CZERWONY WOREK Z PORTFELAMI I WIELORYB

“Dziwniejsieje i dziwniejsieje!” woła Alicja, ale żaden z gapiów obserwujących wśród śmiechów i drwin przeplatanych ochami i achami zachwytu próbę wyciągnięcia na brzeg wielkiego białego wieloryba przy pomocy widelca nie słyszy. Biały królik uwija się na wysokości tylnych kieszeni spodni męskiej części gawiedzi, i zupełnie nie niepokojony pakuje zręcznie wyciągnięte portfele do czerwonego woreczka. Zła królowa poczerwieniała z wściekłości usiłując wbić widelec choćby na milimetr w grubą jak podeszwa wojskowego buta lśniąca białą skórę, ale wieloryba to nie rusza; mruży oczy z ukontentowaniem, macha łagodnie ogonem i mruczy: „tak szybko się mnie nie pozbędziecie”.

Jeśli kilku ekonomistów mówi, że zrzucanie się na Euroland w łącznej kwocie 200 miliardóweuro nie ma sensu w sytuacji, kiedy nic nie zmieni to w sytuacji samego zadłużenia Euro-raju, a jedynie odsunie jego krach o parę miesięcy w czasie, w którym wpompowane pieniądze bezpowrotnie dołącza do nie odzyskiwalnego długu, to należy się nad tym zastanowić. Ostatnie szczyt europejski nie przyniósł żadnego rozwiązania problemu długu, bo jedynym rozwiązaniem tego problemu byłoby albo potężne dokapitalizowanie strefy euro
(ale jak i skąd?), albo restrukturyzacja długu i budowa systemu bankowo-finansowego od podstaw, w oparciu bądź o nowo wprowadzone waluty narodowe bądź „nowe-euro”, choć to drugie nie zachęca, skoro pierwsze okazało się klapą.

Co więc przyniósł szczyt? Przyniósł zgodę na przyszłą katastrofę, odsuniętą w czasie, aż resztki majątku (rezerwy) spłyną do centrum, które zdąży je zamienić na coś wartościowego zanim same staną się bezwartościowe. Prezydent Republiki Czeskiej Vaclav Klaus (sam ekonomista) słusznie zwrócił uwagę, że: „Piątkowy szczyt Unii Europejskiej nie przyszedł z żadnym planem rozwiązania głębokiego kryzysu zadłużeniowego. Sformułował jedynie ogólny zamiar stworzenia pewnych długoterminowychramzmian instytucjonalnych, które same w sobie żadnego bezpośredniego wpływu na dzisiejszy, szybko pogłębiający się kryzys zadłużeniowy mieć nie mogą" [...] "W tej sytuacji byłoby nieodpowiedzialne zwiększać nasze zadłużenie poprzez udzielanie pożyczek krajom skrajnie zadłużonym, co jedynie umożliwi dalsze odsuwanie rzeczywistych rozwiązań" (za: PAP).

Robert Gwiazdowski z Centrum imienia Adama Smitha: „Reformy, które są zaproponowane, same w sobie nie mają sensu. To jest próba ucieczki do przodu, która z całą pewnością nie zakończy się dobrze. Spójrzmy na liczby. Kraje strefy euro są zadłużone na ponad 7 bilionów euro, a ich PKB wynosi ok. 13 bilionów. Więc, jaki poziom PKB, przez najbliższe lata, musi być przeznaczony na spłatę samych odsetek od tych 7 bilionów, na które one już są zadłużone. Proszę zwrócić uwagę, że te państwa muszą zadłużać się dalej, dlatego że na bieżąco sprzedają swoje własne obligacje”(za: niezależna.pl)

I Janusz Szewczak, Główny Ekonomista SKOK-u, którego zawsze pilnie czytam, bo od roku się nie myli, kiedy pisze jak bardzo myli się Minister Rostowski, i jakie będą, na przykład, przyszłe kursy walut:

„Ceny londyńskich nieruchomości idą w górę. Rozsądni i przewidujący kupują norweską koronę i kanadyjskiego dolara. Niemcy, tak jak Włosi, przestają wierzyć w moc giełdy i wycofują pieniądze zainwestowane w akcje we Frankfurcie czy Mediolanie, a chodzi o setki miliardów euro. Brytyjskie ambasady mają plan awaryjny ewakuacji obywateli Królestwa z Europy na wypadek upadku euro, runu na banki i zamieszek. Analitycy szwajcarskiego banku UBS zalecają w przypadku rozpadu strefy euro kupowanie kamieni szlachetnych, puszek z jedzeniem i broni małego kalibru (Szwajcarzy duży kaliber mają już w domach).

Unia Europejska i strefa euro potrzebują na ratunek dziś blisko 4 bln euro, a mówi się o oszczędnościach rzędu... 200 mld euro. Nowy włoski rząd Montiego dokonał drakońskich cięć na 30 mld euro, ale Włochom w I połowie przyszłego roku potrzeba minimum... 300 mld euro, a ich łączne długi to blisko 2 bln euro!

Na „ostatniej wieczerzy” w Brukseli ustalono prawie wszystko - z wyjątkiem tego, kto ma zapłacić te astronomiczne długi. Pogłębiono integracje bankrutów i zyskano kilka miesięcy. Patent eurostrefy polegający na tym, żeby niemieckie banki pożyczałypieniądze Hiszpanom i Portugalczykom na kupno mercedesów, a francuskie banki Grekom na kupno łodzi podwodnych, a potem żeby kraje Południa zlikwidowały własne deficyty i spłaciły własne długi, właśnie padł nieodwracalnie. Teraz będzie nowa zasada: kto nie płaci, ten nie je. Europejskie rządy kłamią i manipulują wskaźnikami, oszukują własne społeczeństwa. Banki to dziś istne piramidy finansowe, realnie zagrożone bankructwem, upiększające dane, inwestujące w kasyna, wesołe miasteczka, piorące pieniądze mafii i dyktatorów, fałszujące bilanse i ukrywające straty. Tylko w przyszłym roku będą potrzebować co najmniej ok. 500 mld euro.”

(za: niezleżna.pl; http://niezalezna.pl/20258-sze...)

Zwróćmy uwagę, że kluczowe w dla wszystkich głosów sceptycznych wobec pomysłu uratowania dwustu miliardów euro-strefy, która potrzebuje, jak twierdzi Janusz Szewczak, czterech bilionów, jest po pierwsze wskazanie na nieadekwatność aplikowanej kuracji, po drugie wskazanie na jej jedyny cel – na przesunięcie nieuchronnego o jakiś czas (tygodnie, miesiące).

Jeśli założymy, że politycy zebrani na szczycie nie są kompletnymi, finansowymi ignorantami, i nie mylą im się rzędy wielkości, to musimy uzna, że przesunięcie załamania w strefie euro czemuś służy. A czemuż może? Otóż jak to ma miejsce przy każdym jednym kryzysie czegokolwiek bądź są ci, którzy ratują swoje wkłady, bo są zwyczajnie szybsi, i ci, którzy nie zdążą tego zrobić, bo się zagapią. Kanclerz Merkel otwartym tekstem zaanonsowała czyjego interesu zamierza pilnować, i było to wtedy, kiedy odrzuciła pomysł udzielenia gwarancji dla bankrutów i udział EBC w ratowaniu strefy . Od tego momentu wiemy, że Niemcy grają na siebie i grają na czas, przynajmniej jak tak tę grę czytam, bo nie wiedzę jak ta kropla w morzu miałaby komukolwiek pomóc, a ze zaszkodzi to wiemy; wyzbycie się rezerw dewizowych nie ma szans nie wpłynąć na wiarygodność kredytową Polski; a skoro nie ma to koszt obsługi naszego długu wzrośnie. Tylko tyle, a nie wiemy jak rynki finansowe zareagują na sam pomysł europejskiej ściepy, i jak się to odbije na ratingach wszystkich zrzucających się.

Inna opcja jest taka że na szczycie nic nie udało się osiągnąć (żadnej bumagi nikt nie podpisał), więc uzgodniono, że się ogłosi, że jest genialny plan, mityczne pieniądze, i cudowna wola współpracy, ale tylko po to, żeby się nie zawaliło już, bo po ogłoszeniu, że nikt nic nie da, zawaliłoby się już.

To tyle, co sądzę o tym, co naprawdę stoi u podstaw decyzji, które pozornie nie mają sensu. Ale jest jeszcze druga strona, medalu – a mam na myśli rodzaj uzasadnień, który można zaobserwować wspierających poczynania tercetu falsetów: Sikorski, Rostowski, Tusk z towarzyszeniem werbla, na którym gra były premier Bielecki. Pierwsze to takie, że zauważyłem ze zdziwieniem, że wiele osób czuje potrzebę uzasadniania słuszności pozbycia się naszych rezerw finansowych, czy dalszego zadłużania budżetu. Przy tak niepewnej sytuacji, jako publicysta byłbym bardziej ostrożny, i jeśli nie wieszczył klęski, to przynajmniej bym się martwił stanem europejskich finansów, podnosił wątpliwości, i używał trybu warunkowego.

Tymczasem przeczytałem parę hymnów chwalebnych o radosnym pędzie w pierwszej linii do unijnej skarbonki, jakby nie było żadnych wątpliwości, czy premier Tusk to tęższy finansista niż na przykład prezydent Czech, i ma więcej „czucia” niż rynki, które na radosne wieści ze szczytu zareagowały smutkiem, nie wiedzieć czemu.

Jeden z publicystów, w zbożnym dziele udzielenia pochwały, posunął się nawet do tego, że udawał, ze nie wie, że angielskie bilion to jedynie polskie miliard, gdy chodzi o „ma”. Inni odwoływali się do bezsensownej, emocjonalnej presji, używając argumentu „solidarności”. Gdzie tu „solidarność” w powiększaniu stopnia bankructwa? Jaki sens istotnego szkodzenia ekonomicznego swojemu krajowi, skoro bankrutom i tak nic nie pomoże? Oni i tak zbankrutują ze wszystkimi konsekwencjami dla naszego eksportu, a my będziemy mieli jedynie o te 10 dużych baniek mniej. Im to nic nie daje, a nam szkodzi. Jeśli kraje euro zbankrutują, to chyba lepiej, żeby miały wkoło jak najwięcej krajów nie zbankrutowanych, które będą u nich kupować, bo będą miały jeszcze za co. Na takie, daleko posunięte podejrzenie, że ktoś tu chce, żeby zbankrutowało jak leci , euro ni euro, albo, że skoro bankrutuję ja, to nie pozwolę, żeby inni zdobyli ekonomiczną przewagę już na starcie kolejnego rozdania, to się bez cienia dowodu nie dam namówić, bo cui bono?

A być może trzeba to wszystko jeszcze raz, dokładnie przemyśleć. Cui bono?

Ale na koniec jedna uwaga polemiczna do tekstu pana Janusza Szewczaka; pisze pan Janusz Szewczak, że polscy konsumenci, zamiast zaciskać pasa, jak ci w innych krajach, ruszyli po kredyty konsumpcyjne zamieniając je natychmiast na świąteczne wiktuały. Głupio, czy mądrze? Albo głupio – jeśli dali się nabrać czarom prestidigitatorskiej grupy falsetów: Sikorski, Rostowski, Tusk z towarzyszeniem werbla, na którym gra były premier Bielecki, albo się właśnie nie dali, i doszli do skądinąd słusznego wniosku, że lepiej się szybko pozadłużać, ile wlezie, najeść i napić, żeby się trochę wyrównało z tymi emerytami z Niemiec i Francji, a jak to wszystko pieprznie, to i tak nie będzie ani komu, ani co oddawać, a co pojedzone i popite, to nasze... Może to ta głęboka mądrość ludowa, która kazała rolnikom brać od Gierka kredyty na ciągnik, żeby je potem spłacać comiesięcznym mendlem jajek?

Taka myśl, że skoro moja kura spłaciła moje kredyty, to ja wcale nie koniecznie będę się dorzucał do tych zagranicznych banków... w końcu kura to tylko kura, daje się skubać...

“Dziwniejsieje i dziwniejsieje!” woła Alicja, a zła królowa zarządza masową akcją podparcia wielkiego białego wieloryba wyrzuconego na płyciznę wykałaczkami; waleci uganiają się w ukropie niosąc całe pudła wykałaczek i raz po raz zanurzając się po nos w wodzie, żeby wykonać zadanie. Wieloryb się jakby uśmiecha, bo coś go łaskocze, a biały królik zatyka za szyby powozów i wtyka w szprychy rowerów mandaty karne za nieprzepisowe parkowanie w nadmorskiej strefie ochronnej... Czerwony worek z portfelami leży głęboko w jamie, której istnienia nikt nie podejrzewa...

Zbliżają się Święta Bożego Narodzenia. Jak co roku o naszych bohaterach mieszkających za wschodnią granicą pamięta Stowarzyszenie Odra-Niemien. Gorąco apeluję o wsparcie. Niech ludzie, którzy narażali życie za naszą wolność odczują naszą wdzięczność i pamięć: