Żle się bawicie

<!-- @page { size: 21.59cm 27.94cm; margin: 2cm } P { margin-bottom: 0.21cm } -->

Źle się bawicie

Wczoraj w ekspresowym tempie wmurowano obok pałacu prezydenckiego tablicę mającą upamiętnić tragiczną śmierć prezydenta i towarzyszących mu osób. Nie pojawili się ani nowy prezydent ani premier. Mają ważniejsze rzeczy do roboty. Zbierają dla PO punkty w nieustającej kampanii wyborczej, ofiarowując powodzianom na papierze coraz to wyższe sumy.

Nie zaproszono również rodzin tragicznie zmarłych osób. Pogrzeby bez rodzin to w naszym kraju nic nowego. Niektórzy od 60 lat szukają miejsca pochówku swoich najbliższych.

Tablicę wmurowano dokładnie w kolejną rocznicę katastrofy rosyjskiego okrętu podwodnego. Wtedy premier Putin był zbyt zajęty żeby zainteresować się osobiście organizowaniem ratunku dla umierających we wraku rosyjskich chłopców. Odpoczywał na Krymie. Nie pozwolił również na dopuszczenie obcych służb ratowniczych. Podczas wizyty w Stanach, na pytanie o Kursk, odpowiedział z uśmiechem: „zatonął”.

Niedawno jeden z polityków PO podzielił się ze społeczeństwem odkrywczą refleksją: „ tak się zdarza, że samoloty spadają”. Też się uśmiechał. Widać to ta sama szkoła dyplomacji i to samo poczucie humoru.

 

W nocy z 9 na 10 sierpnia spotkaliśmy się pod pałacem prezydenckim na modlitwie. Po drugiej stronie zebrał się wesoły tłum młodzieży. Tańczyli, skakali, hałasowali, wspinali się na latarnie. Niektórzy próbowali przekonać modlących się do wspólnej zabawy. Obok mnie kilku młodzieńców w kolorowych czapeczkach w czasie śpiewania Roty imitowało stosunek analny.

Pracowałam kiedyś w jednej ze stadnin przy stanowieniu klaczy oraz przez pewien czas w ekskluzywnym liceum dla czerwonej burżuazji. Dlatego niewiele jest mnie w stanie zdziwić czy zgorszyć. A jednak zrobiło mi się smutno.

Dwadzieścia lat temu nasze dzieciaki stały po tej samej stronie, co my. Przecież wtedy też istniała reżimowa telewizja i można było stanąć po stronie władzy, zasłużyć na paszport, jakąś gratyfikację, albo stypendium za granicą. A jednak większość nosiła ulotki, narażała się na represje, przychodziła na kazania księdza Popiełuszki i do głowy im by nie przyszło obrażanie symboli religijnych, choć jak sądzę było wśród nich wielu ateistów. Na walkę z krzyżem mieli wówczas monopol Urban i ZOMO.

Kilka lat temu, po śmierci Papieża, już w wolnej Polsce, nasze dzieciaki zwoływały się na sąsiadującym z pałacem prezydenckim placu żeby wspólnie płakać. Stoi tam teraz ogromny krzyż i nikomu nie przeszkadza. Obwołano ich nawet- słusznie czy niesłusznie- pokoleniem JPII. Niektórzy z nich wrzeszczą teraz pod pałacem prezydenckim. Bo to stało się trendy.

Kiedy nasze drogi rozeszły się, kiedy nam się wymknęli?

Myślę, że zachowania młodzieży wyjaśnia po części książka Naomi Klein pod tytułem No Logo, niesłusznie odrzucana jako lewacka. Jest to kliniczny opis przejęcia rządu dusz młodego pokolenia przez logo, markę, brand czy jak tam to chcemy nazywać. Przegapiliśmy moment, gdy irracjonalne prawa mody przestały dotyczyć szmat i wystroju kuchni i przejęły władzę nad sferą ducha i intelektu. Dlatego bezprzedmiotowa stała się dyskusja.

Patrząc na pozorujących kopulację chłopaków poczułam się jak w ZOO przed klatką z pawianami. One też wyrażają w ten sposób wszelkie emocje, ustalają hierarchię a dostrzegając rozbawienie publiczności usiłują, pozorując ruchy frykcyjne, zasłużyć na banana.