedowali wydawanie regionalnego biuletynu…

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że ci ludzie czynią to w swojej najlepszej wierze – z przeświadczeniem, że służą Polsce! Gdyby budowali arkę Noego, ich podejście byłoby jak najbardziej słuszne. W demokracji skazani są na klęskę i szkodzenie Polsce…

Jeden z moich przyjaciół tak scharakteryzował ułomności obozu prawicowego:

Wadą prawicy jest nieumiejętność gry zespołowej. Wynika to z ideowości. Wróg jest wrogiem, a z wrogiem się nie paktuje, wroga się bije - jak mawiał Zagłoba. W demokracji to się nie sprawdza. Na wojnie, kiedy wrogów jest dużo, chyba też nie. Tu konieczna jest elastyczność myślenia i działania. W wyborach głos dawnego SLD-owca jest tak samo cenny, jak glos niezłomnego antykomunisty. Może warto jednak brać przykład z Anglików, którzy w Europie zawsze popierali słabszego przeciw silniejszemu?

Na koniec zacytuję smutną (zasłyszaną) refleksję:

Polacy w polskim narodzie stanowią mniejszość (reszta to skundleni Europejczycy) i jak sobie to uświadomimy, to wtedy dojrzymy ogrom zadania, jakie stoi przed nami. W tej grze liczy się tylko skuteczność. Polec z honorem potrafi byle idiota.

Czy te prawdy dotrą do polskich patriotów przed poważnym wyzwaniem wyborczym, które czeka nas w najbliższym czasie? Nas obóz musi mieć ideowe, świadome jądro – to rzecz oczywista. Ale zwyciężymy tylko wtedy, jeśli potrafi się ono otoczyć szerokim, większościowym frontem niekoniecznie do końca świadomych sojuszników. O to właśnie toczy się obecna gra polityczna.

***

 

Skoro nie tworzymy cywilizacyjnej jednorodności, to czy przypadkiem nie ześlizgujemy się łagodnie w stronę zdziczenia? Czy aby nie uwsteczniamy się powoli do poziomu przednarodowego? Wprawdzie niby mamy „niepodległość i wojsko własne, własny skarb” – ale przecież z miesiąca na miesiąc coraz lepiej widać, że to, co składa się na „państwo”, to tylko atrapy, będące w gruncie rzeczy już tylko przedsiębiorstwami przemysłu rozrywkowego, zaś osobnicy poprzebierani za dygnitarzy to tylko klauni zaangażowani do przedstawienia przez dyskretnego reżysera. A ponieważ nic tak nie gorszy, jak prawda, to pewnie dlatego tak ich wzburzyła diagnoza przedstawiona przez „Mira” Drzewieckiego, który pewnie też nie zdawał sobie sprawy z tego, co mówi, a tylko chlapnął, co przyniosła mu na język ślina pod wpływem rozgoryczenia, że oto kumple, tacy sami przecież jak i on, rzucili go na pożarcie. Stanisław Michalkiewicz

Jakiś czas temu zaproponowałem powrót do idei wzmocnienia obozu prawicowego o wyodrębniony człon prawicy laickiej – osób, które popierają prawicowe wartości, ale które dochodzą do nich z innych niż kościelne przesłanek. W niektórych środowiskach taka myśl to zbrodnia. Nazywam je prawicą koszerną.