|
|
gorylisko wielu zdolnych lekarzy...kończyło studia i...marnowali sie na dyżurach...
trzeba jeszcze pamiętać, że ludzie maja obowiązki wobec swoich rodzin...muszą im dać jeść, ubrać, posłać do szkół...
czytałem te posty... jedna pani martwi sie, o rodziców...którzy sa zostawienie...proszę pani, znam przypadki, ze sami chcieli, mimo że w helmutowie czekała emerytura czy renta, obywatelstwo, sa tam dzieci, wnuki etc. to sa dorośli ludzie sami wybierają...
znam tez wypadki, kiedy sprowadzaja rodziny, teściów, rodziców etc.
akurat teraz na dniach, do moich znajomych, rodzina, trójka dzieci, przyjeżdża matka żony kumpla...
wynajmuja tutaj mieszkanie...na które w Polsce nie mogli sobie pozwolić, koles zasuwa ciężko ale nie narzeka...
dezercja ? jeżeli znakomita większość ma dobrą opinię o komorowskim...to przepraszam...wysiadam... |
|
|
gorylisko po klęsce 1939 roku...całe masy żołnierzy polskich opuszczło Polskę, udajac sie...na emigrację...by kontynuować walkę...najpierw do Francji, potem do Wielkiej Brytanii... czy oni nie sa dezerterami, zdrajcami ? powinni zostać w kraju i kontynuowac walkę... no tak...czym... widłami ?
Arkady Fiedler napisał "Dywizjon 303" ktorey potem potajemnie przemycono do okupowanej Polski.
Ktos tu jeszcze pipsztoli o kosztach studiów... ok dlaczego w takim razie państwo nie stworzy takich warunków, żeby mozna było po skończeniu studiów znaleźć pracę w której wykorzystać można nabyte umiejetności... UWAGA !!! proszę czytać ze zrozumieniem... ja pisze o warunkach jaki ma państwo stworzyć... nie oczekuję, że to państwo ma mi dać pracę czy płacić...
a teraz prosze sobie wyobrazić, że ta cała rzesza emigrantów została w Polsce... i co ? prosze policzyc jaki to koszt dla państwa i jaka mnogośc problemów...bo sama walka, nie da się pożywić, ubrać, zapłacic za prąd...
ciekawe, ze podobne argumenty o "dezerterach" wyciągano w czasach słoneczka stalina...
a żeby było ciekawiej...na piatym roku miałem wykład i seminarium o spektrometrii...ponieważ wykładowca...hmmmm zdezerterował ;-) tzn wyjechał do UK...(dawno to było, urban królował w tvp) wykładowca wrócił i w tempie ekspresowym nadrabialiśmy zaległości...
na sam koniec zapytał nas czy zajecia z nim były dla nas przydatne ? zapytałem go wtedy, jaka jest szansa, że kiedykolwiek zobaczę te spektrometry na oczy...bo o pracy na nich nawet nie myslałem...
|
|
|
Tomasz Nowicki bo niczego Panu nie imputowałem. Opisywałem jedynie zjawisko w sensie ogólnym. Co do "spojrzenia z dystansu" to ma Pan nieco racji, to pomaga, ale raczej tym, którzy są na bieżąco. Nie potrafię sobie jednak wyobrazić, w jaki sposób na bieżąco może być z polskimi sprawami emigrant, który czytuje polską prasę i blogi, ponadto zaś od czasu do czasu rozmawia z rodziną czy znajomymi. A w kraju bywa raz na rok podczas urlopu. W najlepszym razie. Jego wiedza z biegiem czasu staje się coraz bardziej nieaktualna i powierzchowna, wyrywkowa. A do tego, z drugiej ręki, więc w gruncie rzeczy teoretyczna. Podczas gdy my, tutaj, doświadczamy tego na sobie samych, 24/7. To nie to samo, prawda? |
|
|
Marcin Tomala Pisze Pan - "Bierze się on z zawodu, że oto tracimy potencjalnego sprzymierzeńca w budowaniu dobrobytu narodu itd., że zostaliśmy zubożeni nie tylko o jego możliwości, potencje, które teraz wykorzysta inne społeczeństwo, nieraz konkurencyjne względem naszego" - jeśli chodzi o utratę możliwości, potencji, które wykorzystywać warto - w dobie dzisiejszej rzeczywistości, Ci te kontakty utrzymują, co zresztą zauważa Pan w następnym akapicie.
Prosiłbym także o choćby próby wskazania w mych wypowiedziach "wywyższania się", sam takie zachowanie potępiam - tylko, że to działa w dwie strony. Wielu z emigrantów nie jest oderwanymi od polskiej rzeczywistości, co więcej, pobyt zagranicą pomaga wiele spraw uświadomić sobie ze zdwojoną siłą, próba umniejszania naszego zdania czy wulgarne ośmieszanie (ty to nie masz prawa głosu, bo tu nie mieszkasz)... Tego nie lubię.
Zresztą, jak jakiejkolwiek próby wrzucania wszystkich do tego samego worka. Pozdrawiam serdecznie. |
|
|
Tomasz Nowicki Wreszcie -- skąd ten epitet dezercji? Niektórzy, w sumie dość słusznie, traktują współistnienie narodów w kategoriach darwinowskich. Dlatego ucieczka z pola walki kogoś, kto z racji przynależności grupowej czy etnicznej winien zachowywać się zgodnie z etosem swej grupy, może być przez jej pozostałych członków traktowana jako dezercja, ucieczka na łatwiznę, opuszczenie współtowarzyszy walki. Przeciwstawiamy tu prawo do indywidualizmu wymogom kolektywizmu. Każdy członek społeczeństwa oscyluje między dwiema skrajnościami -- egoizmem i altruizmem. Emigracja może być traktowana więc jako trwałe zajęcie pozycji egoistycznej w relacji z własnym narodem i z tego powodu piętnowana.
Tyle, że takie oceny to skrajne uproszczenie. Większość chyba emigrantów dzisiejszej doby utrzymuje związki z krajem, rodziną, przyjaciółmi etc. I często przekazuje im nie tylko materialne owoce swej pracy i swego życia na emigracji. A więc wzbogaca mimo wyjazdu swój kraj w taki czy inny sposób.
Sam w moich ocenach tego zjawiska staram się pozostawać wyważony, rozumiejąc złożoność problemu i jałowość wystawiania skrajnych cenzurek zjawiskom modelowym, a więc oderwanym od konkretu egzystencji prawdziwych ludzi. Jednak jest coś, co podnosi mi lekko ciśnienie, zwłaszcza na blogach -- są to namaszczone pouczenia płynące z zagranicy od ludzi, którzy polskie realia znają znacznie gorzej niż my, którzy tu żyjemy na co dzień, ludzi często przepełnionych podświadomym przekonaniem swej wyższości wynikającej z odniesionego (w ich opinii, bo obiektywnie to niekoniecznie) sukcesu życiowego. Tego nie lubię. |
|
|
Tomasz Nowicki formalnym, a już na pewno jurydycznym, emigranta nie można określić mianem zdrajcy czy dezertera. Ale przecież nie o ten sens chodzi. Chodzi o emocje. A emocje rządzą się swoimi prawami. Często jest tak, że osoba przez kogoś -- w jej mniemaniu -- zawiedziona czy oszukana -- jest atakowana jakimś dotkliwym epitetem w ramach emocjonalnej zemsty -- "skoro mnie boli, niechże zaboli i ciebie".
Bez wątpienia emigranci wychowani w Polsce (w polskich warunkach społeczno-polityczno-prawnych), wyjeżdżając na zawsze, zostawiają za sobą pewien emocjonalny debet. Bierze się on z zawodu, że oto tracimy potencjalnego sprzymierzeńca w budowaniu dobrobytu narodu itd., że zostaliśmy zubożeni nie tylko o jego możliwości, potencje, które teraz wykorzysta inne społeczeństwo, nieraz konkurencyjne względem naszego (a więc jednak jakiś element zdrady!), ale i narażeni na żal z powodu utraconej inwestycji -- w wykształcenie chociażby (ale i inwestycji emocjonalnej). Jasna sprawa, że każdy powie -- hola! Moi rodzice płacili podatki za moje wykształcenie, więc mogę robić co mi się podoba. Tak, ale nie w pełni. Bo jeśliby płacili bezpośrednio ze swej kieszeni, wtedy zgoda.
Kolejnym czynnikiem zubażającym jest brak potomstwa emigranta -- czyli kwestie demograficzne.
|