Niedzielne wybory do Kortezów czyli odpowiednika Sejmu w Hiszpanii pokażą, czy utrzyma się polityczny trend, który przyniósł zwycięstwa formacjom prawicowym, eurorealistycznym i sceptycznym wobec imigrantów w zeszłym i tym roku we Włoszech, Szwecji, Finlandii, ale także na Węgrzech i w Czechach w naszym regionie Europy. Jest spora szansa, że partnerzy Prawa i Sprawiedliwości w Parlamencie Europejskim - partia VOX po raz pierwszy dojdzie do władzy i będzie współrządzić, jako mniejszy partner koalicyjny Partito Popular.
Ostatnia telewizyjna debata z udziałem przedstawicieli wszystkich partii lub bloków politycznych startujących w wyborach pokazała, że VOX jest merytoryczny i błyskotliwy. Problem polega na tym, że w zasadzie wszyscy są przeciwko VOX-owi łącznie z potencjalnym partnerem koalicyjnym w rządzie, czyli Partią Ludową.
Formalnie wybory odbędą się w niedzielę, ale praktyce już trwają, bo w Hiszpanii głosuje się również za pośrednictwem poczty. Wybory do parlamentu są jednymi z aż trzech w tym roku w Królestwie Hiszpanii – obok regionalnych(regiony to odpowiednik niemieckich landów z kompetencjami daleko większymi niż polskie województwa) i do samorządów lokalnych. Miały się zgodnie z terminem odbyć w grudniu, ale po klęsce rządzących socjalistów (rządzą od 2018 roku) premier Pedro Sanchez zaryzykował i ogłosił przedterminowe , przyspieszone o pięć miesięcy, wybory. Elekcja w lipcu, w okresie urlopów i to akurat, jak przewidują meteorolodzy w jednym w najbardziej upalnych dni w ciągu roku, może, jak spodziewają się eksperci, zmniejszyć frekwencję wśród osób starszych, w większym stopniu głosujących na prawicę niż na lewicę (podobnie, jak dzieje się to w Polsce).
Przed wyborczą niedzielą jest jasne, że najlepszy wynik osiągnie Partia Ludowa, jednak na pewno – wbrew zapewnieniom jej polityków - nie będzie w stanie rządzić samodzielnie. Mało prawdopodobnym wariantem jest zawarcie, jak to wielokrotnie bywało w Niemczech, Austrii i Luksemburgu tzw. wielkiej koalicji skupiającej socjalistów (PSOE) i chadeków (PP). Bardziej prawdopodobnym wariantem jest potwierdzenie tendencji, która objawiła się najpierw w Czechach, potem Italii, a na końcu w Finlandii, gdzie rząd tworzą partie, które uczestniczą wraz z PiS w grupie Europejskich Konserwatystów i Reformatorów z tymi, które są częścią Europejskiej Partii Ludowej. W Szwecji taka koalicja też powstała, tyle że na szczeblu parlamentarnym, co oznacza, że współpracujący z Prawem i Sprawiedliwością Szwedzcy Demokraci popierają rząd mniejszościowy ugrupowania Moderata Ulfa Kristerssona.
Innym wariantem - gdyby nastąpił powyborczy pat - są kolejne wybory do parlamentu, a więc to, co mogliśmy obserwować parokrotnie pod rząd w Izraelu i Bułgarii. Wreszcie może też teoretycznie dojść do najgorszego scenariusza czyli rządów socjalistów z koalicją kilkunastu partii będących… na lewo od socjalistów (blokiem tym kieruje minister pracy w obecnym rządzie).
Czy Madryt dołączy do Rzymu, Helsinek, Sztokholmu, Budapesztu i Pragi i Warszawy?
*tekst ukazał się na portalu niezalezna.pl (22.07.2023)
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 171