Przejdź do treści
Strona główna

menu-top1

  • Blogerzy
  • Komentarze
User account menu
  • Moje wpisy
  • Zaloguj

Dziewięciu wspaniałych albo prawdziwy optymizm

Coryllus, 23.11.2011
Po wydarzeniach, które tu opiszę pozostały wspomnienia, krótka seria znaczków pocztowych i plakat zapowiadający wyświetlane w kinach relacje filmowe z zawodów. Był to bowiem czas kiedy nie było jeszcze w Polsce telewizji. Zanim przejdziemy do głównych bohaterów przyjrzyjmy się temu filmowemu plakatowi. Szarobury w tonacji obrazek, kilka białych plam i wyraźnie zaznaczona biało-czerwona sylwetka zawodnika walczącego tyłem. I ta tabliczka z numerem dwa na linach ringu, tak jakby na złą wróżbę przyczepiona tuż za plecami tego faceta w czerwonej koszulce i białych spodenkach. Autorem plakatu jest Tadeusz Trepkowski, artysta z polskiej szkoły plakatu, który tworzył przez cały prawie PRL. Jego dzieła byłyby pewnie nawet dziś rozpoznawane przez wielu z nas. Miały zwykle wymowę antywojenną i internacjonalistyczną. W plakacie zapowiadającym to wydarzenie był jednak artysta dość oszczędny, ograniczył się do tej czerwonej plamy i tabliczki z numerem dwa. Nie sądzę, by był to przypadek. Numer dwa oznacza na plakacie oczywiście drugą rundę walki, ale może być także interpretowany inaczej.

Numerem jeden w roku 1953 nie mógł być bowiem zawodnik odziany w narodowe barwy, nawet jeśli były one odwrócone do góry nogami. Numerem jeden mógł być wtedy tylko pięściarz z kraju zwanego Krajem Rad, gdzie władza pomagała sportowcom rozwijać talenty i chroniła ich przed złym wpływem pieniądza oraz zagranicznych menadżerów. Przez to właśnie zawodnicy ci mieli największe szanse na zwycięstwo w każdych sportowych zawodach, które rozgrywały się na wschód od Łaby. Szanse jednak to jedno, a ich realizacja to drugie. Sport to sport i nawet gdy sędzia ustawi mecz pozostaje spory zapas na tak zwane niespodzianki czyli na inwencję przeciwnika. Ta zaś bywa nieograniczona.

Popatrzmy więc co stało się w majowe dni roku 1953, osiem lat po zakończeniu wielkiej wojny, w czasie kiedy lasy pełne były jeszcze partyzantów z ukoronowanymi orłami na czapkach, a miasta pełne tajniaków w gumowych płaszczach nie zdejmowanych nawet w czasie największych upałów.

Zacznijmy od przestawienia naszych bohaterów. Oto oni; Zygmunt Chychła, Gdańszczanin, były żołnierz Wermachtu, który uciekł do polskiej armii we Włoszech, w roku 1953 ma już zaawansowaną gruźlicę, ale jest tak dobry technicznie, że trenerzy, w tym wielki Feliks Stamm, oszukują chłopaka, że jest prawie zdrowy, a jego choroba cofnęła się. Chychła będzie walczył więc z wielką dziurą w płucach nic to tym nie wiedząc. Ekipa nie może z niego zrezygnować. Sport mimo oczywistej zależności państwa od Moskwy jest traktowany serio. Walka to walka i musi się toczyć aż d zwycięstwa. A wygrać chce każdy.

Józef Kruża, przez cały czas trwania turnieju był przygnębiony i smutny. Jego żona jest w ciąży i leży w szpitalu. To powikłana ciąża i lekarze nie dają kobiecie i dziecku wielkich szans. Kruża milczy i walczy. Dojdzie do finału i spotka się tam z wielkim Zasuchinem. Wielkim fizycznie i wielkim poprzez swoją sławę człowieka demolującego przeciwników.

Bogdan Węgrzyniak, najcięższy z zawodników, do finału doszedł ze złamanym kciukiem. Nie powiedział o tym nikomu i wszedł na ring ze świadomością, że zawodnik radziecki, Litwin Algidras Socikas walczył będzie dwoma rękami, a on tylko jedną.

Byli także inni; Bogdan Stefaniuk, Aleksy Antkiewicz, Tadeusz Grzelak, Leszek Drogosz i Henryk Kukier. Wszystkimi opiekował się Feliks Stamm.

Zawody, które tu opisuję to oczywiście mistrzostwa Europy w boksie rozgrywane w Warszawie w roku 1953, w maju, w hali, która dziś nosi nazwę Mirowskiej, a wtedy nazywała się halą Gwardii. W pogruchotanej pięściami wojny Warszawie hala Gwardii była jednym z nielicznych całych i mogących pomieścić dużą liczbę ludzi budynków. Sportowcy, którzy przybyli na mistrzostwa zakwaterowani zostali w jedynym ocalałym, hotelu, który i wtedy i przezwoją i nawet dziś nosi nazwę „Polonia”.

Hotel zachował wszelkie przedwojenne standardy i zawodnicy obcych państw nie mieli na co narzekać. Trochę inaczej sprawa wyglądała w hali gdzie rozgrywano zawody. Trybuny wypełnione były tajniakami, co dało się zauważyć gołym okiem, na ścianach wywieszono hasła wzywająca do walki o pokój i socjalizm, był nawet biały gołąbek pokoju z gałązką oliwną w dzióbku. Mimo starannych przygotowań organizatorów, na salę dostało się bardzo wielu młodych ludzi określanych w ówczesnej prasie jako element bikiniarski i wywrotowy. Chłopaki w malowanych ręcznie krawatach, w butach na słoninie i idiotycznych, zwężanych ku dołowi spodniach, siedzieli na trybunach i czekali na chwilę kiedy zawodnicy reprezentujący Polskę wejdą na ring.

Mistrzostwa Europy wywoływały tak silne emocje wśród mieszkańców stolicy, że władze zdecydowały się na nagrywanie poszczególnych walk, a następnie emitowanie ich na drugi dzień przed seansami filmowymi. Tę właśnie atrakcję reklamował plakat Tadeusza Trepkowskiego.

Wszystko co dało się podporządkować propagandzie zostało jej podporządkowane i wykorzystane. Prasa, radio, i działacze sportowi mogli mówić jedynie o bezwzględnej przewadze drużyny radzieckiej i radzieckiej szkoły boksu. Publiczność była pilnowana przez facetów w gumowych płaszczach, a kiedy ci nie radzili sobie z wyłapywaniem co bardziej aktywnych kibiców ustawiony na trybunie reflektor oświetlał punktowo tych młodzieńców, którzy najgłośniej darli się; bij ruska, bij ruska. Trzeba oddać sprawiedliwość tym bohaterskim chłopcom i stwierdzić, że niewiele to pomagało. Doping był po prostu wstrząsający. Hala ryczała wprost ze szczęścia po każdym zwycięstwie Polaka odreagowując w ten sposób horror wojny, okupację, najazd bratniej armii ze wschodu i wszystkie w ogóle upokorzenia jakich kraj i jego poszczególni obywatele doznali w ciągu ostatnich dziesięciu lat.

Już po pierwszych spotkaniach w ringu jasne było, że całe mistrzostwa podporządkowane są jednej tylko sprawie – zwycięstwu Polski nad ZSRR. Każdy to rozumiał, chyba nawet faworyt drużyny angielskiej Welles. Na pewno rozumieli to kibice, wśród których wielu było takich co niedawno jeszcze ukrywali się w lesie. Rozumieli to także zawodnicy, chory na gruźlicę Chychła, Kruża, któremu powiedzieli, że umrze jego żona i dziecko i Węgrzyniak,
który w spotkaniu z Hermannem Schreibauerem złamał sobie kciuk. I reszta także, z Feliksem Stammem zwanym Papą na czele. Tego zwycięstwa oczekiwali od nich nie tylko kibice, ale wszyscy ludzie w Polsce świadomi, że kraj oddano w pacht czerwonym i nie ma od tego żadnej ucieczki, potrzebowali go przede wszystkim zaś ci, którzy o boksie i w ogóle o sporcie nie mieli najmniejszego wyobrażenia. I oni, ci drobni, wychudzeni, chłopcy trenujący na co dzień w brudnych i śmierdzących salkach razem ze swoim trenerem, dziwnym facetem, który miał w sobie coś z chodzącego po podwórku koguta, postanowili im to zwycięstwo dać.

Pierwsza finałowa walka, którą stoczył Kruża z reprezentantem Czechosłowacji Franciszkiem Majdlochem nie wywołała większych emocji, cieszono się z medalu, ale czekano na finały polsko-rosyjskie.

Zenon Stefaniuk startujący w wadze koguciej pokonał w pierwszym takim finale Borisa Stiepanowa. Nikt dziś już nie pamięta tego znakomitego pięściarza, po nim przyszli inni, równie wielcy, których nazwiska mocniej wryły się w pamięć kibiców. Stefaniuk uważany był za znakomitego technika, jego sława jednak zbladła przy takich mistrzach jak Grudzień czy Szczepański. Wtedy jednak zdobył złoty medal. Zdobył go walcząc czysto, wyprowadzając kilka morderczych kontrataków i pokazując wszystkim na trybunach i wszystkim w kraju jak wygląda prawdziwy, uczciwy boks.

Kolejnym finalistą był Kruża. W czasie trwania mistrzostw dowiedział się, że jego żona co prawda będzie żyła, ale synek zmarł. Zygmunt Kruża pochował dziecko i wrócił na ring. W finałowej walce stanął naprzeciwko niego Aleksander Zasuchin. Mając w pamięci niedawne walki Zasuchina widownia zamilkła. Czekano co będzie i nikt chyba, włącznie z samym Stammem nie wierzył w to, że Kruża poradzi sobie z Rosjaninem. To co stało się wtedy na ringu, w finałach wagi piórkowej nazwano by dziś pewnie odreagowaniem stresu i silnych, negatywnych emocji, wtedy nikt nie zastanawiał nad psychologicznymi aspektami walki. Kruża stanął na ringu po czym zdemolował Zasuchina nie dając mu najmniejszej szansy na zwycięstwo. Wiele lat później Bogdan Tomaszewski napisał, że Kruża zachowywał się w ringu tak jakby pędził przez wąwóz Somosierra. Trwało to trzy rundy i przyniosło mu złoty medal.

Złoty medal zdobył także Leszek Drogosz walcząc w finale z Irlandczykiem Terence’m Milianem.

Wśród partyjnych działaczy nastrój nie był wesoły. Oto na oczach całego kontynentu polscy pięściarze biją bez opamiętania pięściarzy radzieckich wychowanych  przodującym ustroju i nic z tym nie można zrobić. Nie pomaga nawet zawierzony w hali Gwardii gołąbek pokoju wycięty z tektury. Nie pomaga właściwie nic, a trzeba coś robić, bo sport sportem, a nie wiadomo jak na to wszystko zareagują towarzysze z bratniej partii.

Kiedy na ring wszedł Chychła, który był zdecydowanym faworytem Stamm był spokojny. Chychła miał przeciwko sobie Szczerbakowa, który także był faworytem, ale trzy rundy walki z Chychłą pokazały, że farbowanym. Technika i szybkość Zygmunta Chychły nie pozostawiały sędziom żadnych wątpliwości, a towarzyszy partyjnych odzierały z ostatnich złudzeń. Było to bolesne, tak bolesne, że tuż po zwycięstwie zarażonego gruźlicą Gdańszczanina nad zawodnikiem radzieckim, działacze złożyli w kierownictwie zawodów ustny protest. Stało się to w pięć minut po gongu i wywołało sporą konsternację. Wygrywa Polak, a Polacy składają protest. Po pierwsze i ostatnie – nie Polacy, a komuniści i nie protest, a błaganie o życie. Wiedzieli bowiem dokładnie ci panowie do czego posunąć mogą się towarzysze z zaprzyjaźnionej partii komunistycznej, kiedy okaże się, że radziecka szkoła boksu wcale nie jest tak świetna jak to opisała swego czasu „Prawda”. Dziwny ów protest nie dotyczył bynajmniej postawy Chychły w ringu, ale usunięcia spośród sędziów przedstawicieli demokracji zwanej ludową, a to ze względu na ich niski poziom ogólny i słabą znajomość reguł sportu, który mięli oceniać. Nic to nie pomogło. Chłopcy Stamma szli dalej. Pietrzykowski zdobył brąz w lekkośredniej, Grzelak srebro w półciężkiej, Antkiewicz brąz w lekkiej.

Kiedy doszło do finałowej walki Węgrzyniaka nikt nie wiedział, że ma on złamany kciuk. Publiczność szalała, a Węgrzyniak bronił się przed Socikasem jak umiał, nie chcąc psuć chłopakom popołudnia, a i pewnie najbliższych dni, które wypełnione były radością ze zwycięstw. Przegrał, ale wywalczył srebrny medal.

Warszawa i kraj oszalały ze szczęścia. Nie było w tamtych dniach ważne, że miasto stoi w ruinie, że nie ma chleba, że trzeba pracować ponad siły. Liczył się sukces.

Tygodnik „Tempo” uczcił dziewięć polskich medali w tym pięć złotych w charakterystyczny dla tamtych czasów sposób. „Wielki sukces radzieckiej szkoły boksu” krzyczał czerwony tytuł na pierwszej stronie. Pod spodem zaś, małymi litrami napisane było; 5 złotych medali dla Polski.
Tekste jest fragmentem książki "Baśń jak niedźwiedź. Polskie historie". Dostępnej na stronie www.coryllus.pl
  • Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
  • Odsłony: 2707
Domyślny avatar

Residenzpalast

23.11.2011 10:28

przypomnialy mi sie lata dziecinstwa..pamietam jak dzisiaj morze ruin i funkcjonujaca obok Hali Mirowskiej - Hale Gwardia...pamietam - moze jeszcze ktos to pamieta troche pozniejszy wielki koncert tam zespolu The Artwoods ze slawnym Johnem Lordem i ich "Down in the Valley" czy The Crazy World of Arthur Brown'a -te wystepy byly tym samym o czym Szanowny Autor pisze... te same klimaty :-) Pamietam ow mecz... mojego dziadka ,ktory z przejeciem sluchal transmisji a mieszkali doslownie 2 kroki od Hali na Grzybowskiej.. rozmarzylem sie ...dziecinstwo przelacialo nie wiem kiedy...
Domyślny avatar

felek

23.11.2011 11:13

Dodane przez Residenzpalast w odpowiedzi na przypomnialy mi sie lata

cały zespół był znakomity! rok póżniej zdobyliśmy z kolegami ich płytę i graliśmy /w zespole/ wiele z ich utworów, także down in the valley, i także don't cry no more, które do dziś podnosi mnie z krzesła! jakiś czas temu umieściłem link do tego utworu tutaj w rubryce muzycznej, ale nie było żadnego komentarza. widać nie zrobiło wrażenia.:) pozdrawiam bratnią muzyczną duszę!
Domyślny avatar

WJD

23.11.2011 11:51

Dodane przez felek w odpowiedzi na Artwoods: byłem na ich koncercie!

A kilka ponadto mieli genialnych i jedną supergenialną, The Beatles. To co się dziwić, że te pozostałe na doskonałym poziomie rzemiosła są nieco zapomniane. Ale wkleić tu stosowny link należało, bo szukane jest bardzo kłopotliwe.
Domyślny avatar

Residenzpalast

23.11.2011 12:58

Dodane przez WJD w odpowiedzi na Anglicy mieli wiele znacznie lepszych kapel.

a co ze Stonsami!!!!??? przepraszam Cie Coryllusie...ze wywolalem " wilka z lasu a w zasadzie rocka& bluesa ) i odbieglem od tematu? czy aby??? :-)
Domyślny avatar

Residenzpalast

23.11.2011 12:55

Dodane przez felek w odpowiedzi na Artwoods: byłem na ich koncercie!

pamietasz bo to bylo na tym samym koncercie jak facio ( Artur Brown ) w elmie uwawal ,ze sie " podpalil" ..widowni z wrazenia szczeki poopadaly i jak sie zaczal motac na scene vide ringu bokserskim widownia oszalala.. Podobnie przypominam ( a byli wowczas na mega topie na rowni z Beatlesami !!!) the Hollies w Kongresowej..dla mnie to byl najlepszy koncert jaki w sumie widzialem - wczesniej przed nimi spiewala Lulu.. :-)) kurcze..mega odjazd!! tym bardziej ze wowczas byl to moj pierwszy koncert na ktorym bylem z dziewczyna:-)) oj wiec pojde dalej..a koncert Animalsow!..kurcze!! jazda na calego!!
Domyślny avatar

Gość

23.11.2011 20:41

Dobrze, że Pan przypomniał tamto wręcz heroiczne zwycięstwo. To było wspaniałe antydotum na panujące zakłamanie i traumę z sytuacji w jakiej się znaleźliśmy. Feliks Stamm "Papa" i jego chłopcy sprawili wówczas w strasznych latach pięćdziesiątych to, że Polacy poczuli się znowu wielcy i co najważniejsze zjednoczeni. Bo uwierzyli, że można i należy mieć nadzieję na lepszy dla nas czas. Ci chłopcy wraz ze swoim trenerem jakby tchnęli nowego ducha w zaszczuty i zniewolony naród. Nie wiem czy jeszcze dzisiaj można kupić pamiętniki Feliksa Stamma, ale jeśli wpadną komuś w ręce to warto przeczytać i dowiedzieć się wiele o polskim boksie. Tylko należy też mieć na uwadze kiedy były one pisane i co wówczas nie podlegało cenzurze.

Statystyka blogera

Liczba wpisów: 820
Liczba wyświetleń: 3,931,816
Liczba komentarzy: 10,268

Ostatnie wpisy blogera

  • Syn pana prefekta dał głos
  • Szlachta i "szlachta"
  • Nasi bohaterowie

Moje ostatnie komentarze

  • wejdziesz na moją stronę. Nie mogę pozwolić na to, żeby mnie gównem obrzucali...przepraszam.
  • Moje komentarze nie były żadnymi prowokacjami, ale odpowiedziami na prowokacje. Niech się pan już tak mocno mną nie martwi, jak będzie pan chciał sobie coś poczytać, zapraszam na stronę www.coryllus.…
  • Tutaj niczego nie uprawiam, bo nie mam żadnej możliwości. Tymi blogami rządzi administracja, autorzy są tylko dodatkiem. A o takich jak ty to w ogóle szkoda mówić.

Najpopularniejsze wpisy blogera

  • Bezczelność Ziemkiewicza zwala z nóg
  • Czy Łysiak też kochał Monikę Jaruzelską?
  • Nasi bohaterowie

Ostatnio komentowane

  • , Dzień dobry Przeczytałam całość, niby się zgadzam z opinią o niedocenianiu niektórych Twórców, ale jakieś takie poczucie krzywdy we mnie rośnie. I dlatego piszę, by sprostować to, że niby Rapacki w…
  • , Nie zgodzę się z Pana oceną tej książki. Ale mam do tego prawo. Pan również ma prawo do własnej opinii na jej temat. Uderza mnie jednak to że nie prowadzi Pan rzetelnej krytyki ani polemiki z faktami…
  • , Rzeczywiście - tobie odpisywać nie warto. Więc tylko dla ewentualnych innych - Coryllus sam się stąd wynósł, jak obrażony smarkacz. Napisał o tym wyraźnie na blogu, z którego próbował zrobić…

Wszystkie prawa zastrzeżone © 2008 - 2025, naszeblogi.pl

Strefa Wolnego Słowa: niezalezna.pl | gazetapolska.pl | panstwo.net | vod.gazetapolska.pl | naszeblogi.pl | gpcodziennie.pl | tvrepublika.pl | albicla.com

Nasza strona używa cookies czyli po polsku ciasteczek. Do czego są one potrzebne może Pan/i dowiedzieć się tu. Korzystając ze strony wyraża Pan/i zgodę na używanie ciasteczek (cookies), zgodnie z aktualnymi ustawieniami Pana/i przeglądarki. Jeśli chce Pan/i, może Pan/i zmienić ustawienia w swojej przeglądarce tak aby nie pobierała ona ciasteczek. | Polityka Prywatności

Footer

  • Kontakt
  • Nasze zasady
  • Ciasteczka "cookies"
  • Polityka prywatności