Pisząc o mieszkaniach dla Polaków miałem na względzie zagadnienie najważniejsze, a mianowicie przyszłość naszego narodu, która zależy od wielu czynników, a w tym także od tak prozaicznej sprawy jak mieszkania dla młodych małżeństw.
Ciągle powtarzam, młodzi Polacy nie żenią się i nie mają dzieci, bo nie mają mieszkań ani pracy. Średni wskaźnik bezrobocia w Polsce to około 12 %, ale dla podejmujących pracę po raz pierwszy to ponad 20%, a mieszkania przy średniej cenie nabycia 7,7 tys. zł./m2, lub około 3 tys. miesięcznie za najem są poza zasięgiem nie tylko dla średnio zarabiających młodych ludzi, ale dla znakomitej ich większości.
Spada ilość zawieranych małżeństw, w 2009 roku było ich 251 tys. a w roku 2010 228 tys. Spada również ilość nowonarodzonych dzieci z 418 tys. w 2009 do 413 tys. w roku 2010. Główny problem leży w tym, że w Polsce rodzi się dzieci zbyt mało i to przynajmniej o 150 – 200 tys. rocznie, a liczba zawieranych małżeństw to tylko dwie trzecie odpowiedniej populacji.
Jest to stan zatrważający, ale nie on decyduje o wyludnieniu Polski.
„Rzeczpospolita” w numerze z 23 grudnia zmieściła na pierwszej stronie artykuł pod znamiennym tytułem: -„Młodzi wyjechali, milion Polaków mniej”, w którym informuje, że jest nas w kraju 37,2 mln. czyli o przeszło milion mniej niż podaje spis powszechny.
Mam uzasadnione obawy, że podany rachunek jest zbyt optymistyczny, jeżeli w tym przypadku można mówić o jakimkolwiek optymizmie. Powszechnie mówi się o ilości przynajmniej dwóch milionów Polaków, którzy wyemigrowali w poszukiwaniu pracy.
Według informacji zaczerpniętych bezpośrednio u zainteresowanych blisko połowa z nich nie ma zamiaru powracać do kraju, przynajmniej w ciągu najbliższych lat.
Mamy zatem stan, w którym faktycznie jest nas w kraju jeszcze mniej czyli około 36 mln. Możliwe, że część z nich wróci w ciągu najbliższych kilku lat, tylko że przy obecnym stanie nie będzie dla nich pracy.
Może być jeszcze gorzej, a mianowicie kryzys w największych krajach przebywania polskich emigrantów spowoduje konieczność powrotu znacznie większej ich liczby. Wtedy dopiero będzie katastrofa.
Grozi nam niebezpieczeństwo zebrania gorzkich owoców polityki prowadzonej przez dziesięciolecia.
Na tym tle wnioski wysunięte przez autorów artykułu w „Rzepie” są, albo bardzo naiwne, albo świadczą o niedocenianiu problemu we wszystkich jego aspektach.
Pocieszanie się, że emigracja nie szkodzi polskiemu „rynkowi pracy” gdyż istniejące rezerwy w postaci wysokiego bezrobocia gwarantują pokrycie zapotrzebowania, dowodzi ignorowania rzeczywistej polskiej sytuacji gospodarczo społecznej.
Jest to stanowisko pokrywające się z urzędowym optymizmem jak za PRL, że sytuacja jest „dobra, ale nie beznadziejna”.
W mojej ocenie sytuacja jest skrajnie dramatyczna. Mieszkamy w kraju, który potrzebuje ogromnego wkładu pracy w nadrobienie podstawowych braków cywilizacyjnych, nie mamy ani dostatecznej liczby mieszkań, ani dróg, ani niezbędnej infrastruktury urbanistycznej. Nie wykorzystujemy w zastraszającym stopniu naszego potencjału gospodarczego i mimo przeciętnie mizernego poziomu życia w zestawieniu z średnią unijną, żyjemy ciągle na kredyt mając stały deficyt w obrotach zagranicznych nie mówiąc już o deficycie budżetowym.
Sytuacja ta wymaga zastosowania metody skokowego przyśpieszenia rozwoju gospodarczego. Od dziesiątków lat piszę o tym, że Polska musi zrobić wszystko, co tylko możliwe, a nawet więcej, jakby to powiedział jeden z klasyków naszej polityki, ażeby to osiągnąć.
Osobiście widzę, że ciągle mamy szanse na uruchomienie dwóch podstawowych motorów napędowych naszej gospodarki, a mianowicie eksportu i budownictwa mieszkaniowego.
Tylko na tej drodze uzyskamy możliwość zwiększenia dochodów społecznych a także budżetowych.
Proponowane we wzmiankowanym artykule zwiększenie usług publicznych, jest oczywiście bardzo wskazane tylko, że na pokrycie kosztów tych usług trzeba stworzyć odpowiednie dochody z działalności gospodarczej.
Rozwiązania tego problemu nie można oczekiwać po obecnym rządzie i na to nie liczę, brakuje mi jednak odpowiedniego do wagi sprawy nacisku ze strony opozycji politycznej, organizacji społecznych, a nawet hierarchii kościelnej.
Obawiam się, że ciągle jesteśmy na podobnym poziomie orientacji, jaki zaprezentowali autorzy publikacji w „Rzeczpospolitej”.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 3101
http://www.globalresearc…
Szanowny autorze,
czytając powyższy tekst zastanowiłem się czy aby przypadkiem nie otworzyłem artykułu z archiwum , sprawdziłem - nie . Dlatego chciałbym zapytać co autor miał na myśli " ... nadrobienie podstawowych braków cywilizacyjnych, nie mamy ani dostatecznej liczby mieszkań, ani dróg..." . Obecnie np. w Warszawie ( ale również innych miastach) jest ogromny przerost mieszkań , tak zwanych "pustostanów" . Nie jest problemem ich brak lecz brak chętnych do kupna. Młodzi nie kupuja bo w "normalnych" warunkach metr kwadratowy powinien kosztować tyle co średnia pensja w danym rejonie,nie 2 X tyle.
Bardzo zainteresowało mnie kolejne stwierdzenie : "Osobiście widzę, że ciągle mamy szanse na uruchomienie dwóch podstawowych motorów napędowych naszej gospodarki, a mianowicie eksportu i budownictwa mieszkaniowego." Pytam - Budownictwa Mieszkaniowego ? Drogi autorze przy poprzednim uruchomieniu tego sektora , ceny poszły 2x w górę, robotnicy na budowie zarabiali tyle co aptekarze po farmacji czy inżynierowie w korporacjach a 3/4 młodego społeczeństwa ząłożyło chomonto na 30 lat - czytaj wzieli kredyt .
W mojej ocenie jedynie uzdrowienie sektora budownictwa i bankowego pozwoli na harmonijny rozwój , bo na łapu capu nam to nie wyszło - 2 miliony wyjechało.
Pozdrawiam
Jak Pan to sobie wyobraza ? Ja nie znam zadnego produktu wytwarzanego
w Polsce i cieszacego sie szczegolnym zainteresowaniem za granica !
Znam natomiast produkty wytwarzane w Polsce i sprzedawane tutaj pod inna
marka. Jest to najzwyczajniej pozbywanie sie towaru ! To nie jest
eksport ! Chetnie przedstawie przyklady !
że brak mieszkań na przeciętną kieszeń jest poważnym ograniczeniem rozwoju.
Ale doprawdy nie wiem, czy jest ktoś kto by chciał, aby ten problem został rozwiązany. Deweloperzy są zadowoleni, bo mają wysokie ceny. Banki są zadowolone, bo mają kredytobiorców, a nawet sami zainteresowani nie bardzo się buntują bo uważają że tak ma być.
"Złapał" się Pan za bardzo trudny temat.
Uważam że żadne zaklinanie rzeczywistości nie pomoże . Nic się nie zmieni dopóki nie upadnie system bankowy panujący w Europie a właściwie na całym świecie . To co się aktualnie dzieje na świecie prowadzi wprost do upadku finansowego większości gospodarek świata i wojny światowej . Sądząc po objawach będzie to już niedługo. Uważam , że podstawowym problemem ludzkości jest obecnie dostęp do taniego czystego źródła energii . Jeżeli nasza cywilizacja nie rozwiąże tego problemu w XXI wieku to przestanie istnieć .
Podkreślam , że z natury jestem optymistą -:)))
Wszystko o czym Pan pisze jest bardzo ważne i wymaga szybkich i zdecydowanych działań, tylko kto to ma zrobić? Obecny rząd wyraźnie czeka na ten unijny wspólny i praktycznie nie robi nic, albo tylko stwarza pozory działania, więc na jakiekolwiek reformy nie ma co liczyć. Eksport to sprzedaż wysoko przetworzonych wyrobów, a takich my nie produkujemy bo zlikwidowano praktycznie wszystkie zakłady mogące sprostać tym zadaniom. Nie inwestujemy nawet w źródła energii odnawialnej jak choćby geotermia, a jeśli się ktoś wychyli to zaraz problemy i utrudnienia, armia w stanie rozkładu i likwidacji itd..... wymieniać można by bez końca.
Chyba już dokonano takiego demontażu państwa i gospodarki, że podniesienie się z zapaści przy obecnych realiach jest faktycznie niemożliwe. Emigracja zarobkowa dalej będzie się nasilać, przyrost naturalny dalej po równi pochyłej w dół, wzrost gospodarczy tylko na papierze dla celów propagandowych, nastroje społeczne będą coraz gorsze, a i tak wybory wygrają ci co naród mają tam gdzie mają - i to jest chyba ewenement w skali światowej!