Co my na to, że NATO już nie to

Sceptyczna wypowiedź o kondycji NATO sekretarza obrony USA Roberta Gates’a wywołała u nas – raczej mizerne – echo w mediach konwencjonalnych i na portalach internetowych.

Zachodnia Europa tak jak przed Niemcami nie była zdolna się obronić w czasie II wojny światowej, tak też nie miała sił by uchronić się przed ekspansjonistycznymi zakusami sowieckiej Rosji. Kluczowym elementem skuteczności NATO musiała być przeto potęga Stanów Zjednoczonych. Najistotniejszym spoiwem europejskiego segmentu tego sojuszu był natomiast strach.

Nad niemieckim antyamerykanizmem długo przeważał strach wynikający ze wspomnień o tym, na jakie rzezie i gwałty Stalin pozwolił Rosjanom w„Giermani” w 1945 r. Paraliżujące stany lękowe budziła też obietnica marszałka Rodiona Malinowskiego, że Niemcy zostaną „starte z powierzchni ziemi” w pierwszych godzinach wojny.

Niemcy przestali się bać nie po zjednoczeniu i rozpadzie ZSRR, lecz po otrzymaniu od Rosji oferty reaktywowania współpracy na wzór XVIII wieku, kiedy to obie strony budowały swoją siłę wykorzystując sprzedajność i głupotę naszych przodków.

Tak jak kiedyś tak i teraz działania oraz zaniechania Polski mają wpływ na przebieg wydarzeń. Rząd powstały po wyborach roku 2007 nie podpisał wynegocjowanej przez poprzedników umowy z USA o „tarczy antyrakietowej”, a rozmowy przeciągał dotąd, aż w Stanach Zjednoczonych odbyły się wybory i zmienił się prezydent, któremu brak tej umowy był na rękę.

Nie ma żadnych przesłanek ku temu, aby podejrzewać, iż USA złamałyby zasadę „pacta sunt servanda” i zerwały podpisaną umowę. Dlatego mielibyśmy pewno w Polsce poważną bazę militarna UA Army, z czym musiałaby się liczyć nie tylko Rosja, ale również Niemcy. Donald Tusk torpedując koncepcję prezydenta Busha wsparł niemiecki antyamerykanizm i zachęcił sąsiadów do ignorowania Polski przy realizacji swoich interesów.

W polityce nie przestał się liczyć potencjał militarny. Osłabienie naszego kraju w tej dziedzinie poprzez likwidację armii z poboru – a więc szkolenia rezerwistów – oraz jej redukcję do 100 tys., również obniżyło nasz prestiż. Prawie cztery razy mniejsza Grecja ma armię liczącą 125 tys.

Warto przy tym wejrzeć w skład naszych sił zbrojnych: ponad 21 tys. oficerów oraz przeszło 39 tys. podoficerów. Na 1 oficera przypada przeto 2 podoficerów i 2 szeregowców. Nie ma też w Wojsku Polskim bodaj batalionu w gotowości bojowej i na tzw. „misje” nie wysyła się konkretnych oddziałów, lecz formowane „ad hoc”.

Jakim natomiast ogniwem NATO okazaliśmy się od uroczystości 70. rocznicy wybuchu II wojny światowej? Premier rządu RP podjął intrygę z premierem Rosji, mającą na celu eliminacje obecności prezydenta, zwierzchnika Sił Zbrojnych na uroczystościach rocznicowych w Katyniu. Przecież zaproszenie, zanim się je ogłosi, uzgadniane jest w trybie dyplomatycznym, to jest przez służby rządowe.

Poczym wszystkie służby podległe panu Tuskowi: kancelaria premiera, dyplomacja, wywiad, kontrwywiad, WP i BOR  zorganizowały 2 loty samolotu rządowego na zamknięte, zdewastowane lotnisko, przypominające porzucony PGR na mazurach – pierwszy lot 7 czerwca 2010 r. z delegacja pod kierownictwem Przewodniczącego Rady Ministrów Rzeczypospolitej Polskiej; drugi 10 czerwca 2010 r. z delegacją pod kierownictwem Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej wraz z dowództwem Wojska Polskiego w pełnym składzie.

W katastrofie smoleńskiej zginął zwierzchnik sił zbrojnych jednego z państw NATO oraz całe dowództwo sił zbrojnych tego państwa. Natomiast premier tego natowskiego państwa „prawem kaduka” dogadał się „na gębę” z panem Putinem, że Rosja przeprowadzi śledztwo w tej sprawie. Zgodnie z Konstytucją RP umowa z rządem obcego państwa musi być ratyfikowana przez Sejm!...

Dzięki postawie pana premiera Tuska, podległy mu personel rządowy przesłuchiwali rosyjscy prokuratorzy pod rygorem „zsyłki do łagru” za mówienie nieprawdy. A ja na to spytam – jakie to jest NATO?!

W europejskim „cyrku” – jak się okazuję – takie absurdy nikogo nie zadziwiają. Natomiast prezydent Stanów Zjednoczonych wizytował Polskę – jak uważam – nie przez uznanie dla obecnego rządu. Wszak „dyplomaci” PO robili sobie „jaja” z jego „opalenizny” oraz „polskich korzeni”. Barack Obama odwiedził nas, dając wyraz szacunkowi, którym Amerykanie obdarzają Polskę.