Prezes Trybunału Konstytucyjnego znowu wygniatał fotele w gabinetach polityków, którzy mieli skorzystać na ustawie pisanej z jego udziałem, ale dzięki postawie PiS-u mogą obejść się smakiem. Widać, że zarówno pan Rzepliński, jak i politycy Platformy musieli bardzo potrzebować wymiany myśli o niespodziewanych kłopotach z ustawą, jeżeli zechciał on odwiedzić ich w Sejmie i pokazać, że realizacja jej postanowień jest ich wspólną sprawą.
Każdy, kto w Trybunale Konstytucyjnym upatrywałby dla siebie, tak jak Platforma, ostatniej deski ratunku, chciałby mieć mieć za sojusznika prezesa Trybunału. To zrozumiałe, tylko, że bycie sojusznikiem ferajny o ksywce "Platforma Obywatelska" i stojącego za nią układu z Magdalenki, nijak się nie ma do bycia sojusznikiem demokratycznego państwa. Odwrotnie, żeby to państwo mogło być demokratycznym państwem prawa i pozostawać dobrem wspólnym, to należy odsunąć takich "sojuszników" od możliwości wpływania na sprawy publiczne.
Wbrew zawodzeniom tych wszystkich, którzy wycierają swoje krzywe ryje słowem "demokracja" i obłudnie załamują ręce nad jej losem, to nie obrona Trybunału - przed całkowitym zawłaszczeniem go przez PO - niszczy jego godność i zagraża demokracji, ale ustawa mająca to Platformie umożliwić oraz ci sędziowie, którzy nad jej kształtem pracowali i antyszambrują po sejmowych gabinetach polityków - wczoraj rządzących, a dzisiaj opozycjonistów.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 2474