Witam,
cieszę się, że otrzymałem prawo pisania na tym portalu. To bardzo ważne miejsce wymiany poglądów. Przynajmniej dla mnie.
Od razu zaznaczę, że nie moją intencją jest reagowanie na każde aktualne wydarzenie. Jest wielu zawodowych, sprawniejszych, dziennikarzy interwencyjnych.
Blog, przynajmniej dla mnie, powinien mieć myśl przewodnią. Taki zwornik rzymskiego łuku, bez którego wszystkie jego elementy są jedynie bezładnie rzuconymi fragmentami puzzli. Blog powinien, tak uważam, być formą osobistej ekspresji, moim opisem rzeczywistości.
Chcąc nie chcąc jest więc bardzo subiektywnym sposobem patrzenia na świat. Nie chcę nikogo obrażać. Nie chcę wywoływać skandali ani też tą drogą lansować siebie. Uważam, że mam "coś" do dodania. Do powiedzenia. Bez przekonania, że "mój" ogląd świata jest unikalny pewnie nie byłoby żadnego wpisu na żadnym portalu.
Uważam, że osoby odwiedzające Niezależną, łączy pewne wspólne minimum. Z niego zaś wyrasta coś o palecie barw większej niż widzialne spektrum.
W ramach blogu będę systematycznie prezentował "swoje cegiełki". Nie koniecznie o treści odnoszącej się wprost do new'sów dnia.
Schemat budowli-klucz do niej- każdy z nas znajdzie gdzie indziej.
Ja też mam swój.
A to pierwsza, choć niechronologiczna, część układanki...
Gdzie szukać demokracji?
Dr Barbara Fedyszak jest niepoprawną optymistką. Ta niezwykle ujmująca socjolożka ( choć pewnie Pani doktor woli formę socjolog), zwolenniczka demokracji ( swoją drogą ciekawe czy zgadza się z tezą Poppera, że granicą demokracji jest sama demokracja?), w jakże wdzięczny sposób, w rozmowie z red. Joanną Lichocką, przekonuje o konieczności bycia odpowiedzialnym...
To co z tej rozmowy jest dla mnie najistotniejsze, to niezrozumienie ( Ja skromny magister przepraszam Panią Fedyszak za to słowo), istoty materii. Irracjonalną, choć wynikająca z pięknych pobudek o czym jestem przekonany, miłość do „władzy ludu” mogę porównać jedynie do nagrody i kary jakie czekają nas wszystkich wraz końcem świata. Kiedy to się stanie nie będziemy mieli wpływu na sąd jaki nas czeka. Skutki tego zajścia będą nieodwracalne. Podobnie z wiarą w siłę demokracji. Jeżeli kiedykolwiek zmaterializuje się ona w swojej wyidealizowanej formie to właśnie z końcem czasów. Wtedy nie będzie miała znaczenia...
Pytanie na jakie Pani Fedyszak niebyła w stanie odpowiedzieć, a które postawiła redaktor Lichocka brzmi:”Jak?”. Próbowała, ale „ucieczka wzrokiem gdzieś w bok” gdy niejako przymuszona do odpowiedzi szukała dobrych przykładów mówi sama za siebie. Nie jest to krytyka podszyta złośliwą satysfakcją. Sam nie mam odpowiedzi na pytanie Pani Lichockiej. Nie wiem i nie widzę możliwości faktycznego a nie deklaratywnego tworzenia ułudy wpływu społeczeństwa na władzę w formule jaka proponuje demokracja.
Pani doktor Barbara Fedyszak mówi o konieczności bycia merytorycznym, o czytelnej umowie społecznej. Dla mnie zbyt ogólne i właśnie nieczytelne... Przywołany został przykład niemieckiego prezydenta, który złożył urząd, gdy okazało się, że miał nie do końca jasną umowę kredytową z firmą reprezentowaną przez jego znajomego. Z całym szacunkiem, prezydent Kolher,a ściślej urząd jaki piastował, ma wyłącznie prestiżowy charakter. Używając poetyki premiera Tuska:”to tylko żyrandole”. Zresztą wybierany jest przez niemiecki parlament a nie bezpośrednio przez obywateli. Reasumując, jest to mało reprezentatywny przykład.
Stawiam tezę, że w przypadku znaczących, wpływowych osób takie mechanizmy odwoławcze działają wyjątkowo rzadko,a jeżeli już to mają drugie,istotniejsze dno. Nixon, który złożył urząd po wygranych wyborach II kadencji, bezpośrednio wskutek afery Watergate nie był ofiarą błyskotliwych i dociekliwych dziennikarzy. Gdyby nie swoiste „prowadzenie” przez osoby dobrze poinformowane, panowie Woodward i Bernstein nic by nie znaleźli. Nie będę wnikał ani analizował motywów działania grup wpływu w ramach amerykańskiego systemu. Dodam tylko, że nie wierzę w pływ „vox populi” jako demokratycznego Demiurga. Jest to doskonałe narzędzie ale nie kreatywna i świadoma struktura. Dlatego nie ufam demokracji. Nie widzę możliwości prawego sprawowania władzy w ramach tego systemu. Jak dalece jest to absurdalne wskazuje choćby fakt, że najskuteczniejsze partie w ramach formalnej czy faktycznej ( obie są fikcją), demokracji są zorganizowane jakby w opozycji do niej. PO, PIS, Palikot ( żeby nie szukać zbyt daleko), to organizmy określane mianem partii wodzowskich. Jak wytłumaczyć tą kontradyktoryjność?
Kolebka nowożytnej demokracji- Stany Zjednoczone Ameryki Północnej i jej mechanizmy nie są inne! Zwrócę uwagę jedynie na dwa elementy. Przekonani jesteśmy o absolutnie bezpośrednich wyborach najsilniejszej instytucji świata- prezydenta USA. Otóż, dla tych co nie wiedzą, powiem, że faktycznie szary obywatel Ameryki, raz na cztery lata, oddaje głos na... elektora. Jest to system mieszany a nie bezpośredni!
Druga uwaga, w Ameryce Północnej dwie najistotniejsze partie ( Republikanie i Demokraci), nie tworzą pełnych struktur pionowych i poziomych. To co istnieje, to jedynie niezbędna, tak zwana kadrowa, przybudówka. Przed wyborami następuje intensyfikacja działań i niczym fale przypływu ta swoista gorączka lateralizuje poglądy i zachowania. W politologii nazywany to systemem partii pustych butelek.
Nie chcę tutaj poruszać zagadnień ontologicznych, epistemologicznych. Dlaczego właśnie demokracja posiada szczególny przywilej zgodności z naszym poczuciem sprawiedliwego sposobu organizacji politycznej państw? Odnoszę się do tych problemów w książce „ Społeczeństwo zniewolone”. Dodam jedynie,że istnieją inne formy organizacji państwa, sprawdzone i mające nieprzerwaną historię nawet kilku tysięcy lat. Nie będę ich wymieniał. Są one aż nazbyt znane. Opisuję je w książce.
Dla samej demokracji widzę chwilowe rozwiązanie poprawiające jej kondycję. Proponuję pełną odpowiedzialność za podejmowane przez polityków decyzje. Nie tylko polityczną i to wątpliwą, bo zdolność polityków do wchodzenia oknem, gdy wyrzucono Ich przez drzwi jest cechą tego nowego typu oglądu świata, ale absolutnie w każdym wymiarze. Może przede wszystkim karnym. Odejście od relatywizacji i PR-owskich sztuczek to niezbędne minimum. Jednak by tego dokonać- skutecznie- trzeba przebudowy. Nie liftingu ale absolutnie jakościowej zmiany.
To nie będzie demokracja. Ta króluje o zmierzchu, gdy trudno jest dostrzec właściwe jej oblicze. Powtarzając za Platonem: „gorzej być nie może”.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 1939
Ale może jakis dożylny anty alergen...może być z domieszką Burbona :-)))
Saluti!