Ciąża to nie choroba

Pewna młoda kobieta w zawansowanej ciąży niosła dwa krzesła. Nie zastanawiając się podbiegłem do niej i chwyciłem za te meble. Kobitka, najwyraźniej spłoszona, odruchowo przyciągnęła je do siebie...

 

- Pani pozwoli, ja zaniosę, przecież w tym stanie pani nie wolno dźwigać – starałem się ją przekonać, że chcę tylko pomóc.

 

- Oj, ciąża to nie choroba! – wykrzyknęła.

 

Przypomniała mi się ta przygoda wczoraj, gdy obserwowałem relacje z Sejmu zakończone identycznym oświadczeniem damy, znajdującej się też w stanie błogosławionym, co było bardzo wyraźnie widać. W niektórych kanałach TV wypowiedź tę poprzedzała scenka pokazująca, jak pani z dużym brzuchem, wiceminister bodajże, odpowiadająca na pytania posłów, wielokrotnie musiała przeciskać się z tylnych ław rządowych do mównicy sejmowej. Przednie zajęte były oczywiści przez aktualnych ulubieńców eleganckiego towarzystwa oraz tzw. salonu...

 

Ja odpowiedziałem swojej znajomej od krzeseł – Cieszy mnie, że jest pani w dobrej formie, ale to ja poczułbym się bardzo źle, gdyby mi pani nie pozwoliła tych krzeseł zanieść! – Pozwoliła po niedługim namyśle, ale skomentowała tajemniczo – Pan to jest taki... wyjątkowy!

 

Wtedy nie zwróciłem na to uwagi, ale teraz uzmysłowiłem sobie, że niosła ona te krzesła z budynku do samochodu przy całkowitej obojętności kolegów z pracy. Może zajmowała niską pozycje w ich hierarchii służbowej...

 

Ale tak w ogóle nie mam powodów do narzekań. Przecież mnie nikt nie zwymyślał i nie zmuszał do przeprosin. A mimo to jakoś mi głupio po tym wczorajszym dniu. Moje wyniesione z dzieciństwa wyobrażenia o tym, jaki Świat być powinien, coraz mniej zgadzają się z rzeczywistością...