W roku 1958 lub 1959 zetknąłem się z czerwonym harcerstwem tzw. „walterowcami”. Była to organizacja kierowana przez Jacka Kuronia. Pomimo przełomu roku 1956, kontynuowała ona w wychowaniu młodzieży stalinowskie metody niejakiego Makarenki. Jego wychowankowie zasilali licznie kadry organów NKWD.
Fundamentem tej metody była komunistyczna indoktrynacja z gloryfikacją kolektywu nie tylko w pracy, ale również w życiu codziennym. W toku tego wychowania postępowanie jednostki poddawane było totalnej kontroli kolektywu. Wychowankami czerwonego harcerstwa byli m. in. Adam Michnik, Jan Lityński i Seweryn Blumsztajn.
Jak w każde w tamtym czasie wakacje, byłem na Mazurach na żeglarskim obozie harcerskim. Pewnego dnia dopadł nas paskudny szkwał, w wyniku którego chyba dwie łódki wywróciły się. Było to na jeziorze Dargin, a może na Kisajnie, jakieś 50-75 metrów od brzegu. Patrząc na wprost od nas, widać było na polanie skupisko kilkunastoosobowych namiotów z masztem pośrodku, na którym powiewała biało-czerwona flaga. Przy pomoście przycumowane były jakieś łodzie.
Nic się nikomu nie stało i akcja ratunkowa polegała głównie na wyławianiu z wody sprzętu biwakowego oraz worków żeglarskich z osobistymi rzeczami. Spodziewaliśmy się rychłej pomocy ze strony widocznego z wody obozu. Jednak szybko dało się zauważyć, iż nic na to nie wskazuje. Pomiędzy namiotami snuły się sennie jakieś postacie, ten i ów co najwyżej popatrzył na nas przez chwilę i niespiesznie szedł w swoją stronę...
Wywrócone łodzie przyholowaliśmy na płytką wodę przy brzegu. Zaczęliśmy wynosić na suchy ląd mokre ciuchy i żagle. Na niewysokiej skarpie stało kilkoro nastolatków. Patrzyli na nas z jakąś wyniosłą obojętnością. A może mi się tylko wydawało, ale nikt z nich nie podszedł do nas bliżej...
Nasz druh drużynowy ruszył energicznym krokiem w stronę namiotów. Po niezbyt długim czasie wrócił, ze złości był aż purpurowy na twarzy – „Wynosimy się stąd, szybko!” – zakomenderował gniewnie.
Przetaszczyliśmy cały majdan w dogodne miejsce kilkadziesiąt metrów w bok i przystąpiliśmy do urządzania biwaku. Susząc się przy ognisku zaczęliśmy komentować wydarzenie. W tamtych czasach wśród turystów na Mazurach panowały stosunki wręcz familiarne i obojętność jaka nas spotkała była czymś nieprawdopodobnym. Ktoś ze starszych rzekł do nas pocieszająco – „Spokojnie dzieciaki, zapomnijcie o tym, to nie są harcerze, to „walterowcy”...
Szybko przestałem o tym myśleć. Przecież 14-latka mało zajmują minione wydarzenia, a na obozie żeglarskim dzieje się tak dużo ciekawych rzeczy i wszystko jest przygodą...
W końcu lat 90. natrafiłem w TVP na jakąś wspominkową audycję, w której występowali właśnie dawni „walterowcy”. Najbardziej utkwiły mi w pamięci zachwyty Lityńskiego, który aż zachłystując się wychwalał „wspaniałe wychowanie i nabyte przez to koleżeństwo”. Wszyscy oni zresztą, nawet po upływie kilkudziesięciu lat, nie dostrzegali nic złego w tej makarenkowsko-stalinowskiej hodowli komunistycznych janczarów.
Ów to Lityński jako mały Jasio w krótkich spodenkach, ale z czerwoną chustą na szyi, uwieczniony został w kronice filmowej, gdy 22 lipca wręcza kwiaty towarzyszowi Bierutowi. To zapewne przez to obycie od dziecka z belwederską prezydenturą, włączony został do kancelarii Komorowskiego, przydomek Bul.
Wzmiankowany Bierut, za przykładem Stalina, lubił się fotografować w towarzystwie dzieci. Przetrwała przeto fotka przedstawiająca jak trzyma na rękach kilkuletnią Agnieszkę Holland. Jest ona córką członka KPP, oficera Armii Czerwonej odkomenderowanego w 1943 r. do „kościuszkowców” na politruka.
Prawie wszyscy „walterowcy” – później lubiący się nazywać „lewicą laicką” – byli dziećmi komunistycznych notabli, byłych członków jak nie KPP to KP Ukrainy. Stali się oni „opozycją” PRL-u dopiero od roku 1968, kiedy to ostatecznie poróżniły się frakcje krajowej komuny: zwolennicy chruszczowowskiej odwilży „natolińczycy” z „puławianymi”, odsuwanymi od wpływów stalinowcami. Niektórzy do dzisiaj starcie to nazywają „polskim antysemityzmem”...
W każdym razie opozycji wyrosłej z „walterowców” nie działa się większa krzywda, siedząc w latach 80. w więzieniu pisali nawet książki, które wydawali na Zachodzie, choć innym nie udawało się przekazać malutkiego grypsu. W tym samym czasie bezpieka zwalczała podziemie patriotyczno-niepodległościowe nawet przy pomocy skrytobójczych morderstw.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 2760
Dziękuję
z towarzyszem Bierutem warto wydobyc z ciemnosci i pokazac Swiatu inne klimaty polskiego Kraj-obrazu......
Blumsztajny.michniki,kuronie,słonimskie,lityńskie i reszta hollandowo obcoplemienna,usadowiona w organach władzy bolszewickiej i krwawego terroru żydokomunistycznego dopiero na bazie ujarzmionego Narodu mogła budować stada hunwejbinów ,obecnie POspolicie zwanych "myślącymi inaczej".To ziarno wzeszło i dało owoc w postaci unii wolności, unii demokratycznej czy platformy obywatelskiej i ich POpleczników.Dzieci żydokomunistycznych aparatczyków jak i oni sami oddawali się "intelektualnym" spekulacjom .A to w "Klubie Krzywego Koła", a to jako poszukiwacze sprzeczności.Kołakowskie,Schaffy i inne ich oazy mądrości poza Izraelem wskazywały drogę ku światowemu komunizmowi i nawoływały do walki klas.To ich skutki obchodzimy 1 marca "Dzień Bohaterów Narodowych" .Osobiście znam przykład gdy kuroń w czasie wizytacji zerwał dziecku na obozie szkaplerz z Matką Boską.
Raz już nam urządzili przyszłość,pora pójść drogą Węgier i wyzwolić się z narzuconego-obcego jarzma.
Kagan.