Patrzę na płaski ekran swojego telewizora i podziwiam. Złocenia sal Zamku Królewskiego w Warszawie doskonale korespondują z z duchownymi strojami. Patriarcha Cyryl, w swoim białym nakryciu głowy opadającym na ramiona i Arcybiskup Michalik w piusce siedząc za niewielkim stolikiem sygnują pierwszy wspólnym list . Oklaski zebranych pieczętują ten fakt. W zasadzie jest to wieloreligijna uroczystość. Są obecni zarówno Michał Boni jak i Bogdan Zdrojewski. Niejako spotkały się trzy wielkie religie mające wspólne korzenie. Czerpiące z tych samych źródeł.
Patriarcha wskazał na zagrożenia. Mówił o problemie eutanazji, aborcji i związkach jednopłciowych. Mówił, że: razem prawosławni i katolicy możemy przeciwstawić się politycznej tendencji odrzucenia chrześcijańskich korzeni Europy.
Arcybiskup bardzo ogólnie odniósł się do prawa dawania świadectwa wierze w przestrzeni publicznej. Powiedział, że trzeba pamiętać, ale trzeba też umieć wybaczać. Przyszłość i „tu i teraz” są ważniejsze niż kultywowanie nienawiści przeszłości.
To tyle na temat tego pierwszego w historii spotkania dwóch wielkich Kościołów Polski i Rosji.
Dobrze, że miało miejsce. Wiemy na czym stoimy.
Teraz komentarz.
Cieszę się, że mający niejasne powiązania z KGB, przedstawiciel Cerkwi potrafił jasno wyartykułować zagrożenia dla świata chrześcijańskiego. Jest całym sercem przeciw małżeństwom homoseksualnym, eutanazji i aborcji. Jeżeli pamiętamy, że tradycyjnie głową Kościoła prawosławnego był Car, to możemy wnioskować, że myśli te nie są obce współczesnemu jedynowładcy Rosji. To chyba nie najgorzej?
Z drugiej strony nasz Arcybiskup... Nie wiem dlaczego, choć to nie prawda; wiem!, słowa o patrzeniu w przyszłość i jakaś forma zakazu patrzenia w przeszłość kojarzą mi się z lewicowym prezydentem z Białogardu. Też mówił o przyszłości. Jak ważna jest ta „optyka przyszłości” podkreśla fakt, iż Arcybiskup Muszyński, w swoim komentarzu po spotkaniu, również odwołał się do tej retoryki. Choć prawdopodobnie jest to odniesienie do niełatwych relacji polsko-rosyjskich to nie mogę oprzeć się jakiej generalnej myśli, że zawsze „każą nam” zapomnieć... tylko nasze krzywdy. Musimy jednak pamiętać i przypominać swoje, prawdziwe czy domniemane, winy. Jakoś w tej wypowiedzi słyszę echo Smoleńska i czuję, że część Kościoła hierarchicznego chce byśmy zapomnieli i to traumatyczne wydarzenie.
Podobnie słowa o potrzebie dawania świadectwa wierze w przestrzeni publicznej. Gdzie wtedy był Arcybiskup, gdy modlących się pod krzyżem przed Pałacem Prezydenckim w 2010 roku, opluwano, drwiono, wyszydzano? Nie słyszałem tych dzisiejszych słów o konieczności niesienia świadectwa.
Uwaga ostatnia.
Zaklinanie rzeczywistości na nic się zda. Kościoły muszą znać historię. Nie tylko własną ale i powszechną. Chciałbym zapytać, choć retorycznie tylko, gdzie podziały się takie państwa jak: Egipt Faraonów, Kartagina, Imperium Romanum, czy bliżej nas, Weletów czy Prusów,choć te dwa ostatnie tworzyły dopiero zręby państwowości? Nie ma Ich. Zniknęły z mapy politycznej Świata. Nasza sytuacja przez 123 lata wcale nie była inna.
Jaki z tego wniosek?
Po pierwsze, mamy szczególne prawo pamiętać i bić na alarm, gdy zauważymy jakiekolwiek przejawy dominacji w relacjach międzynarodowych. Doświadczyliśmy spisku państw na własnej skórze.
( Tutaj uwaga na temat teorii spiskowych i ich prawdziwości. Porozumienie Rosji, Prus i Austrii przeciwko Polsce wpisuje się doskonale w klasyczne rozumienie tego pojęcia).
Po drugie, historia uczy, że nic nie ma charakteru stałego. Wszystko się zmienia. Narody i państwa przychodzą i odchodzą. Przykro to mówić, ale zawsze zwyciężają organizmy silniejsze. Jestem przeciwnikiem teorii Darwina w sensie dosłownym. Wyjaśniam i argumentuję swoje stanowisko w II części książki „Społeczeństwo zniewolone”. Jednak w wymiarze społecznym zwyciężają niezwykle często argumenty siły.
Dlatego też musimy pamiętać, uczyć tej pamięci i reagować, gdy ktoś lobotomią chce zmusić nas do amnezji.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 2944
Pełna zgoda.
to właśnie społeczeństwo polskie.Ilość panów nam wzrasta,a każdy z nich wciska swoje prawdy w nasze tępe łby i przygina coraz bardziej do ziemi nasze i tak pochylone karki.Przy wizycie Cyryla I potraktowano nas jak idiotów.Idiotyzmy o ..międzyreligijnym wymiarze''nie mogą przesłonić faktu,że wizyta ma aspekt wyłacznie polityczny,a pojednanie ma na celu odsunięcie sprawy katastrofy juz nawet nie na tor boczny,ale w niebyt.Arcybiskup Michalik jak nikt nadaje sie do tego zadania licząc na chrześcijańska pokorę i posłuszeństwo wiernych.No i chyba polubił blask reflektorów.