Trampek z aspiracjami i elokwentna sędzia Morawiec

Zbrodnicza agresja Rosji na Ukrainę trwa już ponad tysiąc dni i nocy. Wprawdzie puryści językowi za agresję uznają sam moment wtargnięcia wrażych sił na obce terytorium, a potem rozpoczyna się okupacja, ruch oporu i cała wojenna epopeja z finalnym wyparciem najeźdźców z podbitego kraju.
Jednak kremlowskie hordy ani nie podbiły Ukrainy, ani nie utworzyły jakiegoś stabilnego frontu na jej terytorium. Bowiem od tysiąca dni wciąż toczą się krwawe walki, często o jedną wieś. Tyle, że demografia przemawia za Putinem. „Ale sypią się wojska, których Bóg i wiara jest car. Car gniewny? Umrzem, rozweselim cara”. „Ura, ura, Czapajew gieroj, za Rodinu, za Stalinu, na boj, na boj, na boj!” Co sowieccy sołdaci śpiewali w Afganistanie mógłby zapewne zanucić Radosław Sikorski. Teraz do mieszanki etnicznej Federacji Rosyjskiej dołączyli Koreańczycy z Północy. A tę nację wykorzystywali Japończycy jako nadzorców w obozach jenieckich dla aliantów walczących z samurajami na Dalekim Wschodzie, bynajmniej nie z racji ich wrodzonej empatii.
 Z perspektywy lat widać, że zimna wojna, mimo mylącej nazwy, dość wspomnieć krwawe konflikty w Korei, Wietnamie czy Afganistanie, miała swoje uroki. Ot, złapał Kozak Tatarzyna… By pokazać swoją determinację w obronie pokoju zachodnie społeczeństwa gremialnie wychodziły na ulice w w tak zwanych marszach wielkanocnych protestując przeciw wyścigowi zbrojeń atomowych, oczywiście własnych państw agresywnie nastawionych wobec miłującego pokój ZSRR.
Na szczęście dla sytych manifestantów z Paryża czy Amsterdamu i nieco mniej sytych z Warszawy czy Budapesztu, spędzanych na pochody pierwszomajowe i skandujących te same hasła z najbardziej urokliwym: „precz z amerykańskim imperializmem!”, tylko reżymowe elity, zwykle w sytuacjach śmiertelnego zagrożenia skryte w żelbetonowych bunkrach, były informowane, że właśnie światowy pokój zawisł na włosku.
A to oznaczało, że prezydent USA sięga w tym momencie po kluczyk do walizeczki z detonatorami głowic jądrowych, a sekretarz generalny Komunistycznej Partii ZSRR podnosi słuchawkę telefonu łączącego gabinet na Kremlu z wyrzutniami rakiet gdzieś w czeluściach Rosji. I eksperci twierdzą, że wówczas wybuch konfliktu globalnego był znacznie bardziej realny niż dzisiaj, gdy Rosja przestała należeć do ekstraklasy mocarstw. Ale w samobójczym amoku może wciąż rozwalić rakietami „Mir”, lub „Drużba” pół świata.
Porzuciwszy dawnych wspomnień czart pytam tychże ekspertów co dalej. I przebiwszy się przez złogi poprawności politycznej, urzędowy optymizm oraz zwyczajny bełkot, otrzymuję komunikat, że nie wiadomo. Znane są jedynie warunki brzegowe. Ukraina nie może tej wojny przegrać, a Rosja wygrać. W sporcie taką sytuację nazywamy remisem, choć bardziej pasowałoby tu określenie szachowe, pat. W polityce to po prostu zgniły kompromis.
Naturalnie teoretycy konfliktów zbrojnych podsuwają rozmaite ostateczne rozwiązania prowadzące bądź do siłowego wyparcia Hunów z Ukrainy, bądź do opuszczenia przez rosyjskie zagony jej terytorium decyzją Kremla. W większości wszak są to pomysły w najlepszym przypadku utopijne.
Sceptycy twierdzą bowiem, że do wyparcia bojem agresorów same zasoby Ukrainy, ludzkie, sprzętowe, nawet wzmocnione zachodnią super bronią i logistyką, oraz wydolność kijowskiej infrastruktury, nie wystarczą. I konieczny będzie udział całej potęgi Zachodu. A to oznacza wojnę totalną, gdyż Pupin swym genotypem przypomina hybrydę Hitlera i Stalina.
Jestem więc ciekaw czy rusofilskie populacje Nieniec i Francji, cała syta północ Europy i chwilowo niezagrożone atakami rosyjsko-koreańskiej nawały Południe, nie wspominając o Kanadzie czy Australii, zechcą umierać za Ukrainę.
W dodatku wiadomo, że nie cały świat potępia Rosję. Wśród jej życzliwych, lub neutralnych są takie giganty, jak Chiny, Indie, Brazylia, Iran, połowa Ameryki Południowej i niemal cała Afryka. Moim zdaniem, jeśli ktoś może eskalować konflikt, to wyłącznie car Rosji. No i już wtedy koniec balu, panno Lalu. „Wojenko, wojenko, cóżeś ty za pani, że za tobą idą, że za tobą idą chłopcy malowani?”
Zdecydowanie bardziej pacyfistyczny wariant zakończenia konfliktu zakłada, że na Kremlu dojdzie do przewrotu pałacowego i zbrodniarza imperialistę zastąpi liberalny demokrata. Ale moskiewskie elity są w swej masie wielkoruskie, a w najlepszym razie pansłowiańskie, myślące O zbrataniu całej słowiańszczyzny pod berłem rosyjskim. I wróg Pupina Alieksiej Nawalny nie był w tej materii wyjątkiem.
Rozważany jest również wariant polskiej Solidarności, że naród weźmie sprawy w swoje ręce. Jednak pesymiści czy wręcz realiści nie dostrzegają w Rosjanach takiego potencjału. A ich sceptycyzm nie bierze się spod dużego palca, lecz ze znajomości historii imperium carów. Przypomnę więc po amatorsku kilka faktów o różnym znaczeniu ugruntowujących niewiarę w sprawczość rosyjskiej populacji.
Wierząc w symbole i pragnąc unowocześnić kraj car Piotr Pierwszy nakazał bojarom ścinać brody. Ale ich mentalność nie tkwiła w brodach, jak siła we włosach Samsona, więc nożyce zdały się psu na budę.
Potem europejscy filozofowie i poeci wynosili pod niebiosa absolutyzm oświecony jurnej Niemki, carycy Katarzyny, do której cholewki smalił także nasz Stanisław August. I jak łatwo było przewidzieć, absolutyzm oświecony okrzepł jako oksymoron. O Dekabrystach nawet nie warto wspominać.
Bolszewicy z Leninem do reszty zdegenerowali system, który już za caratu zdawał się zdegenerowany do cna. A światełko w tunelu NEP(nowej ekonomicznej polityki) zgasło, nim na dobre rozbłysło.
Po stalinowskiej nocy Chruszczow ujawnił przed populacją ogrom zbrodni Józefa Wasirionowicza. A jego terror przeszedł do historii pod enigmatyczną nazwą kultu jednostki. Ale w Rosji pozostało po staremu, aż do Głasnosci Gorbaczowa. Żartowałem. Tylko lewicowi intelektualiści z zachodnich uniwersytetów uwierzyli w ludzką twarz sowieckiego socjalizmu.
Teraz powinienem wspomnieć coś o rosyjskiej duszy, zacytować Czechowa, Wysockiego, Sołżenicyna albo któregoś z moich rosyjskich przyjaciół ze starych lat. Ale to nie esej, tylko kilka refleksji o beznadziei.
Pocieszającym antidotum na rosyjskie koszmary, jest krajowa skrzecząca zabawnie pospolitość. Właśnie Generatory rzeczywistości urojonej zakończyły pierwszą fazę lansu Rafała Trzaskowskiego w grze o tron. W chucpie zwanej prawyborami w KOPO, do której dopuszczono zaledwie jednego kontrkandydata bez szans na jaki taki wynik, głosowało esemesowo 22 tysiące wyznawców Tuska, bo to on rozdawał karty. Od jutra jego nominat wróci do peregrynacji po kraju.
Przyznam, że gdybym występował w tej farsie, poparłbym Sikorskiego, saceta z mocnym charakterem, choć dalekim od mojej bajki, a nie Jasia Fasolę bez właściwości. Gościu próbuje pozować na Trumpa, a jest co najwyżej trampkiem i to z lewej nogi zważywszy na jego poglądy. Nie wykluczone jednak, odpukać, że zostanie prezydentem domykając układ. I wtedy farsa w stylu Barei zamieni się w polityczną grozę w stylu Vegi. Na szczęście kandydat prawicy, doktor Karol Nawrocki też nie jest od macochy.
Zakończę swe zapiski anegdotą o elokwentnej sędzi Morawiec. Ta nieugięta bojowniczka o przywrócenie praworządności zeznawała niedawno przed komisją do spraw Pegasusa. Najwięcej uwagi poświęciła wrogowi publicznemu numer jeden i jednocześnie jej osobistemu prześladowcy, Zbigniewowi Ziobrze. Ale nie dała sobie w kaszę dmuchać. Gdy tylko wredny minister krzywo na nią spojrzał, to oczywiście licentia poetica, pozywała go przed sąd. I wygrywała w cuglach każdą sprawę.
I teraz smaczek godny garkuchni. Elokwentna sędzia Morawiec, w zasadzie nie pytana, wyjaśniła z własnej woli przyczyny takiej skuteczności przed obliczem Temidy, a Może kaduka, bo tego akurat nie sprecyzowała. Otóż większość, no prawie wszyscy sędziowie rozpatrujący jej pozwy ukończyli jej macierzystą uczelnię, Uniwersytet Jagielloński. Nadto gmachy trzech głównych sądów w Krakowie stoją niczym opoki nad wodą wielką i czystą z wiersza Norwida, obok siebie. Czegóż chcieć więcej? Kruk krukowi oka nie wykole!
I już, już, miałem się podpisać, gdy przemknęło mi przez myśl, że w „Słowniku Frazeologicznym Języka Polskiego” wydanym przez PWN, bodaj na początku lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku takie środowiskowe wsparcie zilustrowano dwoma porzekadłami, tym o kruku właśnie i drugim, dziś, w szaleństwie poprawności politycznej, nie do przyjęcia, a mianowicie: „kur.. kur… łba nie urwie”. Pierwsze kur, to mianownik, drugie celownik.
 
Sekator
 
Ps.

- Kuropatwa kuropatwie? - pyta mój komputer.
- Kuropatwa pisze się prze o z kreską - uświadamiam Eustachego.
 
 
 
 
 



Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika u2

25-11-2024 [21:10] - u2 | Link:

"demografia przemawia za Putinem"

Wątpliwa teza:

https://www.osw.waw.pl/pl/publikacje/komentarze-osw/2024-07-03/dorazna-stabilnosc-dlugofalowe-problemy-sytuacja-demograficzna

Od trzech dekad – z wyjątkiem krótkiego okresu w latach 2013–2015 – Rosja notuje ujemny przyrost naturalny. Po 2020 r. naturalny ubytek populacji przestało rekompensować dodatnie saldo migracji. W rezultacie liczba ludności konsekwentnie się zmniejsza, do czego przyczyniają się głównie długofalowe problemy demograficzne: spadek liczby urodzeń oraz wzrost śmiertelności. Na niekorzystne trendy nałożyły się doraźne wyzwania – pandemia COVID-19, która spowodowała widoczny wzrost liczby zgonów, oraz – obecnie – wojna z Ukrainą o skutkach demograficznych trudnych do oszacowania z uwagi na utajnienie liczby poległych żołnierzy.