Do zamieszczenia poniższego fragmentu skłonił mnie tekst kokosa, który zarzucił robotnikom, strajkującym latem 1980 roku i zaraz potem tworzącym niezależne samorządne związki zawodowe, rychło zjednoczone w ogólnopolską "Solidarność", jakoby chodziło im głównie o "koryto". Jestem innego zdania. Przedstawiam tu krótki przegląd tematyki postulatów robotniczych i ich źródeł ideowych:
Ideowe założenia ruchu społecznego Solidarności.
Jesienią 1980 roku społeczeństwo, rozbudzone i wzmocnione duchowo po wizycie papieża Polaka w czerwcu 1979 roku, zorganizowało się w związek zawodowy o strukturze terytorialnej, a nie, jak dotychczas, branżowej. Solidarność, gromadząca w apogeum popularności około 10 milionów dorosłych obywateli Polski (tyle osób płaciło wtedy składki), wywodzących się ze wszystkich nurtów politycznych i ideowych, zrodziła się jako ruch protestu przeciwko łamaniu podstawowych wartości i praw narodowych, moralnych, społecznych, i pracowniczych przez władze partyjne i państwowe.
Ruch ten czerpał ideowo z:
•wartości kultury europejskiej, ufundowanej na zasadach chrześcijańskich (miłość bliźniego, wolność, równość, demokracja)
•narodowej tradycji historycznej (niepodległość)
•przynajmniej jeżeli chodzi o warszawiaków – ruch ten czerpał ze stosunkowo niedawnego i żywego (przynajmniej w Warszawie) w pamięci uczestników i świadków zrywu powstania warszawskiego
•a także – paradoksalnie – z niektórych haseł oficjalnie od 35 już wtedy lat głoszonej ideologii socjalizmu (równość wszystkich, niezależnie od zamożności i pochodzenia, awans społeczny dla klas i warstw upośledzonych).
Ruch Solidarności twórczo przetwarzał zatem utopijnie egalitarystyczną ideologię nowej [po 1945 roku] władzy (polityka pełnego zatrudnienia, hasło „wszyscy mamy równe żołądki”), traktując ją jako jedną z podstaw wspólnoty narodowej, i przyjmował za poważny postulat polityki społecznej hasła, które ze strony władz komunistycznych najczęściej były zaledwie sztafażem propagandowym – równość ekonomiczną, sprawiedliwość społeczną i klasową (prymat polityczny klasy robotniczej), oraz nakaz działania w „interesie społecznym”, co obywatele rozumieli jako nakaz moralny działania na rzecz dobra wspólnego.
Program Solidarności formułowano jako żądanie:
• sprawiedliwości społecznej i „godności” – również materialnej – „ludzi pracy”, którymi byli w PRL praktycznie wszyscy
• miejsca dla religii w życiu publicznym, np. żądanie mszy radiowej
• prawa do choćby ograniczonej suwerenności obywatelskiej, co wyrażało się w postulatach powołania rad opiniodawczych, współdecydujących w różnych dziedzinach życia publicznego i gospodarki.
Ruch ten planował przywrócenie podmiotowości obywatelskiej nie za pomocą obalenia, ale niejako wyminięcia władzy partyjno-państwowej („czerwonego”), i zorganizowanie życia społecznego, wprawdzie w ramach zakreślonych przez władzę, ale na sposób formułowany przez ludzi Solidarności. Demokratyzacja życia wyrażać się miała nie w przeprowadzeniu ogólnopaństwowych wyborów powszechnych, ale w demokratycznych procedurach na niższych szczeblach zarządzania lokalnego i zawodowego. Troskę o państwo i suwerenność narodową Solidarność wyrażała przez troskę o kondycję moralną, społeczną i materialną obywateli, ich ochronę i kształcenie.
O Solidarności, szczególnie z lat 1980 – 1981, pisze się dziś często, że była ruchem roszczeń i protestu; tylko reakcją, zaledwie próbą naprawy istniejącego stanu rzeczy, bez podważania zasad ustrojowych. Nawet życzliwi Solidarności krytycy twierdzą, że nie stworzyła ona programu pozytywnego, wpasowywała się bowiem w zastaną rzeczywistość, której podstaw nie zamierzała w gruncie rzeczy naruszać. Krytycy podkreślają np., że ruch pracowniczy Solidarności nie stawiał postulatu wolnych wyborów parlamentarnych ani nie występował o wolność gospodarczą, zatem nie dążył do naruszenia ustroju. W ten sposób ruch ten zostaje przez współczesną krytykę sprowadzony do postaw i zachowań nie tylko mało skutecznych z punktu widzenia osiągniętego w blisko 10 lat później celu, jakim była transformacja ustrojowa a nawet suwerenność państwowa, ale wpisujących się głównie w retorykę protestu i niezgody, wśród których niesłusznie moim zdaniem nie dostrzega się działań pozytywnych. Podobne poglądy wyrażano bez głębszych uzasadnień, ograniczając się do historycznych stereotypów i koncentrując się na najłatwiej dostrzegalnych elementach protestu. Jak się zdaje, szeroki i twórczy w Solidarności nurt pozytywny dostrzegają częściej ci autorzy, którzy uczestniczyli bezpośrednio w ówczesnych wydarzeniach i to po stronie solidarnościowej, ale też nie wszyscy.
Postulaty, wysunięte przez Solidarność latem 1980 roku, i to niezależnie od siebie (odcięto łączność telefoniczną) w trzech głównych ośrodkach sprzeciwu, tj. w Gdańsku, Szczecinie i Jastrzębiu, można z grubsza podzielić na ekonomiczne, społeczne oraz moralne. Na owe czasy żądanie prawa do wolnych związków zawodowych, zniesienia cenzury i radiowych mszy niedzielnych, wbrew planowej ateizacji społeczeństwa, miało wymiar rewolucji ustrojowej. Postulaty o charakterze moralnym związane były z żądaniem prawdy w życiu publicznym: wolności słowa, druku, praktyk religijnych, dostępu do środków masowego przekazu, odkłamania programów szkolnych. Postulaty ekonomiczne nie dotyczyły przekształceń własności i stworzenia wolnego rynku, ale raczej poprawy bytu obywateli drogą sprawiedliwszej redystrybucji dóbr i środków przez państwowego gestora, którego istnienie przyjmowano jako stałe i nieuniknione. Postulaty te były zarazem odbiciem kryzysu ekonomicznego i zapaści cywilizacyjnej kraju; żądania mieściły się w socjalnej i ekonomicznej logice ustroju “realnego socjalizmu”, szły koleiną wyznaczoną przez władze państwa, dotyczyły więc np. zwiększenia przydziałów towarów reglamentowanych, wprowadzenia zakazu sprzedaży artykułów krajowych za dewizy, wprowadzenia płatnych urlopów wychowawczych dla matek małych dzieci, obniżenia wieku emerytalnego, zniesienia przywilejów materialnych i specjalnych przydziałów dla organów represji itp.
Trzeba zaznaczyć, że zwłaszcza wyżej postawieni i lepiej wykształceni działacze Solidarności przeważnie doskonale zdawali sobie sprawę, że wolne wybory i uniezależnienie od Związku Sowieckiego, a nawet dalej idące ograniczenie roli PZPR w życiu kraju, znajdowały się całkowicie poza realnym horyzontem żądań, podczas gdy samodzielne zorganizowanie sobie życia codziennego przez różne grupy społeczne uważali za możliwe, choć niełatwe do uzyskania. Podobnie, w narzuconym systemie nakazowo-rozdzielczym, z państwem w roli jedynego właściciela i pracodawcy, poza realnym horyzontem znajdowało się reformowanie gospodarki, np. przez wolny rynek. Z pokojowego charakteru protestów wynika, że przekonanie o konieczności samoograniczenia podzielali również szeregowi członkowie Związku.
Działacze Solidarności, jak wynika z jej oficjalnych dokumentów i wypowiedzi, nie widząc szans na odzyskanie rzeczywistej suwerenności państwowej, skupili się więc na częściowym przynajmniej odzyskaniu podmiotowości obywatelskiej, na tym, by znośniej zorganizować życie codzienne, oraz na poprawie sytuacji bytowej ludności. Napór Solidarności na władze partyjno-państwowe był spontaniczną próbą stworzenia w jakiejś przynajmniej mierze samorządnego społeczeństwa. Miało ono uzyskać pewną autonomię, by realizować oczekiwania i nadzieje narodowe i obywatelskie. Na tym polegało opisane już ówcześnie przez Jadwigę Staniszkis zjawisko „samoograniczającej się rewolucji”. Samoograniczenie to dotyczyło zarówno zakresu podejmowanych przez zrewoltowanych obywateli przemian, jak i stosowanych przez nich metod. Od dążenia do suwerenności i niepodległości państwowej działacze odżegnywali się oficjalnie (np. w Porozumieniach Sierpniowych zapisano kierowniczą rolę partii), nieoficjalnie – wraz z resztą społeczeństwa – formułowali tylko ciche marzenia na ten temat. Można wyróżnić dwa rodzaje tych marzeń: pierwsze o tzw. finlandyzacji Polski, czyli ograniczonej suwerenności z prawem samodzielnego organizowania życia społecznego i gospodarczego, na wzór Finlandii, formułowane przez środowisko Jacka Kuronia i część KOR, i drugie, o niepodległości, formułowane przez kręgi Polskiego Porozumienia Niepodległościowego, pozostałą część KOR i ROPCiO (Wojciech Ziembiński). Za deklaracjami szły metody działania: były to protesty pisemne i czynne, poprzedzone całym systemem ostrzeżeń strajki, oraz negocjacje z władzami na temat proponowanych przez Związek rozwiązań programowych, bez dopuszczania przemocy. Wyjątków od przyjętej przez Solidarność zasady non violence praktycznie w latach 1980 – 1981 nie odnotowano, choć propaganda oficjalna skutecznie zastraszała członków PZPR rzekomo snutymi przez Solidarność planami aktów przemocy. Służba Bezpieczeństwa przygotowała układane rzekomo przez Solidarność „listy proskrypcyjne” członków partii, esbeccy prowokatorzy rysowali na drzwiach znaczki, które miały wskazywać mieszkania osób skazanych rzekomo na śmierć przez tajne „sądy solidarnościowe”; wszystko po to, by skonfliktować środowiska aparatu partyjnym i aparatu ścigania ze społeczeństwem i dodatkowo uzasadnić wprowadzenie stanu wojennego.
[z mojego doktoratu (2007)]
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 8071
Pozdrawiam serdecznie,
JW
PS. Infromacja dla Admina: nie można komentować na niezaleznej.pl. Pojawia się komunikat "The answer you entered for the CAPTCHA was not correct" natomiast NIE pojawia się "CAPTCHA" gdy dodaje się komentarz.
"Od 1945 roku wszystkie, z wyjątkiem oczywiście antykomunistycznego zbrojnego podziemia, nasze „narodowe zrywy” za genezę miały właśnie tę przysłowiową cenę kiełbasy, a Polacy przypominali więźniów obozu walących miskami w stół i protestujących nie przeciwko zniewoleniu, ale w trosce o ilość i jakość tego, co serwuje im obozowa kuchnia.
I dlatego tylko w Polsce te „kulinarne powstania” można było z łatwością pacyfikować rękoma miejscowych renegatów, kiedy w takiej Czechosłowacji, NRD czy na Węgrzech do akcji musiała wkraczać „bratnia armia czerwona”. Tam, bowiem chodziło o coś zupełnie innego niż pełna micha. Zbuntowani więźniowie zapragnęli wyjścia na wolność."...
...
Oczywiście możemy optymistycznie założyć, iż u nas nie interweniowali bezpośrednio i zbrojnie z powodu panicznego strachu przed tym, że bohaterscy Polacy rozniosą ich w pył.
Myślę, że są takie momenty w historii, w których obnażanie błędów i wad bardziej mobilizuje niż dowartościowywanie za wszelką cenę.
"Polski Alkoholik" 10 kwietnia 2010 roku sięgnął dna i albo się od niego odbije, albo zdechnie. Aby się odbić trzeba to dno poczuć i znienawidzieć.
Pozdrawiam serdecznie
"...cały ten sierpniowy zryw i kilkunastomiesięczny karnawał został zapoczątkowany już w lipcu 1980 roku w Świdniku i Lublinie, a powodem nie była chęć zrzucenia z naszych barków sowieckiego jarzma, walka o wolność słowa i pragnienie niepodległości naszej ojczyzny.
Poszło tradycyjnie o zawartość koryta przeznaczoną dla plebsu."
Tak Pan pisze, "nie była chęć zrzucenia sowieckiego jarzma", ale "tradycyjnie zawartość koryta".
Moim zdaniem w korycie było skąpo, wręcz skandalicznie. Sowieckie jarzmo powodowało, że nie wolno było nawet zająć się racjonalnym produkowaniem żywności. Wszędzie królował plan i ideologia, nawet przy hodowli szczypiorku, świetnie Pan to pamięta.
Jedzenie to podstawa bytu, ideologia komunistyczna uniemożliwiała normalne życie nawet na płaszczyźnie tak elementarnej jak jedzenie. Choć oczywiście nie był to prawdziwy głód.
Nazywanie bolesnego choć i radosnego, pełnego straszliwej pracy, determinacji i obaw okresu "Solidarności" karnawalem zawsze doprowadza mnie do szału. Trudno. Nie musi Pan brać tego pod uwagę. Plebs??!! Ci mądrzy, doświadczeni ludzie?
Bardzo się cieszę, że tak się Pan interesuje tematem, i mozemy zwyczajnie popolemizowac.
Pozdrawiam
Przecież właśnie tym zdaniem zgodziła się Pani z Kokosem.
Działacze Solidarności? Kim byli Ci we władzach związku? Czy już to wiemy? Jeśli główny przywódca protestu mógł być szantażowany współpracą (świadomie nie piszę że był jeszcze agentem), drugi ze Szczecina jak wykazano był nim, to chyba oczywiste że ruch nie mógł mieć jako celu wyzwolenia z okupacji sowieckiej. Żadne hasła ani postulaty nie mają znaczenia jeśli nie doprowadzono ich do realizacji.
A po stanie wojennym. Rok 1989. Okrągły Stół i "wyzwolenie" !?!
Dziś mamy "zrealizowane" hasło : wolność i demokracja. Czy faktycznie przy prokuraturach i sądach rodem z PRL, biznesie w rękach postsowieckich oficerów służb i agentów, politykach władzy na usługach obcych państw możemy mówić o wolności?
Jeśli będziemy kręcić się wokół mitów nie nazywając rzeczy po imieniu, zostaniemy tam gdzie jesteśmy. Jeśli nie stwierdzimy, że "celem "S" nie było wyzwolenie Polski", to kłamiemy.
Ruch szedł w stronę wyznaczoną przez przywódców. Zaszedł za daleko MIMO? Może. Atmosfera była zbyt groźna. W związku mogło dojść do wypłynięcia postulatów zbyt radykalnych. W notce pani Teresy tego jednak nie wyczytałem. Mówimy zresztą o podwalinach a nie organizmie dojrzałym.
Wtedy jak w balladzie J.K.Kelusa "Sentymentalna panna S": Nie był potrzebny żaden sąsiad, rodzimej dosyć jest kanalii...
Radykalizm władz związkowych wręcz komicznie wyszedł w książce "Konspira", jak to szefowie regionów chcieli poderwać kraj do "generałki" wiosna 1982 roku, a tu nikt nie chciał nadstawiać karku dla przesadnych dążeń.