Półfinał play-offów w Lublinie z definicji był nudnawy, skoro gospodarze wygrali pod Jasną Górą. Półfinał we Wrocławiu był kumulacją emocji z całego sezonu, choć nie z racji postawy zawodników z Torunia, ale dramatycznych upadków i kontuzji. To był prawdziwie epicki horror: Betard Sparta przystępowała do rywalizacji po remisie w Grodzie Kopernika i kontuzji „Tajskiego” Woffindena z dużymi obawami- a do tego straciła w trakcie meczu swojego kapitana „Magica” Janowskiego. Potem do szpitala pojechał zakontraktowany dopiero co mistrz Wielkiej Brytanii sprzed 4 lat Wright. Wydawało się, że w tej sytuacji Toruń wykorzysta fakt, że dostał, jak w grze komputerowej, trzy nowe „życia”. Wygrać ze Spartą bez Janowskiego i Woffindena, a więc dwóch żużlowców stanowiących o sile tego klubu w ostatniej bez mała dekadzie plus bez nowego „zaciężnego” nabytku wydawało się „oczywistą oczywistością”. A jednak Toruń poległ i to aż 12 punktami. O tym zwycięstwie w niemałym stopniu zdecydowali juniorzy, którzy uratowali wcześniej remis w Toruniu, a konkretnie Bartłomiej Kowalski (który wcześniej stracił dwa sezony w Częstochowie), a teraz też jechali jak natchnieni. Jeżeli szesnastolatek, zresztą na wypożyczeniu z Grudziądza, robi w tym meczu 7 punktów! Jeżeli Kowalski drugi mecz z rzędu jeździ – i to jak! – w biegu nominowanym!
Ten mecz pokazał, trzy bardzo istotne ,cechy wrocławskiego mistrza Polski sprzed dwóch lat:
1. Jest to zespół, a nie zbiór indywidualności,
2. Tercet prezesów i trenera KAD (Krystyna, Andrzej, Dariusz) ma niebywałego nosa do juniorów,
3. Zespół jest bardzo wyrównany i kompletny, w tym sensie, że jeśli zawodzi lub zabraknie jednego czy nawet dwóch ogniw, a w ekstremalnej sytuacji nawet trzech, jak w tym meczu, to jedzie dalej po zwycięstwo !
Kibice będą wspominać ten mecz jeszcze po latach. Sparta pokazała heroizm, całkowicie adekwatny do nazwy klubu. Wydawało się nieprawdopodobne, że w sytuacji epidemii kontuzji, także w decydującym meczu, zdołają awansować, a oni znokautowali przeciwnika.
Kiedyś na Stadionie Olimpijskim podczas Drużynowych Mistrzostw Świata, które wygrali Polacy, zawody oglądało 50 czy 60 tysięcy widzów. Gdyby dziś stadion miał taką pojemność, na finał z Toruniem przyszłoby pewnie tyle kibiców. Ta drużyna, z takim hartem ducha, na to absolutnie zasługuje.
*tekst ukazał się na portalu interia.pl (11.09.2023)
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 242