„Babcia stała na balkonie, dołem dziadek defilował, ledwie go ujrzała, nieomal zemdlała, skrapiać trzeba było skronie…” - tak śpiewała Halina Kunicka, a później podśpiewywały damy w różnym wieku i w różnych miejscach Polski. To była piosenka o miłości na całe życie. Moja miłość na całe życie zaczęła się równo 50 lat temu, gdy na Stadionie Śląskim rozgrywany był finał Indywidualnych Mistrzostw Świata na żużlu. W „Kotle Czarownic” był nadkomplet publiczności, a ludzie czuli, że w powietrzu wisi pierwsze złoto IMŚ dla Polski. Wcześniej Biało-Czerwoni parokrotnie wygrywali żużlowe mistrzostwa świata i MŚ par, ale nigdy indywidualnie. Faworytem publiczności był Zenon Plech. Jego faworyzował spiker, którego zapamiętano z komentowania w telewizji największych sukcesów polskiej piłki. Jan Ciszewski – bo o nim mowa – zaczynał od speedwaya. Według zagranicznych ekspertów tytuł na Stadionie Śląskim miał zdobyć etatowy mistrz świata Nowozelandczyk Ivan Mauger. Wtedy, Panie Dzieju, nie było żadnego tam Speedway Grand Prix i dziesięciu turniejów, tylko jeden turniej, 15 biegów i wóz albo przewóz.
Zenon Plech stanął wtedy na podium, ale nie tym najwyższym. Do barażu o złoto dotarł Goliat z Antypodów Mauger i Dawid z Kolejarza Opola - Jerzy Szczakiel. Taśma poszła w górę, prowadzenie objął Polak, a stadion eksplodował. Mauger gonił Szczakiela, ale w tym pościgu zanotował defekt. Będę pamiętał do końca życia samotną jazdę chłopaka z Opolszczyzny po pierwsze dla Polski złoto IMŚ. Stadion Śląski uniósł się w powietrzu.
Adam Mickiewicz w „Panu Tadeuszu” pisał „O roku ów”. To samo mogliby do dziś powtarzać starsi - jak ja – polscy kibice o tamtym legendarnym roku 1973. Dwóch Polaków na podium żużlowych IMŚ- ze złotem i brązem. Polak mistrzem świata w kolarstwie (Ryszard Szurkowski), a drugi Polak wicemistrzem w wyścigu ze startu wspólnego. (Stanisław Szozda). Polscy piłkarze po raz pierwszy po II wojnie światowej awansowali do finałów mistrzostw świata po wygranej nad Anglią – znów na Stadionie Śląskim! – oraz zwycięskim remisie na Wembley.
Ten historyczny rok był historyczny dla polskiego sportu także dzięki Jurkowi Szczakielowi. Jurkowi – bo miałem szczęście lata później przejść z nim na „Ty”, a nawet prowadzić spotkanie z nim jako gościem honorowym w Krakowie z udziałem… posłów na Sejm RP – sympatyków żużla. Tłumne spotkanie…
Tak sobie wspominam. Chyba to ciekawsze niż łapanie się za głowę, gdy widzi się jazdę jeźdźca baz głowy Adriana Gały, choćby na niedzielnym, drugim z kolei turnieju IMP w Pile.
To zaszczyt być Patronem Honorowym już drugi rok z rzędu cyklu IMP, ale widząc Gałę wjeżdżającego w Piotra Pawlickiego, a potem polującego (to nie zła wola, tylko brak umiejętności technicznych) na kolejnych zawodników – zakrywam oczy i oddaję się wspomnieniom…
*tekst ukazał się na portalu magazynzuzel.pl (17.07.2023)
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 289
Za Gierka to było żyto i medale nawet obrodziły 🙄