WYBORY, WYBORCZE DOGRYWKI I RZĄD,KTÓREGO NIE MA

W mijającym roku na świecie odbyły się wybory w 72 krajach! W państwach tych mieszka 3 miliardy 700 milionów obywateli-a więc niemal połowa z 8 miliardów mieszkańców Ziemi. 
Najwięcej wyborów odbyło się w Rumunii- bo aż cztery. Najpierw, w jednym dniu ,bo 9 czerwca dwa : wybory europejskie oraz wybory lokalne, następnie 24 listopada wybory prezydenckie (I tura ), a tydzień później wybory parlamentarne. Drugiej tury wyborów prezydenckich w tym roku nie będzie, bo odwołano ją... dwa dni przed głosowaniem ! Takiego numeru w historii wyborów w krajach członkowskich Unii Europejskiej jeszcze nie było, choć „cuda” się zdarzały. Choćby w Polsce równo dziesięć lat temu, podczas wyborów samorządowych gdy stwierdzono, że 20% głosów było nieważnych ! Czyli co piaty Polak rzekomo nie wiedział, jak się głosuje...
Okazało się, że w Europie wybory najbardziej lubią Bułgarzy. Odbyły się one w tym kraju- mowa o parlamentarnych- we wrześniu tego roku i były to siódme wybory do „ichniego” Sejmu w ciągu ostatnich trzech lat. Ale bynajmniej na tym nie koniec. Kolejna elekcja w Bułgarii ma mieć miejsce już w marcu roku przyszłego . Sofia bije więc rekord z wpisaniem do Księgi Guinnessa i dystansuje Izrael, w którym wybory odbywały się do niedawna niemal równie często jak na Bałkanach. O ile jednak w Państwie Izrael (tak się ten kraj oficjalnie nazywa) obojętnie od liczby wyborów prawie zawsze wygrywa lider prawicowego Likudu Binjamin „Bibi” Netanayhu, o tyle w Bułgarii zawsze wygrywa... prezydent Rumen Radew. Nie ma ten emerytowany generał lotnictwa wojskowego żadnej partii, ale w sytuacji braku stabilności i ciągle zmieniających się rządów rola głowy państwa, także jako formalnego przedstawiciela tego kraju na forum międzynarodowym- choćby w Radzie Europejskiej- jest absolutnie kluczowa.
Ja się z Bułgarów nie śmieję- wręcz przeciwnie. To kraj z ponad tysiącletnią tradycją państwową, a więc ponad pięć razy dłuższą niż istnieje państwo, w którym znajduje się większość instytucji Unii Europejskiej. Mowa oczywiście o Belgii, która w zeszłym miesiącu obchodziła raptem 194 rocznicę swojego powstania. 
Skoro jesteśmy przy Królestwie Belgii to o ile Bułgarzy są przewidywalni ,gdy chodzi o odbywające się tam co pół roku wybory - o tyle Belgowie również są przewidywalni ,gdy chodzi o nie (sic!) powstawanie rządu. W ostatniej dekadzie raz nie powstał tam po wyborach gabinet przez niemal dwa lata , a drugi raz przez półtora roku. Teraz mija pół roku i dwa dni od wyborów parlamentarnych w tym kraju, a rządu dalej jak nie było, tak nie ma. 
Problem belgijskiej klasy politycznej polega jednak coraz bardziej na tym, że braku nowego rządu obywatele Królestwa Belgii już nie zauważają...
*artykuł ukazał się w Gazecie Olsztyńskiej