A mi się marzy..

<!-- @page { size: 21cm 29.7cm; margin: 2cm } P { margin-bottom: 0.21cm } -->

A mi się marzy kurna chata...

Oczywiście, że jestem zacofana, bo spędzam sporo czasu w bacówce pod Turbaczem, gdzie nie doprowadziliśmy elektryczności w obawie, że jakiś „cywilizowany” gość przywiezie nam telewizor, a na własnej łódce ( to tylko stary Zefir), na której co rok żegluję po Jezioraku nie założyłam silniczka.

Nie mam natomiast i nie chcę mieć wpływu na to jak inni spędzają wakacje, jak urządzają mieszkania i jakiej słuchają muzyki. Nic mnie to nie obchodzi. Poza tym jestem zdecydowaną przeciwniczką indoktrynowania ludzi i narzucania im gustów. Jeżeli jednak ktoś wyrzuca na śmietnik na przykład cenny starodruk mam nie tylko prawo, lecz wręcz obowiązek zwrócić mu uwagę.

 

Przez kilka lat „ przymierzałam” się do odkupienia od gospodarzy w Ochotnicy przepięknych góralskich szaf. Nie było mnie stać na zapłacenie właściwej ceny ( około 8 tysięcy za sztukę), a nie chciałam górali oszukiwać ani urazić. Skończyło się tak, że nieświadomi rynkowej wartości mebli gospodarze porąbali szafy na opał i na ich miejsce kupili meblościankę z plastikowymi szybkami. Mój szacunek do cudzych gustów zaowocował tym, że wszyscy stracili. Ja okazję, a gospodarze kilka tysięcy.

 

Właściciele gospodarstwa agroturystycznego, w którym niedawno nocowałam nie mogli pojąć, dlaczego pomimo czystej pościeli, kafelków pod sufit i meblościanek na wysoki połysk nie mają klientów, natomiast wszyscy, w tym turyści z Niemiec, wybierają prymitywną chałupę, przy której właścicielka hoduje śmierdzące kozy. Próbowałam im wytłumaczyć (posługując się Heglem), że są jeszcze na etapie antytezy. W takiej śmierdzącej- ich zdaniem- chałupie wychowali się, więc cywilizują się ( zaprzeczają swoim korzeniom) przez kafelki, sztuczne kwiaty i meblościanki. Turyści niemieccy kafelki mają w domu, a osiągnęli już etap syntezy. Chcą mieć czystą łazienkę w zabytkowej wiejskiej architekturze, malwy pod oknem oraz autentyczną wiejską ławę i skrzynię w pokoju. Moi gospodarze muszą pogodzić się z tym, że meblościanka z płyty paździerzowej jest passe. ( Chyba, że postawią konsekwentnie na miłośników PRL, których też podobno nie brakuje.) Właścicielka drewnianego domku z kozami nie zdążyła się „ucywilizować” i w ten sposób z ariergardy stała się awangardą jak spóźniony biegacz na stadionie, który niespodziewanie zaczyna prowadzić bieg. To właśnie miałam na myśli opisując wrażenia z „zacofanej” Danii. Co to ma wspólnego z brakiem szacunku do własnego kraju ? Nie rozumiem niektórych komentarzy do moich tekstów.

Dobrze natomiast wie, co w branży turystycznej jest en vogue, pani Jadwiga Łopata, która wraz z sir Julianem Rose prowadzi w Stryszowie ekologiczne gospodarstwo. Wie, że obecnie istnieje wystarczająco dużo (aby można było z tego żyć) ludzi „zacofanych”, którzy za własne pieniądze chcą spędzić wakacje na prawdziwej wsi. Ekologiczna agroturystyka pozwala przetrwać małym gospodarstwom wiejskim, pozwala przechować tradycyjne receptury i stare sprzęty, które za kilka lat wzbogacą muzea.