Timeo Donaldos 2

 

 

 

 

W znanej anegdocie, baca siedząc wysoko na gałęzi odpiłowuje ją od drzewa. „Baco, przecież spadniecie”- ostrzega przechodzący turysta, ale baca udaje, że go nie słyszy i nadal zawzięcie piłuje. Oczywiście spada razem z gałęzią i obolały mruczy pod nosem: „ki diabeł, prorok jakiś czy co?”.

Ostrzegam, że po przyjęciu nowej ustawy o ewidencji ludności, czyli po zniesieniu obowiązku meldunkowego i zastąpieniu go dobrowolnym, a nawet samowolnym zgłaszaniem miejsca zamieszkania(bez zgody właściciela lokalu) trzeba będzie:

Znieść obowiązek szkolny. W jaki sposób bezwładna biurokracja szkolna zlokalizuje dziecko, którego rodzice będą mogli zmieniać wiele razy w roku- faktycznie czy fikcyjnie- adres?

Zlikwidować obowiązek alimentacyjny. Żaden komornik nie będzie ścigać po całym kraju osoby, dowolnie zmieniającej, miejsce zamieszkania.

Całkowicie zmienić przepisy dotyczące trybu doręczania pism sądowych i innych ważnych dokumentów, a także terminów prekluzyjnych i zawitych. Proponuję za przykładem Lutra, za doręczone, uważać pisma przybite do drzwi katedry. Inaczej lawina odwołań i apelacji, do końca sparaliżuje działanie polskich sądów.

Można mnożyć w nieskończoność negatywne konsekwencje tej pozornie źle przemyślanej ustawy. Stawiam jednak dolary przeciw orzechom, że została ona bardzo dobrze przemyślana przez grupy interesu, zajmujące się przejmowaniem mieszkań i, że najgroźniejsza w skutkach okaże się dla lokatorów mieszkań komunalnych. Administracje przeprowadzające ostatnio kontrole tych mieszkań, podsuwają głównemu najemcy do podpisu następujący cyrograf: „oświadczam, że jestem świadomy, że do zamieszkania w lokalu uprawnione są jedynie osoby w stosunku, do których najemca jest obciążony obowiązkiem alimentacyjnym. W innych przypadkach, pod rygorem wypowiedzenia umowy najmu, właściciel lokalu musi wydać pisemną zgodę na oddanie lokalu lub jego części do bezpłatnego używania...”

W dosłownym rozumieniu oznacza to, że takiego prawa nie mają na przykład, mieszkające z głównym najemcą jego dorosłe dzieci w stosunku, do których jego obowiązek alimentacyjny już wygasł, a których prawa potwierdzał dotychczas stały meldunek w lokalu. Interpelowane w tej sprawie zarządy dzielnic tłumaczą, że tego „niezręcznego” sformułowania nikt nie będzie egzekwował. Czyżby?

 

Kiedy przeszło dziesięć lat temu w różnych wystąpieniach publicznych mówiłam o niebezpieczeństwie „przegrzania” wyników Otwartych Funduszy Emerytalnych, przez inwestowanie we wzajemne zobowiązania i różne tak zwane produkty pochodne oraz zapowiedziałam z dokładnością do jednego roku światowy kryzys finansowy ( przewidywałam zapaść systemu w 2009 roku), niektórzy znajomi radzili mi, żebym zajmowała się sprzątaniem i gotowaniem, a nie globalną ekonomią. Teraz pytają mnie, w jakich walutach brać kredyt i w co włożyć pieniądze.

A przecież nie jestem ani prorokiem ani doradcą inwestycyjnym. Czuję się raczej czasem jak ten turysta, albo jak dziecko z bajki Andersena, które upiera się wbrew wszystkim, że król jest nagi.

 

 

 

Można mnożyć w nieskończoność negatywne konsekwencje tej pozornie źle przemyślanej ustawy. Stawiam jednak dolary przeciw orzechom, że została ona bardzo dobrze przemyślana przez grupy interesu, zajmujące się przejmowaniem mieszkań i, że najgroźniejsza w skutkach okaże się dla lokatorów mieszkań komunalnych.