Dostałem właśnie wielką butlę czaczy. To nie ta czacza, o której śpiewał niegdyś Andrzej Rosiewicz. To mocny alkohol pędzony – to dobre słowo – w Gruzji. Nie, nie jestem na siłach – to dobre słowo – zastanawiać się czy gruzińska czacza ma więcej procent niż polska śliwowica. Obie potrafią sponiewierać śmiałków, którzy mierzą siły na zamiary.
Czacza to kaukaski bimber. Moja była w wielkiej, dwulitrowej butelce po.... napoju Fanta. Wystarczyło jednak tylko odkręcić plastikową zakrętkę, by poczuć, iż to żadna tam fanta i by zakręciło się w głowie od samego zapachu. Mi może mniej się kręci w łepetynie w takich sytuacjach: często bywam na Kaukazie Południowym. W rzeczy samej – w samej tylko Gruzji właśnie byłem czwarty raz w tym roku, a stamtąd górską drogą, samochodem pnącym się mozolnie wyżej i wyżej, by po chwili łagodnie spadać w dół, przemieściłem się do Armenii, by po raz trzeci w ciągu kilku ostatnich miesięcy spędzić tam parę dni. Gruzję i Armenię łączy nie tylko wspólna granica: to dwa najstarsze chrześcijańskie państwa świata.
Wypiję więc czaczą zdrowie Miszy. Wypiję za ustępującego gruzińskiego prezydenta, bo na to zasłużył. Saakaszwili, nazywany i przez przyjaciół i przez wrogów po prostu właśnie „Misza", zreformował to kaukaskie państwo, po którym wcześniej hulała anarchia z chaosem i korupcją pod rękę. Dziś wymiar sprawiedliwości już nie – a przynajmniej nie zawsze – na telefon władzy (hmm, bez porównania proszę...). Powstało masę inwestycji i nowych budowli. Tbilisi wypiękniało i żyje także nocą, czego jednak nie było za Szewardnadze. Międzynarodowy image Gruzji jest dziś bez porównania lepszy niż kiedyś. Doprawdy to nie zasługa krasnoludków, ani sierotki Marysi, tylko Saakaszwilego i jego ludzi. Z punktu widzenia Polski Tbilisi stało się ważnym ogniwem w łańcuchu postsowieckich państw, które nie chciały śpiewać w rosyjskim chórze i słuchać dyrygenta z Kremla z naszywkami KGB. Misza grał z Amerykanami – a ci inwestowali w Gruzję i politycznie, i finansowo. Tbilisi dostało w ostatnich latach ocean dolarów, a jego sąsiedzi ledwie strumień, co zresztą z zawiścią podkreślają.
Ale ten Miszowy medal ma też drugą stronę. Bardzo wielu sojuszników i współpracowników Saakaszwilego porzuciło go lub to ustępujący prezydent ich porzucił. Skądinąd wśród nich był obecny premier Bidzina Iwaniszwili – teraz śmiertelny wróg, niegdyś sponsor choćby reformy gruzińskiej policji i kampanii wyborczych Miszy. W ciągu tych 10 lat prezydent wydał walkę przestępcom, ale – zdaniem niektórych – rozciągnął kategorię kryminalistów zbyt szeroko. Efekt: największa w Europie, obok... Rosji, ilość więźniów procentowo na 1000 mieszkańców. Społeczeństwo spolaryzowało się na tych, co Miszę uznali za proroka niepodległości Gruzji i tych, co mają go za okrutnego tyrana, który dodatkowo publiczne pieniądze trwonił na pozytywne o nim publikacje w zachodnich mediach.
A jednak bilans "dekady Miszy" oceniam pozytywnie. Nie kierują mną sentymenty, choć swojego sentymentu do gruzińskiego prezydenta nie ukrywam. Będę zawsze podnosił, nawet i pod niebiosa, to, co zrobił w polityce międzynarodowej. Jego sprzeciw wobec imperialnej polityki Moskwy był z punktu widzenia interesów Polski czymś więcej niż korzystnym.
Dlatego wypiję szklankę (bo przecież nie "lampkę"...) czaczy za prezydenta Gruzji. Nigdy mu nie zapomnę, że nie kłaniał się Kremlowi. Ale też tego, że w przeciwieństwie do wielu innych przywódców państwowych dotarł na pogrzeb naszego Prezydenta. Przyleciał do Krakowa z USA. W tym czasie wystraszony chmurą pyłu wulkanicznego nad Europą Obama wolał grać w golfa.
*Artykuł ukazał się w "Gazecie Polskiej" (06.11.2013)
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 2125
Nareszcie jakiś artykuł w którym Pan piszesz tak że nawet ja to rozumiem!
Za Prezydenta Sakaszwili którego popierał mój PREZYDENT JEDYNY LECH KACZYNSKI....i ja wypiję!
Co do Pana postów obiecuję sobie po tym artykule że zaczne uważniej je czytać
Z szacunkiem Pietrek gór
Ps.Jeżeli mógłbym prosić o cokolwiek to zawsze juz Pan tak pisz do ludzi-zrozumiałym ,prostym językiem bez owijania w bawełnę oceanów- jak Pan Pasierbiewicz bloger na ten przykład:)
Heej
OJCZYZNE WOLNA RACZ MI ZWROCIC PANIE
teraz pędzą czaczę.
To była wspaniała i owocna przyjaźń pomiędzy Prezydentem Polski i Prezydentem Gruzji. Saakaszwili pokazał wielką klasę przylatując na pogrzeb Lecha (żona Saakaszwilego także miała jakąś niezwykle skomplikowaną podróż i też dotarła, jeśli dobrze pamiętam). Misza pokazał klasę i.....przyjaźń.
Saakaszwili i Kaczyński, Polska i Gruzja, przyjaźń i wierność i wdzięczność.
To było coś przepięknego i czystego w tym świecie pełnym różnych ciemnych interesów, zdrady, cynizmu i...członków Platformy Obywatelskiej.
Można tylko sobie wyobrażać jakby wygłądałby świat gdyby obaj panowie mogli zrealizować swoje sojusznicze zamierzenia. Niestety krwawy morderca z Kremla, który ma już przygotowane miejsce w piekle, użył swoich diabelskich możliwości i zrobił to co zrobił. Niech go Piekło zabierze z powrotem do siebie bo chyba stamtąd przyszedł na świat aby niszczyć dobro, które z takim trudem walczy o przetrwanie w tym świecie.