Patriotyzm, który przez wieki scalał narody, pozwalał przetrwać wojny, rozbiory i okupację, dziś bywa utożsamiany z „faszyzmem”, „ciemnogrodem” czy „agresją”. Ludzie, którzy mają korzenie, czują związek z ziemią swoich przodków i chcą przekazać dzieciom szacunek do historii, wiary i tradycji, są dziś nazywani „brunatnymi ekstremistami”, „fanatykami religijnymi”, „zagrożeniem dla demokracji”, „nacjonalistami”. Tymczasem ci, którzy publicznie drwią z symboli narodowych, podważają instytucje państwowe, rozmontowują wspólnotę i nawołują do chaosu, są przedstawiani jako „odważni”, „antysystemowi”, „postępowi”, "europejscy". Dlaczego?

Podobne odwrócenie dotknęło rodziny, niegdyś fundamentu społecznego ładu. Ludzi, którzy bronią nienarodzonych dzieci, troszczą się o rodzinę, mają więcej dzieci, wyzywa się od „dzieciorobów”, „patologii”, „beneficjantów systemu” czy „reprodukcyjnych niewolników patriarchatu”. Ojców zaangażowanych w wychowanie dzieci nazywa się „toksycznymi”, a matki, jeśli zrezygnują z kariery na rzecz rodziny, traktuje się jak „służące patriarchatu”, niedojrzałe, „niewyemancypowane” kobiety, które „marnują potencjał”.
W tym świecie wypaczeń osoba, która publicznie mówi o tradycji, odpowiedzialności czy przywiązaniu do wiary i ojczyzny, spotyka się z szyderą, a nawet agresją. Jej głos jest wypychany z przestrzeni publicznej, a jej poglądy określane jako „ekstremalne”. Jednocześnie wypowiedzi o tym, że „Polska to nienormalność”, że „tradycja to przemoc”, a religia to „narzędzie opresji”, są tolerowane, promowane, a niekiedy wręcz nagradzane.
Za tą antywartościową narracją często stoją tzw. nomadzi emocjonalni – ludzie bez korzeni, bez tożsamości, bez trwałych więzi. Nie czują się związani ani z ojczyzną, ani z miejscem, ani z historią, ani z rodziną. Ich tożsamość jest „płynna”, zależna od mód, trendów, towarzyskiego środowiska, aktualnych ideologii i internetowych algorytmów.
Być może pochodzą z rozbitych rodzin. Być może zostali wychowani bez szacunku do przeszłości. Często dorastali w środowiskach, które uczyły, że polskość to coś, czego należy się wstydzić, że jesteśmy „prowincjonalni”, „nieeuropejscy”, „niegotowi do nowoczesności”. Od najmłodszych lat byli karmieni przekonaniem, że to Zachód, nowoczesny, liberalny, kosmopolityczny, stanowi wzór, a Polska to dla nich „wiocha”, a tradycja to „problem systemowy”.
Wielu z tych „oświeconych” funkcjonuje w ramach globalistycznych układów. Utrzymują się z zagranicznych grantów, są beneficjentami fundacji finansowanych z zewnątrz, współpracują z NGO-sami, które promują dekonstrukcję fundamentów. Ci ludzie, szczególnie ze środowisk medialnych, akademickich i NGO-sowych z tego wręcz żyją. Im więcej „problemów z patriotyzmem”, „faszyzmu w marszach”, „kleru w życiu publicznym”, "ciemnogrodu tubylczego", tym większe dofinansowanie. Bo ich lojalność nie jest skierowana do Polski, lecz do zagranicznych centrów decyzyjnych: korporacji, think-tanków, fundacji, instytutów polityki globalnej. To z tej perspektywy wypływa najwięcej przekazów o tym, że „Polska to kraj opresyjny”, że „tradycja to przemoc”, że „wiara to fanatyzm”, a „patriotyzm to faszyzm w przebraniu”.
W ostatnim czasie zobaczyliśmy także, jak ta inżynieria działa w sferze zdrowia. Ludzie, którzy nie chcieli poddać się eksperymentalnym terapiom medycznym, byli wyśmiewani, szykanowani, a nawet grożono im utratą pracy, wykluczeniem z życia społecznego. Media nazywały ich „szurami”, „antyszczepionkowcami”, „zagrożeniem dla ludzkości”. A przecież wielu z nich zadawało tylko podstawowe pytania: Co zawiera ta substancja? Kto za nią odpowiada? Czy można mieć zaufanie do Big Pharmy? To wystarczyło, by stać się celem kampanii medialnej, propagandowej i politycznej. Kolejny przykład odwrócenia znaczeń: zdrowy rozsądek stał się „spiskiem”, a ślepa uległość – cnotą
To nie jest spontaniczny chaos. To nie jest przypadkowe zjawisko. To świadomy projekt dekonstrukcji, niszczenia wszystkiego, co dawało ludziom korzenie, sens, siłę i odporność.
Człowiekiem bez tożsamości łatwo sterować. Ten, kto nie ma rodziny, będzie szukał substytutów. Ten, kto nie ma wspólnoty, stanie się częścią masy.
To rzeczywistość, w której nie ma już dobra ani zła, są tylko „opinie”. Nie ma prawdy, jest „narracja”. Nie ma człowieka, jest niewolnik.

"Pierwsza operacja, to usuwanie pewnych słów i zastępowanie ich innymi, o wyraźnie odmiennym odcieniu albo w ogóle innego rodzaju. Kto używa starych słów i nazywa rzeczy po imieniu, oskarżany bywa o zacofanie umysłowe oraz obrażanie ludzi. Druga metoda polega na nadawaniu starym wyrażeniom odmiennego sensu lub przynajmniej kontekstu, by kojarzyły się z czymś innym, niż przedtem. Dawne znaczenie znika i trudno je wyrazić; odpowiadające mu pojęcie wypierane jest ze świadomości. Kto używa takich słów w ich innym niż „medialne” znaczeniach, ryzykuje brak zrozumienia u odbiorców."
https://opoka.org.pl/bib…
Np.dawno temu kalekę i inwalidę zastąpił niepełnosprawny a ostatnio słowo narracja jest używane w sensie hagada.