Co czynić powinno państwo?

Może jestem w błędzie, ale państwo ma obowiązek podejrzewać zamach, gdy w katastrofie lotniczej ginie Najwyższy Przedstawiciel Rzeczypospolitej oraz kilkudziesięciu kierowników najwyższych urzędów. Przecież pierwszym obowiązkiem struktury władz naczelnych jest zapewnienie bezpieczeństwa państwa. Natomiast ta nieprawdopodobna tragedia w rejonie Katynia była chyba wydarzeniem nadzwyczajnym to bezpieczeństwo podważającym?...

 

Nikt nie spodziewał się, że nowopowstały urząd Prokuratora Generalnego poddany zostanie takiemu egzaminowi. Już w dniu katastrofy miały miejsce doniesienia nie koniecznie zgodne z ideą niezależności tego urzędu – 1) śledztwo podjęto na wniosek ministra sprawiedliwości; 2) śledztwo prowadzi Naczelna Prokuratura Wojskowa; 3) Prokurator Generalny wyznaczy prokuratorów nadzorujących śledztwo.

 

Mam nadzieję, że Andrzej Seremet nie dopuści do tego, aby śledztwo toczyło się wyłącznie wokół wątku nieudanego lądowania w Smoleńsku. Jest wiele przesłanek, aby ewentualnych sprawców poszukiwać też w kraju. Przyczynkami do tego nich będą tajemnicze powiązania establishmentu z WSI i innymi czekistowskimi  służbami oraz gangsterami par excelence. Po parodiach śledztw w sprawie śmierci generała policji i ministra sportu, nadszedł chyba najwyższy czas na opamiętanie. Wiele do myślenia daje też dintojra  z udziałem wymiaru sprawiedliwości, którą przeprowadzano na Romualdzie Szeremietiewie...

 

Zadziwiający jest też profesjonalizm  krajowego dziennikarstwa. Towarzystwu temu nie udało się dotąd (południe dn. 11 kwietnia) zrelacjonować tak wydarzenia, abyśmy mieli pewność w kwestii następujących, podstawowych okoliczności:

-         jaka była rzeczywista widoczność w rejonie lotniska w czasie katastrofy, przecież było tam wielu Polaków, a słyszałem w PR I świadka Rosjanina, który z odległości kilkuset, a może i tysiąca metrów widział samolot w dużym przechyle;

-         czy samolot rozbił się przed pasem startowym, czy za nim;

-         czy załoga przed lądowaniem zgłaszała awarię – słyszałem w PR I relację świadka ze Smoleńska, który o takim zgłoszeniu mówił;

-         ile było prób podchodzenia do lądowania, bo mówiono o czterech, trzech, jak również dwóch...

 

Chcę wierzyć, że ten dziennikarski profesjonalizm  jest efektem li tylko głupoty, a nie braku lustracji w tym środowisku. Zadziwiająco trwałe okazało się przy tym przyzwyczajenie w PR I do tego, aby nie stwarzać sytuacji kłopotliwych dla towarzyszy radzieckich.  Stąd niewątpliwie tyle niejasności, co do – wydawałoby się – łatwych do ustalenia faktów. Warto też przypomnieć sobie, że czekistowskim  akcjom w terenie towarzyszyła zawsze akcja dezinformacji w mediach...