Pożyteczni idioci symetryczni

Pożyteczny idiota – od rosyjskiego polieznyj idiot  – takim mianem obdarzał Lenin zachodnich dziennikarzy, którzy byli ślepi na zbrodnicze aspekty rewolucji bolszewickiej i pisali o niej tylko w superlatywach. Ja tu chcę zastanowić się nad takim oglądem rzeczywistości, który polega na dostrzeganiu zjawisk w istocie nie istniejących. Konkretnie mam na myśli widzenie symetrii w czynach  – dotyczących polskiej racji stanu – pomiędzy Platformą Obywatelską z jednej strony i Prawem i Sprawiedliwością z drugiej.

 

Po elekcji prezydenta, wielu dziennikarzy Rzepy  manifestuje fałszywy obiektywizm,  czego wcześniej nie robili. Nie wnikając w to, kto wywołuje awantury polityczne orzekają – kłócą się!  Zaczęli udawać wiarę w symetrię między pozytywnymi działaniami partii, jakby różnice dotyczyły tylko piarowskiej  sprawności w prezentowaniu racji – staromodnych i konserwatywnych z jednej strony oraz nowoczesnych europejską światowością z drugiej.

 

Symetria owa istniała może przed wyborami parlamentarnymi i prezydenckimi w roku 2005. Widzieliśmy ją w głoszonych programach , których osią wspólną była deklarowana troska o naprawę państwa. Różniły się w kwestiach gospodarczych i socjalnych, ale obie partie planowały uruchomienie prawa, którego egzekucja jest fundamentalną funkcją państwa. Platforma była nawet bardziej radykalna i to w jej łonie narodziło się hasło budowy IV Rzeczpospolitej  – państwa bez korupcji i kolesiostwa.

 

PiS nie był na tyle silny, aby zamierzone zmiany przeprowadzić samodzielnie. Bez wgłębiania się w szczegółową analizę działalności PO, dało się zauważyć jej niewątpliwe przejście do obozu obrońców status quo.  Platforma wykonała to zamiast zapowiadanej reformy państwa, którą mogła realizować w proponowanej przez PiS koalicji. Po oddaleniu Śpiewaka, Rokity i innych oraz po sukcesie w przedterminowych wyborach, platformersi  zaczęli szydzić z IV Rzeczpospolitej,  a nawet używać tego sformułowania jako obelgi.

 

Natomiast próbowano przekonać społeczeństwo o istnieniu symetrii w dziedzinie uczestnictwa w aferach i rozkradaniu Polski. Dysponując wszystkimi siłami śledczymi państwa, PO dopatrzyła się przez trzy lata bodaj dwóch afer  ze sprawstwem prominentów PiS: niesłuszne skonsumowanie dorsza za 4,80 oraz zbrodnicze nadepnięcie laptopa...

 

Skuteczna obrona status quo  – czym od trzech lat zajmuje się PO – jest też obroną wszelkich patologii, którymi obrosła III RP. Brak tu miejsca, aby to szczegółowo omawiać, napomknę więc tylko o równi pochyłej finansów państwa, kreatywnej  księgowości długu publicznego, korupcji, łamaniu prawa pracy,  przepisów fiskalnych i o składkach na ZUS, ściąganiu na nasz rynek podłej jakości światowego chłamu, handlu fałszowanymi towarami itd. itp. Obrona tego – świadoma, czy tylko z głupoty – jest niewątpliwie szkodliwa dla Polski.

 

Nie można też uznać za pozytywne wybielanie  kolegów partyjnych, na których zaciążyły zarzuty. Wykorzystuje się do tego zdominowane przez PO struktury państwowe. A jak można uznać za pozytywną protekcję politycznego asystenta ministra przy legalizacji  inwestycji, która rozpoczęła się bezprawną wycinką lasu państwowego i pogwałceniem granicy państwa? Ów minister zajmował się też wtedy zdobywaniem funduszy dla partii...

 

Głupota nie usprawiedliwia w zawodzie ludzi inteligentnych. Może więc ta wyimaginowana symetria pomiędzy PO i PiS nie jest idiotyzmem lecz węchem na pieniądze? W takim razie rację mieliby ci, którzy porównują dziennikarstwo do najstarszego zawodu świata...