Wildstein a mentalność parobka

Dworski parobek pana widywał, co najwyżej z oddala. Wszelkie dyspozycje otrzymywał od karbowego lub innego służącego, stojącego wyżej w hierarchii. Oczywiście na folwarku nie było w zwyczaju, aby parobek zgłaszał jakieś postulaty lub petycje. Jeśli się coś takiego zdarzyło, to było traktowane jako bezczelna krnąbrność i groziło batami w dybach...

 

Ale dość dygresji, przejdźmy do meritum:

 

W niedzielnej audycji TVP1 Bronisław Wildstein przedstawia zaprezentowano zwięzłą ocenę śledztwa smoleńskiego, dokonaną przez profesora Andrieja Iłłarionowa, byłego doradcę Władimira Putina. Do skomentowania wypowiedzi niewątpliwego znawcy mechanizmów rosyjskiego państwa, autor programu zaprosił redaktora Janusza Rolickiego, niewątpliwego znawcę polskiego establishmentu, usytuowanego wewnątrz naszego mainstream’u.

 

W istocie nie poznaliśmy żadnych nowych faktów. Profesor Iłłarionow wymienił katalog znanych nam przykładów mijania się z prawdą, wygłaszanych przez oficjalne czynniki rosyjskie. Na przykład takie jak rzekome 4 podejścia do lądowania, (choć było tylko to jedno, tragiczne), czas katastrofy przesunięty o 15 minut, sugestie rosyjskich kontrolerów lotu, aby lądowanie wykonać na innym lotnisku, czego nie było na nagraniach z kokpitu itd., itp....

 

Całkowicie nowym elementem w kwestii oceny tego, co się dzieje w sprawie katastrofy smoleńskiej, było to, że dokonał tego człowiek wiele lat pracujący w kręgach najwyższej władzy państwa rosyjskiego. Stwierdził on bez ogródek, iż taka akcja dezinformacji nie może być w Rosji realizowana bez decyzji na najwyższym szczeblu. Natomiast na czele komisji rządowej powołanej do zbadania przyczyn katastrofy stoi sam premier Putin...

 

Ludzie nie wierzący w rzetelność strony rosyjskiej, która uzurpuje sobie wyłączność na prowadzenie śledztwa, uzyskali uzasadnienie swojej nieufności z ust profesora Andrieja Iłłarionowa, który te nieścisłości  śledztwa uznaje po prostu za krętactwa i mataczenie.

 

Najciekawsza była jednak reakcja pana redaktora Rolickiego, który jak oczywistą oczywistość  ogłosił – Od 100 lat na terenie Rosji nie odbyło się żadne śledztwo nie kontrolowane przez władzę, nie licząc terenów pod okupacją niemiecką. A pan Wildsteina po swej uwadze – „Jest przecież umowa z roku 1993, a i konwencja czikagowska  inaczej kwalifikuje katastrofę samolotu państwowego” – usłyszał – A co, idąc na udry więcej byśmy uzyskali?!...

 

Proszę wybaczyć, ja nikogo nie chcę obrażać, ale to właśnie w mentalności dworskiego parobka  możliwe są tylko dwie postawy wobec dworu – czapkująca uległość lub udry, czyli bezczelna krnąbrność. Natomiast partnerstwo między służba i państwem nie występowało nawet w ludowych baśniach. Parobek od pokoleń miał to chyba w genach, bo jak nie to go oddawali w sołdaty...

 

Po tej audycji naszła mnie natrętna myśl – przedstawiciele naszej władzy zachowali się wobec Putina jak ten uległy parobek. Ludzki  pan nawet przytulił naszego premiera w nagrodę. Chyba błędem jest natomiast mylenie partnerstwa z paternalistycznymi gestami łaski...

 

Tym sposobem nasza strona zapewniła Rosjanom komfort moralny – mogą oświadczyć w każdej chwili – Przecież oni nic od nas nie chcieli, a my przeprowadzamy dochodzenie tak, jak umiemy i jak nas na to stać!  No i cały świat pokiwa głowami ze zrozumieniem...