Nie wierzą, ale się Boga boją

„W bogów co prawda nie wierzył, ale za to ich się bał” – tę w zgrabne słowa ujętą myśl pomieścił był w swej powieści historyczno-przygodowej pan Maciej Słomczyński (Joe Alex). Przypomina mi się ona zawsze wtedy, gdy obserwuję histeryczne ataki wszelkiej maści nihilistów na chrześcijaństwo, na jego idee – szczególnie etykę – a nawet na same znaki symbolizujące wiarę chrystusową.

 

Jeśli są ateistami, jak twierdzą, to co im przeszkadza chrześcijaństwo? Przecież nie wzbudzają się tak w zetknięciu z zaklęciami i rytuałami szamana, nie odczuwają też zagrożenia z powodu jego czynności. Jeśli w istocie nie wierzą, to działalność każdego duchownego powinna być dla nich tak samo obojętna jak wysiłki wzmiankowanego szamana. Natomiast tak histeryczna agresja wobec kościoła katolickiego, może być tylko wynikiem prymitywnego odruchu wywołanego przestrachem – nie wierzą, ale to wywołuje w nich lęk!...

 

Jeśli nie uznają etyki chrześcijańskiej, to w czym im ona przeszkadza? Przecież nikt jej dzisiaj nikomu na duś nie narzuca. Jeśli rzeczywiście są ateistami, to zapowiedziane przez Jezusa Chrystusa zbawienie  oraz potępienie  powinny być dla nich nic nie znaczącymi słowami. Ale ich niepokoi sam fakt funkcjonowania tych pojęć w życiu umysłowym i w kulturze. Niepokoi to ich sumienia i liczą zapewne, że zniknięcie etyki chrześcijańskiej sumienia im uspokoi. Będą więc mogli spokojnie uprawiać wszelakie bezeceństwa. Czy to nie jest magiczne myślenie? Religię odrzucają, a ulegają magii!...

 

Czy wzrusza nas lub nam przeszkadza posąg Zeusa, Światowida, indiański totem lub jakikolwiek bałwan  religii z wykopalisk? Mnie znak menory, półksiężyca, czy każdy inny symbol nie chrześcijański tak samo ani ziębi, ani grzeje jak owe muzealne wyobrażenia. Jeśli oni rzeczywiście są ateistami, to równie obojętnie powinni przechodzić obok krzyża, a szanować powinni chyba ten znak, tak samo jak każdy inny przynależący do kultury wielosetmilionowej części ludzkości. Natomiast agresja jest wywołana na ogół lękiem, w tym przypadku będzie to lęk przed symbolem – nie świętym, ale magicznym, jak go postrzegają pewnikiem zalęknieni...

 

Cała ta wojowniczość przeciwko krzyżowi i chrześcijaństwu przypomina pęd wszelakiego rodzaju fundamentalistów. Ci rozhisteryzowani entuzjaści wyuzdanych, rozmnożonych chyba do 5 płci i natychmiastowego folgowania wszelkim zachciankom, podobni są przecież do fanatyków, którzy w Indiach biegną wyżynać muzułmanów lub hinduistów z sąsiedztwa. Ta hałastra, usiłująca niszczyć podstawy Cywilizacji Łacińskiej, wykazuje cechy zapału wręcz dewocyjnego i jest chyba napędzana czymś w rodzaju religii a rebours,  a w istocie jakiejś karykatury religii...