Wyjaśniła się wreszcie kwestia nadzwyczajnej aktywności prezydenta Komorowskiego, który uwija się ostatnio jak w ukropie, żeby już nie powiedzieć jak w kąpieli. W ciągu trzech dni zaliczył trzech prezydentów i to z najwyższej półki. Przełom za przełomem, a za tym przełomem jeszcze jeden przełom.
Sprawę wyjaśnia ostatecznie artykuł niejakiego Agatona Kozińskiego w „Polska The Times”. W pierwszych słowach Koziński informuje nas, że Barack Obama znalazł się na trzecim miejscu na liście magazynu „Foreign Policy” najważniejszych myślicieli świata. Co prawda nie bardzo wiadomo, co konkretnie oznacza dla rangi myśliciela kryterium ważności, ale niech tam. Ciekawy tylko jestem, na którym miejscu byłby Obama, gdyby w rankingu myślicieli brano pod uwagę numer kapelusza. Nie będę się zresztą czepiał każdego zdania, zwłaszcza że kryteria ustalał jakiś zagraniczny magazyn, a nie Koziński.
O wiele istotniejszy jest kontekst tej informacji w artykule Kozińskiego. Bo zaraz w następnym akapicie autor z głupia frant pisze, że Komorowski ma pomóc Obamie przekonać amerykański Kongres do ratyfikacji układu START. Nie żaden Sarko znad Sekwany ani inny Silvio, ale właśnie nasz Bronek rodem z Oborników Śląskich został poproszony o pomoc. A chyba nikt nie ma wątpliwości, że amerykański prezydent mógłby prosić o pomoc w sprawie najwyższej wagi kogoś głupszego od siebie. Logiczny wniosek wyłania się nam natychmiast - Komorowski jest myślicielem takiej samej klasy co Obama, na pozycji trzeciej ex aequo albo nawet wyżej.
Formalnie nasz prezydent nie jest sklasyfikowany na listach myślicieli, lecz myśliwych, ale wiadomo, jakie bywają przekręty w tych różnych konkursach. A skąd niby Amerykanie mają wiedzieć, jaka jest w naszym języku różnica między myśliwym a myślicielem? Moim zdaniem Komorowski może być nawet większym myślicielem, bo on ma wpływ na amerykańskich pisowców, a Obama na polskich ani trochę.
W każdym razie to wyjaśnia, dlaczego nasz prezydent jest tak rozchwytywany przez innych prezydentów – zwiedzieli się skądinąd, że nasz jest myślicielem i teraz mu spokoju nie dają. Każdy by chciał z myślicielem pogadać i skonsultować swoje bolączki. A wygląda na to, że będzie jeszcze gorzej – w końcu chyba przyjdzie naszej głowie państwa kijem opędzać się od innych głów państw. Korzysta na tym premier Tusk i też spotyka się co chwila z innymi premierami. Tak to jest, że jak się obcuje z wielkością, to choćby mimochodem nabywa się tego samego splendoru. Niedługo i Sławek Nowak zacznie być rozrywany w najlepszym towarzystwie, bo on jest przecież jeszcze bliżej Komorowskiego niż premier.
Pisze też Koziński, że to nie jest pierwszy raz, kiedy my Polacy mamy taki olbrzymi, bezpośredni wpływ na amerykańską politykę. Już młody Bush podobno wygrał wybory dzięki nam, bo w trakcie debaty telewizyjnej wytknął rywalowi, że ten zapomniał o Polsce. No i jak raz Obama sobie przypomniał o Polakach, gdy mu republikanie brużdżą przy układzie START - 2 z Rosją. Szczęśliwy dla lokatora Białego Domu traf chciał, że w Belwederze akurat trafił się podobnego kalibru myśliciel. Dobrali się jak w korcu maku, bo obaj chcą resetu z Rosją.
Nie jestem jednak pewien, czy oni obaj wiedzą, że republikańscy przeciwnicy resetu też nie zasypiają gruszek w popiele i również wezwali w sukurs Polaków. Antoni Macierewicz po powrocie ze Stanów Zjednoczonych oznajmił, że katastrofa smoleńska oraz rosyjskie śledztwo w tej sprawie i cały kontekst tej tragedii będzie jednym z tematów poruszanych przez republikanów podczas debaty w Kongresie o układzie START.
Owszem, Macierewicz podobnie jak Komorowski też nie jest sklasyfikowany w rankingu najważniejszych myślicieli świata magazynu „Foreign Policy”. Ale przecież nie ma powodu przypuszczać, że republikanie zgodziliby się, żeby im doradzał gorszy myśliciel niż demokratom. Co to, to nie! Zatem wychodzi na to, że jedna z najważniejszych dla światowego status quo debat toczyć się będzie pod dyktando polskich myślicieli.
Mnie jednak najbardziej interesuje, co amerykański prezydent obiecał naszemu prezydentowi w zamian za przekonanie republikanów do jego polityki. Zapewne musi to być coś adekwatnego do amerykańskiego układu START-2 z Rosją. Przypuszczam, że Obama zobowiązał się na zasadzie wzajemności przekonać partię Jarosława Kaczyńskiego, że KGB jest kuźnią najważniejszych dla Polski myślicieli. I myśliwych.
To jest prawdziwe amerykańskie wyzwanie. Na miarę american dream. Yes, he can.