Zwolnienia grupowe w firmach przyśpieszają

1. Kilkanaście dni temu napisałem o gwałtownym pogorszeniu na rynku pracy w Polsce w styczniu tego roku.Przypomniałem w tym tekście,że w wysłanej do Brukseli przez rząd nowelizacji programu konwergencji sytuacja na rynku pracy w Polsce ma się nie poprawić wyraźnie aż do końca roku 2012. Najgorsze informacje zawarte w programie konwergencji dotyczą właśnie rynku pracy. Już rok 2009 był dla tego rynku fatalny. Od grudnia 2008 do stycznia 2010 bezrobocie wzrosło z 9,5% do 12,8%, a więc o 3,3% czyli o około 600 tys. osób z czego w samym styczniu tego roku o 160 tys. osób.

Po raz pierwszy od paru lat liczba bezrobotnych znowu przekroczyła 2 miliony i wyniosła2,052 mln osób. W kolejnych miesiącach bezrobocie będzie rosło do ponad 13% i zacznie się zmniejszać ale tylko sezonowo najprawdopodobniej od kwietnia tego roku do jesieni a potem będzie znowu rosnąć.

Według programu konwergencji na trwale bezrobocie zacznie spadać dopiero pod koniec 2012 roku, a więc praktycznie za 3 lata. I to jest wyjątkowo niedobra informacja dla tych, którzy będą wchodzili na rynek pracy w najbliższych trzech latach.

2. Niestety rzeczywistość potwierdza te niewesołe prognozy. Według danych GUS łączna liczba planowanych zwolnień grupowych jakie w końcu stycznia znajdowały się w urzędach pracy całej Polski wynosiła blisko 28 tys. osób. Dla porównania jest to liczba 2 razy większa niż w styczniu 2009 roku a więc wtedy kiedy mieliśmy do czynienia z apogeum kryzysu.

Oznacza to,że przyjęty po wielu miesiącach dyskusji na forum Komisji Trójstronnej tzw. pakiet antykryzysowy,który w szczególności miałchronić miejsca pracy nie działa. Co więcej zdziwienie może budzić kolejna fala zwolnień grupowych w firmach w sytuacji kiedy odtrąbiono sukces polskiej gospodarki w 2009 roku, która jako jedyna odnotowała wzrost gospodarczy wynoszący 1,7% PKB.

W roku 2010 ten wzrost ma wynieść nawet 3% PKB, a mimo tego kolejne zwolnienia grupowe są przygotowywane. Chyba więc stanowczo za wcześnie Pan Premier Tusk ogłosił koniec kryzysu.

3. Źle to wróży wszystkim funduszom zależnym,od wielkości zatrudnienia i wysokości funduszu płac. Zarówno wpływy do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, Narodowego Funduszu Ochrony Zdrowia, czy Funduszu Pracy zależą właśnie od ilości zatrudnionych w gospodarce. Im jest ich więcej tym wyższe wpływy do tych funduszy, im jest ich mniej tym wpływy są mniejsze. Co więcej za bezrobotnych składki do tych funduszy musi odprowadzać budżet państwa co powoduje powiększenie wydatków budżetowych, a w konsekwencji i deficytu budżetowego.

Nie najlepiej wróży to także nastrojom społecznym. Wypowiedzi Premiera Tuska i Ministra Rostowskiego o tym ,”że kryzys przeszliśmy suchą nogą”powodują określone oczekiwania społeczne. Ci ,którzy w ciągu ostatniego roku stracili pracę, spodziewają się,że już za chwilę odblokuje się rynek pracy i będzie można znaleźć pracę stosunkowo szybko. Nic bardziej błędnego, jak wynika z prognozy przygotowanej przez rząd nowych miejsc pracy będzie jak na lekarstwo, a bezrobocie będzie rosło.

Może to spowodować kolejną falę emigracji zarobkowej szczególnie młodych ludzi wchodzących na rynek pracy tak jak to było zaraz po naszym członkostwie w Unii Europejskiej.

Ujemne skutki tamtej emigracji zaczynamy odczuwać już w tej chwili, zwłaszcza,że wyjechali ci najlepiej wykształceni i najbardziej przedsiębiorczy.Odczuwają to szczególnie takie fundusze jak wspomniany wyżej Fundusz Ubezpieczeń Społecznych, w którym mimo olbrzymich dotacji z budżetu państwa w tym roku zabrakło ponad 8 mld zł, aby w pełni wywiązać się z wypłat emerytur. Wygląda na to,że w roku 2010brakować może jeszcze więcej.

Kilkanaście dni temu napisałem o gwałtownym pogorszeniu na rynku pracy w Polsce w styczniu tego roku.