Tak jest i tym razem, gdy szef rządu i lider PO, w świetle jupiterów, ogłosił założenia ustawy anty-hazardowej. Musiał chłopina "uciec do przodu", bo jego najbliżsi współpracownicy (skarbnik PO i szef Klubu Parlamentarnego PO) chodzili przecież wokół ustawy pro-hazardowej. Od deklamacji, szczytnych deklaracji, założeń i pięknych słów - do czynów daleka dla Tuska droga. Premier opowiadał kiedyś bajki o kastracji pedofilów, ale jakoś dotąd żadnemu pedofilowi nic nie ucięto… Premier Tusk to po prostu niezły bajerant, opowiada bajki, zapowiada cuda, a kiedy ludzie już zapomną - opowiada kolejne bajki i zapowiada następne cuda.
W sprawie ustawy anty-hazardowej szef rządu nawet się nie zająknął, że trzeba, aby stworzyć nowe prawo w tym zakresie - zmienić zarówno polskie prawo bankowe, jak i polskie prawo telekomunikacyjne. Diabeł siedzi w szczegółach. Podobnie szczegółem, o którym lider Platformy nawet nie raczył wspomnieć, jest fakt, że tzw. hazard internetowy jest w Polsce robiony przez firmy, których siedziby znajdują się poza granicami kraju, a więc są trudne do skontrolowania.
Premier chciał pokazać, że w sprawie hazardu zrobił swoje - pod prąd Rychowi i Zbychowi… Ale sama gadka, w kontekście kompromitacji kolego partyjnych, już Polakom nie wystarczy. Poczekamy na efekty.
Premier ma ciekawy zwyczaj ogłaszania różnych swoich i rządu inicjatyw akurat w momencie, gdy wybucha jakaś afera i trzeba jakiemuś ministrowi lub szefowi instytucji państwowej, chronić, za przeproszeniem, tyłek. Chodzi o tzw. medialne przykrycie kolejnego problemu. A przecież wiadomo, że Donald Tusk jest mistrzem rozwiązywania problemów, które sam stworzył…