A cierpliwa publika łyka i łyka – pisał w 1970 roku Stefan Kisielewski w swoich Dziennikach, zniecierpliwiony biernością społeczeństwa wobec zakłamanej propagandy władzy. Nie minęło wiele miesięcy i jeszcze w tym samym roku ówczesna ekipa ciemniaków została zmieciona właśnie przez ludzi, których obojętność tak bulwersowała słynnego publicystę, muzyka i pisarza.
Analogia do rządów Platformy Obywatelskiej polega na tym, że ludziom obmierzła tak zwana postpolityka. Mamy po prostu dość rządowego piaru, sfingowanych ofensyw legislacyjnych partii Donalda Tuska, nie możemy już słuchać o nowych początkach i nowych otwarciach rządu, mdli nas od corocznie proklamowanych oszczędności w administracji publicznej i wymiotujemy na samą wzmiankę o podwyższonych standardach etycznych w Platformie Obywatelskiej.
Rację mają ci, którzy twierdzą, że nikt konkretny nie przestawił wajchy w mediach, jak sugerował rozgoryczony premier Donald Tusk. One zostały zmuszone do zmiany kursu przez nas – czyli publikę, która jest podstawą i uzasadnieniem egzystencji wszelkich mediów, nie tylko prorządowych, proopozycyjnych czy bezpłciowych. Po prostu przestaliśmy łykać dotychczasową medialną papkę. A że mediami nie kierują idioci i nie robią tego bezinteresownie - „żeby być”, lecz wręcz przeciwnie, „żeby mieć” - więc wajchę przestawili. Z postpolityki na politykę. Ale faktycznie to my ich do tego nakłoniliśmy. Długo to trwało i nerwów kosztowało, ale się stało(sorry za te rymy – mój pazur szekspirowski czasem się ujawnia).
Nie wiem, czy premier Tusk przyjmie taką wersję do wiadomości, bo w tej kwestii zdaje się wyznawać teorię spiskową : według niego wajchę przestawił jeden jedyny „ktoś”. Swoją drogą, czy to nie znak czasu, że wyśmiewany za wiarę w tajemniczy układ Jarosław Kaczyński pisze teksty merytoryczne o gospodarce, a liberał gospodarczy Tusk w swoim niepowodzeniu dopatruje się tajemniczego „ktosia”?
Trzeba przyznać zasługę Jarosławowi Kaczyńskiemu, że perfekcyjnie wykorzystał słabość ekipy Tuska i wstrzelił się idealnie w tempo biegu wydarzeń. Kiedy były premier zastanawia się na blogu nad konsekwencjami zaniechań obecnego premiera w kwestii rurociągu północnego, co robi ten ostatni? W jego kancelarii trwa gorączkowa krzątanina, żeby przykryć głupotę ministra kneblującego dziennikarza, bo usiłował zadać niewygodne dla Tuska pytanie. Jednocześnie wicemarszałek Niesiołowski pieni się na Aleksandra Smolara, że ten szkodzi Polsce twierdząc, że premier Tusk usypia publiczność. Bo według Niesiołowskiego, gdy ktoś krytykuje Platformę, to uczestniczy w histerycznej nagonce.
Kiedy Kaczyński pisze ważny tekst o gospodarczym patriotyzmie, można się z nim zgadzać albo nie, ale to jest meritum problemów Polski. Dokładnie w tym samym czasie prezydent Komorowski niczym jakiś łowca autografów opowiada, że zdobył koronę Himalajów, bo zaliczył serię spotkań z kilkorgiem możnych tego świata. I tu już nie ma miejsca na zgodę czy niezgodę - z tego można się tylko śmiać.
Sytuacja robi się jak z przysłowiowego czeskiego filmu. Partia establishmentu na równi pochyłej, traci poparcie, „Gazeta Wyborcza” skwapliwie szuka usprawiedliwień, „Polityka” podsuwa pomysły, poputczycy nawołują wniebogłosy, żeby wstrzymać się od krytyki, bo czas przedwyborczy. Sam Tusk zniknął, napięcie się wzmaga, temperatura rośnie, roi się od domysłów w mediach. Co wymyśli Platforma? Pesymiści przywołują przykład AWS, optymiści przypominają, że premier świetnie sobie radzi w sytuacjach aferalnych(co jest zresztą prawdą) i jeszcze pokaże klasę, że wszystkim oczy zbieleją. Gorączka sięga zenitu, mnożą się najdziksze wersje nowej strategii Platformy. Po czym na scenę wychodzi Schetyna i mówi: bójcie się PiS-u. I potem już tylko dziwny świst, jakby powietrze uciekało z przekłutego balonu.
Drugim z kolei remedium na kłopoty Platformy ma być polska prezydencja w Unii. Tusk poklepywany w telewizorze przez Angelę, Sarko i Silvio załatwi kampanię wyborczą dla swojej partii. No bo przecież dla Polski nie jest w stanie nic załatwić. To wiemy już na pewno. I ten zamysł Tuska nawet miałby ręce i nogi, bo działał przez trzy lata z górą. Tylko że wtedy wajcha był w innej pozycji. Taka niby drobna różnica, a unieważnia wszystko, co było do tej pory. Bo publika już nie łyka.
Każdy widzi co się dzieje, nie trzeba być ekspertem. W wywiadzie dla ozdobnego czasopisma „Gala” Grzegorz Napieralski opowiada, że lubi sprzątać łazienkę, ale nie potrafi ugotować jajek na twardo. Premier Tusk woła, żeby nie uprawiać polityki i stawia bilbordy. Marek Migalski kupuje stringi. Janusz Palikot usycha z braku szklanego ekranu. Jarosław Kaczyński pisze na blogu, że inwestycja Nord Stream jest zaprzeczeniem zasady solidarności w Unii, wyrazem jej podporządkowania partykularnym interesom Rosji oraz Niemiec. I ma kilkadziesiąt tysięcy wejść na stosunkowo niewielkim portalu. Prawdziwy polityk wśród postpolityków.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 2065