Rynek globalny funkcjonuje na zasadzie naczyń połączonych: w krajach notujących nadwyżki na rachunku bieżącym (eksport ˃ import), rośnie ilość pieniądza, pojawia się nadmiar oszczędności krajowych. Tymczasem w krajach mających deficyt na rachunku bieżącym (eksport ˂ import) pieniędzy brakuje. Globalizacja umożliwia przepływ kapitału, jedni zarabiają, a u innych zadłużenie zagraniczne rośnie… „Niewidzialna ręka rynku” pełni funkcję regulatora. Tylko, czy te regulacje są dla wszystkich korzystne?
„Bezpieczny” sposób zadłużania państwa ma miejsce wtedy, gdy rząd pożycza pieniądze z zasobów krajowych. Jednak jest to możliwe tylko wówczas, gdy poziom krajowych oszczędności jest wystarczająco wysoki. Jeżeli pieniędzy brakuje, jak to się działo np. w Grecji, to nie ma innego wyjścia, jak pożyczyć je z zagranicy. Niestety jest to strategia niebezpieczna dla kraju. Dlatego rząd powinien przede wszystkim dbać o wystarczający poziom oszczędności krajowych. A ten wzrasta, gdy … wzrasta dochód narodowy.
Czy można w Polsce znacząco zwiększyć dochód narodowy? Niestety w krajach o wysokim poziomie bezrobocia, ani dochód narodowy, ani poziom krajowych oszczędności - nie wzrasta. W tej sytuacji rząd, który umywa ręce od odpowiedzialności za sytuację na rynku pracy i ślepo wierzy w samoistne „wolnorynkowe” regulacje jest skrajnie nieodpowiedzialny. A jego strategia niestety jest bardzo niebezpieczna dla całego państwa.
Warto pamiętać, że sytuacja odwrotna - nadmierny poziom oszczędności krajowych - jest także niekorzystna dla gospodarki krajowej. Jeżeli, ani przedsiębiorstwa, ani gospodarstwa domowe nie inwestują i ograniczają konsumpcję, tak jak dzieje się właśnie w Japonii, to gospodarka wpada w spiralę deflacji. W kraju gromadzą się nadwyżki pieniądza. Jedyne co można z nimi zrobić, to zainwestować za granicą. Zachodzi tzw. eksport kapitału, właśnie do krajów borykających się z deficytem na rynku pieniężnym.
Podsumowując: zadłużenie rządu samo w sobie nie jest problemem, o ile jest to zadłużenie wewnątrzkrajowe i o ile – co najważniejsze – pozyskane pieniądze wydawane są racjonalnie.
Rząd niestety może te pieniądze po prostu zmarnować, wykorzystując je wyłącznie do zwiększenia popytu na konsumpcję dóbr importowanych, jak to właśnie czyniła Grecja.
Może także zainwestować je w celu zwiększenia poziomu krajowego „zasilania”, czyli np. w takie inwestycje kapitałowe, które zaowocują rozwojem nauki, techniki, krajowego przemysłu.
Czyli zadłużanie – TAK – ale z sensem!
Import, pogarszający saldo na rachunku bieżącym, jest we współczesnym świecie zjawiskiem powszechnym i nieuniknionym. Tymczasem warto mieć świadomość, że istnieją dwie podstawowe strategie importowe:
- Importowi podlegają produkty, których w żaden sposób nie można pozyskać na rynku wewnętrznym, np. kopaliny, surowce energetyczne.
- Importowane są towary, które można wyprodukować na rynku krajowym, niemniej te „z zagranicy” są tańsze, dlatego wypierają krajowe.
Czyli import - TAK – ale z sensem!
Nie jestem zwolennikiem beztroskiego zadłużania kraju. Niemniej dopuszczam sytuację, kiedy warto pożyczyć pieniądze z zagranicy, aby użyć ich do zwiększenia krajowego potencjału zasilania: produkcji i usług. Warto pamiętać, że kurs danej waluty na rynkach międzynarodowych, w dużej mierze zależy właśnie od zdolności zasilania w danym kraju. Nawet jeżeli znacznie zadłużymy budżet państwa, ale pieniądze te przyczynią się do rozwoju gospodarki krajowej, to wzrośnie „poziom zaufania rynków międzynarodowych”. W konsekwencji zmniejszy się potencjalne ryzyko niewypłacalności kraju. Dlatego wszelkie wydatki rządowe (inwestycje publiczne) powinny dawać pracę firmom krajowym, a nie jeszcze przyczyniać się do wzrostu deficytu na rachunku bieżącym!