NA BAŁTYKU BYWAJĄ TRZĘSIENIA ZIEMI I TSUNAMI, NA DNIE SĄ ZŁOŻA METANU. A MY TAM BUDUJEMY ELEKTROWNIE JĄDROWE.
Lobby atomowe karmi nas wciąż iluzją, że możemy kontrolować energię nuklearną.
Jest to typowe złudzenie ucznia czarnoksiężnika.
Tylko dowiadujemy się o tym zazwyczaj, jak już jest za późno.
Dowodem na to może być choćby rozpaczliwa nieudolność, z jaką Japonczycy usiłowali opanować katastrofę w elektrowni jądrowej Fukushima 1, kiedy tsunami zalało generatory i skończyło się zasilanie. Nagle okazało się, że trzeba improwizować, jak schłodzić pręty paliwowe, a helikoptery usiłowały bezskutecznie trafić z pojemnikami wody w ruiny reaktorów.
Improwizowac to można na saksofonie.
W Czarnobylu radzieccy atomiści wyciągając pręty grafitowe tez myśleli, że maja pełną kontrolę nad rzeczywistością. Jeżeli to, co się potem działo nie było improwizacją, to nie wiem, co nią jest.
W Polsce – żeby nie było, że u nas nie ma improwizatorów - nasz domorosły atomista dr Andrzej Strupczewski zasłynął tym, że wyciął dziurę w rektorze Maria i zainstalował tak zwaną "pętlę", w której miał pod pełną kontrolą coś badać.
Nasz rząd, który tak się rwie do budowania nam elektrowni jądrowych nad Bałtykiem twierdzi, że nam ani tsunami, ani trzęsienie ziemi nie grozi.
Otóż, powiedzmy sobie, szczerze, mijają się oni z prawdą mniej więcej o kilometr.
„Zjawisko tsunami, choć nie w takiej skali jak na oceanach, może się zdarzyć także na Bałtyku - uważa dr Andrzej Piotrowski z Pomorskiego Oddziału Państwowego Instytutu Geologicznego w Szczecinie, który jest koordynatorem międzynarodowego projektu MELA (Mapa Morfotektoniczna Niziny Europejskiej). Uczestniczy w nim kilka placówek naukowych z Polski, Niemiec i Danii. Prowadzone są analizy trzęsień ziemi dla naszego obszaru, uważanego za asejsmiczny.
U schyłku glacjału (okresu zlodowacenia) zachodziły intensywne procesy glacio-izostatyczne, czyli ruchy podnoszące skorupy ziemskiej po odciążeniu jej wskutek zaniku czaszy lądolodu. Podniesienie terenu Skandynawii nastąpiło również na skutek zmian przepływu strumienia ciepła w górnym płaszczu globu ziemskiego. Procesy te były związane z silnymi trzęsieniami ziemi. Według prof. Mornera z Uniwersytetu Sztokholmskiego, trzęsienia ziemi o sile od 6,0 do 8,5 st. w skali Richtera na terenie Skandynawii były odczuwalne również w północnej Polsce.
Zapisu tych wydarzeń można dopatrywać się w osadach w północnej części Niemiec i Polski. Wykazano, że spośród kilkudziesięciu trzęsień ziemi udokumentowanych na terenie Skandynawii w ciągu ostatnich 12 tys. lat, 15 wywołało falę tsunami o wysokości spiętrzenia przy brzegu do 20 m.”
http://wiadomosci.wp.pl/…
Najbardziej niszczycielskie tsunami w historii Polski wystąpiło w 1497 roku – w Darłowie. Położone nieopodal Darłówko zostało zmyte do morza. W Darłowie i okolicy zostały uszkodzone budowle i zginęli ludzie.”Fala wdarła się daleko w głąb lądu, wynosząc 4 statki morskie. Wysokość fali spiętrzonej na skłonie wysoczyzny po wschodniej stronie Darłowa osiągnęła 20 m, co można stwierdzić, gdyż na takiej wysokości został osadzony jeden ze statków. Zabudowania w Darłówku znikły całkowicie – podobnie, jak okoliczne wsie wokół Darłowa, gdzie fala uszkodziła wiele kamienic i część umocnień Wieprzy. Statki zostały pchnięte przez żywioł aż po kaplicę Św. Gertrudy i drogi na Koszalin. Katastrofę przedstawia dziś zbiór płaskorzeźb, jakimi udekorowano ambonę w tamtejszym kościele, a także ścienna rzeźba na rynku darłowskim.
Przyczyną tsunami w Darłowie było oddalone 500 km na północ trzęsienie ziemi w rejonie jeziora Wener w Szwecji. Było ono jednak zbyt słabe, aby bezpośrednio spowodować tsunami. Należy przyjąć, że to słabe trzęsienie wywołało eksplozję metanu uwięzionego w warstwach tworzących dno morza Bałtyckiego. Gwałtowne osiadanie dna wywołało tsunami. Eksplozji metanu towarzyszył grzmot, huk, "pomruk niedźwiedzia morskiego" - tak dawniej określano efekty dźwiękowe poprzedzające nadejście fali tsunami .”
Obecnie występujące trzęsienia na terenie północnej Polski nie są tak częste i intensywne jak dawniej.
Są one jednak wystarczające, aby wywołać eksplozję metanu, która może stać się przyczyną tsunami. Ślady po wybuchach metanu, w postaci kraterów, są czytelne w dnie Bałtyku. Powierzchnia rozpoznanych kraterów wynosi kilka hektarów. Ich dno jest nieco obniżone na skutek osiadania, a warstwy skał spoistych wykazują zaburzenia.” http://wiadomosci.wp.pl/…
Eksplozja metanu stwarza solidne zagrożenie dla rurociągu gazowego z Rosji do Niemiec. A przy okazji i dla wszystkich krajów połozonych wokół Bałtyku. Tąpnięcie dna, wybuch metanu, tsunami, a przy okazji wybuch rury napelnionej gazem – czy ktokolwiek zawiadomił nas, że nam grozi taki scenariusz?
Największe od ponad tysiąca lat trzęsienie ziemi na terenie Polski wydarzyło się 21 września 2004 roku. Serie wstrząsów odczuły miejscowości na Pomorzu, Warmii, Mazurach, Suwalszczyźnie, Kujawach oraz Podlasiu, a także niektóre z państw ościennych: Obwód Kaliningradzki, Litwa, Białoruś i Czechy.
Według dr Pawła Wiejacza z Zakładu Sejsmologii Instytutu Geofizyki PAN przyczyną tego trzęsienia był aktywny uskok tektoniczny gdzieś w rejonie Kaliningradu. Epicentra poszczególnych wstrząsów znajdowały się na Półwyspie Sambia. Uskok przebiega dość płytko pod powierzchnią litosfery ciągnąc się wzdłuż linii Kaliningrad-Suwałki. Dysponujemy szczegółowymi danymi z 30 europejskich stacji sejsmicznych, a także z polskich obserwatoriów – w tym stacji w Suwałkach, która była najbliżej miejsca wydarzeń. Niestety, na terenie rosyjskiej enklawy nie ma żadnej stacji sejsmologicznej. Jednakże z profilu sejsmicznego na linii Toruń-Suwałki wynikało, że na północ od Suwałk istnieją zaburzenia, mogące świadczyć o hipotetycznym uskoku tektonicznym. Wedłu dr Andrzeja Piotrowskiego z Pomorskiego Oddziału Instytutu Geologicznego w Szczecinie ów uskok mógł zostać uaktywniony przez proces podnoszenia się Skandynawii. Warto tu dodać, że w tym regionie trzęsienia ziemi wydarzały się co sto lat: w Białymstoku – w 1803 roku, w Gołdapi – w 1908. http://szkolnictwo.pl/in…
W tym roku również mieliśmy kilka trzęsień ziemi w rejonie Bałtyku, w okolicach Kaliningradu.
Ale, co tam, trzęsienia ziemi. Rosjanie budują tamże kolejną elektrownię jądrową.
A ostatnio nawet zaproponowali (to się nazywa propozycja nie do odrzucenia), żebyśmy zamiast budowac u siebie elektrownie jądrowe na (i tak awaryjnej, jak wykazała katastrofa w Fukushimie) licencji japońsko-amerykańskiej, skorzystali z ich myśli technicznej w branży atomowej.
Tymczasem wbrew twierdzeniom lobby atomowego, energetyka jądrowa wcale nie przeżywa renesansu. Banki coraz niechętniej finansują elektrownie jądrowe. Towarzystwa ubezpieczeniowe coraz niechętniej ubezpieczają istniejące. Nikt nie chce podejmować ryzyka.
Japonia, Belgia i Niemcy wycofują się całkiem z energetyki jądrowej.
Francja ma co prawda 59 bloków energetycznych i zapewnia sobie tym sposobem 80% energii. Co się wykłada na 1,3% potrzebnej energii na blok. Jest to najkosztowniejszy sposób zapewnienia sobie energii, a przeciez na razie jeszcze nie poniesli najwyższych kosztów, czyli likwidacji inwestycji, co lada chwila będzie musiało nastąpić, bo większość elektrowni to konstrukcje z lat 70-80-ych. Bo elektrownia jądrowa to konstrukcja, której okres użytkowania wynosi mniej więcej 30 lat. Natomiast problem potem będzie stanowić przez lat setki tysięcy.
Nawet argument o zmniejszeniu emisji CO2 dzięki istnieniu elektrowni jądrowych staje się cokolwiek absurdalny, jako że cała teoria o ocieplaniu klimatu na skutek działalności człowieka trąci megalomanią. Mamy na świecie 450 elektrowni jądrowych. Aby zmniejszyć emisję CO2 o jakiś zauważalny procent, należałoby ich wybudować dwu- lub trzykrotnie więcej, co zwiększałoby ryzyko awarii czy katastrofy również dwu czy trzykrotnie. Nikt na to nie pójdzie.
W momencie powstawania pierwszych elektrowni jądrowych twierdzono, że prawdopodobieństwo katastrofy nuklearnej ma się jak 1 : 100 000. Teraz, po szeregu poważnych katastrof, z których trzy (Kysztym, Czernobyl, Fukushima) osiagnęły najwyższy, piąty poziom – temat jakoś zniknął. Na własnej skórze człowiek przekonał się, co warte są takie radosne deklaracje atomowych lobbystów.
W USA od awarii na Three Mile Island w roku 1979 nie zbudowano ani jednej nowej elektrowni jądrowej. Oznacza to, że 103 elektrownie jądrowe USA lada chwila będą się nadawały wyłącznie do zamknięcia, bo nikt nie zaryzykuje i nie przedłuzy im resursu. Mimo buńczucznych wypowiedzi Obamy o budowie nowych, nie ma na to społecznej akceptacji. A także pieniędzy. Koszt budowy elektrowni jądrowej to wydatek rzędu 10 miliardów $. Bo energetyka jądrowa wymaga potężnych dotacji państwowych. Wbrew propagandzie nie jest ani tania, ani czysta, ani bezpieczna.
Elektrownie jądrowe potrzebne były podczas zimnej wojnydo celów zbrojeniowych, bo tamże wzbogacano uran i produkowano pluton.
Jednak czasy kiedy entuzjastycznie witano rozwój energetyki jadrowej i zwiększanie arsenału nuklearnego USA dawno minął.
Zresztą mocarstwa nuklearne największy problem mają ze składowaniem tego radioaktywnego badziewia.
W Los Alamos tysiące beczek (60- cio letnich) leży na gołej ziemi, pod namiotami.
W Hanford obszar, na którym przechowuje się bezużyteczne materiały promieniotwórcze, zajmuje aż 1450 km2.
Z projektu stałego mogilnika w Yucca Mountain w USA zrezygnowano w 2009 roku, a ilość odpadów nuklearnych idzie już w setki tysięcy ton. A przestaną być one niebezpieczne za jakieś sto tysięcy lat.
Nie ma ani jednego stałego mogilnika na świecie. A mamy 450 elektrowni jądrowych ( od kilku lat ich liczba już nie rośnie) i bliżej nie określoną ilość broni nuklearnej. Przez cale lata odpady nuklearne były po prostu zrzucane do morza. Od lat 90-ych zeszłego stulecia co bardziej cywilizowane kraje zaprzestały tego procederu i zaczęły je składować na terenie elektrowni jądrowych nie wiedząc, co z tym fantem zrobić. Co bardziej niecywilizowane w dalszym ciągu wrzucają je do oceanu. Morze Wschodniosyberyjskie jest w tej chwili najbardziej napromieniowanym morzem świata. Nawet bardziej niż Morze Irlandzkie.
Finlandia dała się wrobić UE w stałe składowisko odpadów nuklearnych. Ma ono powstać na Bałtyku na wyspie Olkiluoto do roku 2020. Właśnie tego nam na Bałtyku brakowalo. Kilka nadbrzeznych elektrowni jądrowych, Nord Stream, metan, trzęsienie ziemi, tsunami i składowisko odpadow nuklearnych.
Nie ma to jak rozrywkowe perspektywy, ktore nadejdą znienacka. Bo z nacka to nie to, jak mawiali Starsi Panowie.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 4815
Gdyby to chodzilo tylko o wybraną technologię, czy ryzyko błędu ludzkiego - możnaby rozmyślać, czy gorzej mieć elektrownię jądrową u siebie czy u Ruskich. Ale z przedstawionych informacji jasno wynika, że Bałtyk i jego wybrzeża nalezy zostawić w spokoju - i dotyczy to zarówno pomysłów budowania nadbrzeżnych elektrowni jadrowych, jak również rury z gazem idącej środkiem Bałtyku. Bo jak to pieprznie, to ani rura, ani elektrownie sie nie ostaną. A my tez nie przy okazji
Ale popatrz, jakie to lobby proatomowe jest opóxnione w rozwoju - gdyby mi zarzucano agenturę wpływu Gazpromu zanim to Ruskie zaproponowały nam swoje elektrownie jądrowe - mialoby to chociaż jakiś sens;))
.... [Jurko]
Co ciekawe, konsorcjum angielskiej firmy Atomic Energy Authority oraz szkockiej SubSea Offshore Ltd było gotowe wykonać zadanie usunięcia i neutralizacji bojowych środków trujących zalegających w Bałtyku za 8 mld dolarów, przy czym operacja trwałaby 10 lat. Jednak konsorcjum budujące NordStream postanowilo zaoszczędzić i zostawiło temat i beczki odłogiem.