Dyszkant wyrostka przed mutacją

Nie będę wymieniał nazwisk, bowiem nigdy ich nie próbowałem spamiętać. Wystarczy, że ich jęcząco beczące zawodzenia prześladują mnie po nastawieniu radia na jakąkolwiek stację. Niektórzy z nich dobiegają już pięćdziesiątki, skoro na początku lat 90-tych zbliżali się do trzydziestki, a więc festiwal ten toczy się już ładny kawałek czasu...

 

Co prawda – przeprowadziłem sondaż wśród młodszych i starszych pań ze swojego kręgu towarzyskiego. Nie znalazłem jednak ani jednej, dla której piosenkarskim idolem byłby osobnik wydający z siebie dyszkant wyrostka przed mutacją. Skonstatowawszy to nabawiłem się wątpliwości w kwestii dobrego smaku własnego oraz moich znajomych, no bo kto w takim razie robi wynoszącą na szczyty klakę wzmiankowanym tuzom pieśniarstwa?...

 

Trwałbym może dalej w tym zwątpieniu, gdyby nie trafił się ostatnio ten były polityk ze sweterkiem fantazyjnie zarzuconym na plecy, w tamtym roku czerwonym, w tym zielonym. Ten sam dyszkancik, te same naiwne oczka, chłopaczkowaty luz mimo łysiny, ten sam szyk a la Parzęczewo Dolne oraz bajdurzenie w stylu (za przeproszeniem) małego Kazia!...

 

No i eureka! Gust człowiek ma jaki ma! – co tu dyskutować. Po prostu obracam się w nieodpowiednim kręgu towarzyskim i z tego powodu postrzegam idoli współczesności jako indywidua zgoła dziwaczne!...

Zawsze fascynowało mnie to, że w Polsce tak wielkie powodzenie mają osobnicy zawodowo śpiewający piosenki głosem chłopaczków przed mutacją.