Naszą sytuację mogę porównać do dziurawego okrętu na pokładzie którego są dwie grupy. Jedna ślepo wierzy kapitanowi, który, mimo faktów, wmawia swoim wiernym, że doprowadzi statek do portu przepływając przez sam środek oceanicznego sztormu. W tym czasie jego pomagierzy, po cichu, demontują co mogą i przenoszą się pod osłoną nocy do szalup.
Druga, świadoma zagrożenia, siedzi i puka się w czoło. Leżąc na swych pokładowych hamakach zorganizowana w grupy słucha własnych guru, którzy wyśmiewają kapitana i zapatrzonych w niego uczestników rejsu. Mówią o dziurze, o burzy i pewnej katastrofie, ale nic nie robią.
Krytykują i czekają.
Kiedy łajba wpływa w oko cyklonu okręt tonie. Uratowali się jedynie szemrani pomocnicy kapitana. Z dobytkiem wiosłują w obcych łodziach. Gdzieś w dali majaczy ogromny liniowiec z niebieską banderą ozdobioną pierścieniem gwiazd. Ktoś z pokładu tego statku rozpoznając twarz jedno z rozbitków woła: Czy to ty Vincent?
W poprzednim wpisie dokonałem pewnych oczywistych uogólnień. To zostało zauważone. Dziękuję.
Moja interpretacja znaczenia nazwy "Klub Ronina" jest wyłącznie moją. Tak chciałbym ją odczytywać.
Jest wiele osób myślących podobnie. Wiem, że tak jest.
Wiem, że widzimy rzeczywistość w bardzo zbliżonych kolorach.
Jedną z takich osób jest reżyser Jerzy Zalewski.
Załączam fragment wywiadu jakiego udzielił Dagmarze Siemieńskiej.
Polecam.