W młodym wieku wielokrotnie broniłam tezy, że większość dolegliwości to choroby psychosomatyczne. „Każda choroba zaczyna się w głowie” - twierdziłam buńczucznie. Miałam ku temu pewne podstawy - bez trudu i bez konsekwencji zdrowotnych znosiłam warunki dla wielu niewyobrażalne, choćby noclegi w słowackich Tatrach w kolebach (niszach skalnych) przy kilkunastostopniowym mrozie. Z prozaicznych zresztą przyczyn, na schronisko czy górski hotel nie było nas po prostu stać. Wybierając się na Słowację na tydzień, na przepustkę, można było zabrać ze sobą 150 koron, a nocleg w popularnej Terince (Téryho Chata) kosztował 40 koron. Wolałam wiec mieszkać w jednej z luksusowych koleb pod Lodowym. Nawet złamanie nogi przy zajeżdżaniu koni w stadninie Plękity miało moim zdaniem swój początek w głowie. Nie zapanowałam nad koniem bo się go bałam, koń się wywrócił, a noga się złamała. Konsekwentnie nie chodziłam do lekarzy, nie przyjmowałam lekarstw, nie miałam nawet karty w żadnej przychodni. Jeżeli ktoś ma dosyć tych moich przechwałek mogę go pocieszyć - dorobiłam się wreszcie karty w przychodni bo jak mówił Boy: „gdy się człowiek robi starszy, wszystko w nim po trochu parszy”.
W medycynie sporo jest trudnych do racjonalnego wyjaśnienia i słabo zbadanych efektów. Między innymi efekty placebo oraz nocebo. W celu zrozumienia tych efektów Uniwersytet w Oksfordzie wraz z Uniwersytetem Medycznym Hamburg-Eppendorf w Niemczech, Uniwersytetem w Cambridge oraz Politechniką w Monachium, przeprowadziły badania na 22 zdrowych i dorosłych ochotnikach. Badano ich reakcję na ból, a ściślej indywidualną ocenę poziomu tego bólu w 100 punktowej skali. Źródłem bólu był strumień ciepła kierowany na nogi. Jednocześnie badano pacjentów za pomocą funkcjonalnego rezonansu magnetycznego (fMRI). Po początkowej sesji kontrolnej, badanym zaczęto bez ich wiedzy podawać lek przeciwbólowy (opioidy). Średnia indywidualnej oceny bólu spadła z 66 do 55. Potem powiadomiono uczestników badania, że podaje się im lek przeciwbólowy nie zmieniając dawki leku. Średnia ocena bólu spadła do 39. Ostatecznie poinformowano badanych, że lek przestał być podawany nadal nie zmieniając dawki leku. Ocena bólu podwyższyła się do 64. Oznacza to, że ocena bólu zależała nie od dawki leku lecz od informacji na temat tej dawki – prawdziwej lub nie. W efekcie placebo odnotowujemy działanie nieistniejącego leku, dzięki przeświadczeniu chorego, że lek został podany, natomiast w efekcie nocebo mamy do czynienia z brakiem działania istniejącego leku w wyniku przeświadczenia pacjenta, że lek nie został podany, albo jest niewłaściwy.
Metody statystyczne stosuje się obecnie w trakcie badań klinicznych nad szczepionkami wyprodukowanymi w nowej technologii z użyciem matrycowego RNA (mRNA) jednego z białek wirusa SARS-CoV-2 oraz przy badaniu szczepionki BNT162b2 (Pfizer/BioNTech). Do badania klinicznego III fazy włączono ponad 43 tys. ochotników w wieku powyżej 16 lat. Zostali losowo podzieleni na dwie grupy: jedna otrzymała dwie dawki szczepionki w odstępie 21 dni, drugiej, w tym samym odstępie czasu, wstrzykiwano w ramię substancję obojętną, czyli placebo. Przy badaniu szczepionki mRNA-1273 (Moderna) placebo lub szczepionkę otrzymało około 30 tys. ochotników w wieku powyżej 18. roku życia. Tu także podzielono ochotników na grupę otrzymującą szczepionkę i kontrolną - otrzymującą placebo. Badania były randomizowane ( naukowiec nie ma wpływu na to czy konkretny badany otrzymuje lek czy placebo) i podwójnie zaślepione (ani badacz ani badany nie wie co badany otrzymał).
Jest pewien aspekt tych badań warty uwagi. Otóż od czasów stalinizmu czyli od czasu słynnych psychuszek nigdy chyba świat lekarski nie był tak zindoktrynowany politycznie, a poglądy na temat skuteczności terapii tak cenzurowane. Masowe szczepienia to faktycznie badania statystyczne dysponujące próbą o niezwykłej liczebności, sięgającej kilkudziesięciu procent populacji jaką tym razem jest właściwie cała ludzkość. Jest to próba złożona z samych ochotników, bo szczepienia jak dotąd są dobrowolne, przy takiej liczebności nie trzeba troszczyć się o reprezentatywność próby dla badanej populacji. Ochotnicy są dorośli ( nie szczepi się nieletnich) co w zindoktrynowanej ideologicznie medycynie niekoniecznie jest przestrzegane. Przecież świat medyczny poważnie traktował nie tylko bzdurne lecz wręcz kryminale badania niejakiego Kinseya nad reakcjami seksualnymi gwałconych (masturbowanych przemocą) niemowląt i małych dzieci. W badaniach Kinseya fałszującą wyniki rolę odgrywał wytknięty mu przez Maslowa ”błąd ochotnika”. Kinsey traktował wyznania osadzonych w więzieniach przestępców seksualnych jako reprezentatywne dla całej populacji.
Przy badaniach statystycznych dotyczących medycyny nie brakuje zresztą potencjalnych błędów jak choćby nagminnie popełniany błąd zwany z angielska cherry picking, który polega na dobieraniu przypadków pod z góry postawioną tezę. W statystycznym opracowywaniu wyników obecnych szczepień trzeba będzie odróżnić tych, którym szczepionka pomogła od tych którym zaszkodziła oraz tych którym jedno lub drugie się tylko wydaje. Pewien charakterystyczny aspekt tych globalnych badań to ich uwikłanie w kwestie językowe. Jeżeli NOP (niepożądany odczyn poszczepienny) arbitralnie nazwiemy POP ( pożądanym odczynem poszczepiennym) nie tylko ideologizujemy badania lecz włączamy język w kwestie ściśle medyczne.
Pewna przyszła studentka psychologii pouczała mnie, że nadkwasota to choroba psychosemiotyczna. Niesłusznie ją wyśmiałam. Przecież wiele występujących obecnie chorób to choroby istniejące tylko dzięki ich nazwaniu i wycofywane potem z rejestru chorób w atmosferze skandalu jak choćby zespół Gardnera. Być może ten los czeka również ADHD obecnie traktowane lekiem o nazwie Concerta względnie Medikinet". Najistotniejszym niepożądanym efektem obecnej epidemii, który być może będzie wtórnie wywoływał efekt nocebo jest utrata zaufania do lekarzy i wiary w medycynę.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 6001
No ale przecież zewsząd słychać, że musimy im wierzyć. To znaczy tym, promowanym przez polityków i media. Pozostali lekarze, są represjonowani wzywaniem na przesłuchania oraz ewentualnie pozbawianiem prawa wykonywania zawodu, zaś minister po ekonomii zdaje się zoferował im określenie "kołtuństwo". Więc... jak tu rozmawiać? - zapytałby Pospieszalski. Oczywiście, gdyby nadal mógł.
Szerzej o wandemii pisałem {TUTAJ}, ale nie polecam, bo to b. długi i trochę ciemny, i nieprawomyślny tekst.
Z badaniami klinicznymi i statystyką medyczną miałem do czynienia. Zdarzyło mi się przed laty wyliczyć korelację bliską 100% ale nie dlatego, że było to badanie sponsorowane. Lek działa niezależnie od błędnie zawyżonego wyniku ale w konsekwencji postępowania pacjentów nieobjętego metodyką - nie zdradzę jakiego - efekt badania przeszedł najśmielsze oczekiwania.
Niemcy przebakuja, że chcą docelowo szczepić dzieci, więc potrzeba królików doświadczalnych. Gdzie lepiej jak nie tuż za miedzą? Zwłaszcza, że w takiej Nigerii Pfizer za doświadczenia na dzieciach musiał wypłacić grube miliardy, a u nas wychodzi rzecznik MZ i dumą obwieszcza, że "Polska jest jednym z 4 krajów na świecie, gdzie przeprowadzi się badania na dzieciach od 6 miesięcy do 12 lat". No i właśnie, dobre pytanie, czyje to dzieci i kto się na to zgodzi?
Takie rzeczy robi się zazwyczaj na Ukrainie.
choć coś mi tu nie gra. Z jednej strony; szczepionki-placebo a po południu; po cóż straszyć.
W bogatej Europie chcą zlikwidować homeopatię, a w rodzinie rośnie fala jej obrońców.
Trzeźwo myślący powie;
Gdy wieje wiatr historii,
Ludziom jak pięknym ptakom
Rosną skrzydła, natomiast
Trzęsą się portki pętakom.
Pozdrawiam Panią :)
W dzisiejszych czasach wszyscy znają sie na wszystkim. W dodatku jest internet i setki, tysiące, miliony dostępnych opinii on-line. Zawierzanie tym opiniom jest jak kierowanie samochodem wyłącznie poprzez wskazania GPS, można wtedy wjechać do jeziora, a nie każdy ma auto amfibię.
Co do efektu placebo i nocebo to jest typowa auto-sugestia, gdzie pacjent zakłada z góry jaki będzie efekt. Homeopatia również na tym bazuje. Jest wyśmiewana jako pozbawiona podstaw naukowych, np. w badaniach klinicznych. Mi kilka razy leki homeopatyczne pomogły w przeziębieniach i każdemu je mogę polecić. Raczej nie zaszkodzą, a mogą pomóc.
farmaceuta odmawia pacjentowi tego prawa, powinien liczyć się z konsekwencjami.
Nie namawiam do szczepień, podobnie nie namawiam do homeopatii, lecz nigdy
nie wpadłbym na pomysł odradzania jej komukolwiek. Wyposażono pacjentów
w narzędzia wskazania działań ubocznych również dodatkowych pozytywnych.
Są leki, które powinny być suplementami diety, ale decyduje o tym odpowiedzialność
przeprowadzonych badań. Pofolgować sobie można w przypadku Rukwi wodnej
przez lata w Polsce uznana za toksyczną w świecie najwartościowszą strefy wody.
Dobrze, że po dwudziestu latach uznano ten fakt. Bracia Węgrzy szczepią wszystkimi
dostępnymi szczepionkami i jest to ich prawo, poparte ich odpowiedzialnością. Każdy
powinien wiedzieć, że mają więcej patentów w farmacji od nas, ale w biotechnologi
niekoniecznie.
Już po raz kolejny spotykam się z interesującym zjawiskiem różnicy pomiędzy definicjami w nauce światowej i nauce polskiej.
Pierwszy raz dotyczyło to heterodyny, najczęściej głównego podzespołu odbiorników radiowych (superheterodyna). Polska szkoła tą nazwą określa tylko wewnętrzny oscylator, pomagający w wytworzeniu częstości pośredniej, poprzez algebraiczne wymiksowanie (f1 - f2, albo f1 + f2) sygnału radiowego z wewnętrznym produktem oscylatora. I tak to jest w podręcznikach, a także wikipedii. Tymczasem świat rozumie inaczej tzw. heterodynowanie i oscylator jest tylko ważnym elementem heterodyny - podzespołu składającego się z mieszacza (miksera), oscylatora, oraz filtrów na wejściu i wyjściu. Mnie dosyć trudno zrozumieć taką różnicę pojęciową.
Teraz u Ciebie widzę, że w stosunku do mRNA używasz - matrycowe RNA, a polska literatura podaje również pojęcie >informacyjne RNA<. Pozwolę przypomnieć, że "m" przy RNA jest skrótem od >messenger<, gdzie całkiem dobrym polskim odpowiednikiem jest >posłaniec<. Bo właśnie taka jest rola mRNA - dostawca informacji/polecenia od DNA do wykonawcy RNA. Przynajmniej ja tak rozumiem to pojęcie.
Co do placebo i chorób psychosomatycznych. Gdy miałem chyba 10 lat, to niesłychanie zszokowało mnie i zaplątało słowo taty, że właściwie każdy ból - palca, nogi, brzucha, na prawdę jest wytworzony w głowie. Nieco później zafascynowało mnie pojęcie >psychosomatyczny<. A jak jeszcze gdzieś przeczytałem o jakimś wielkim pustelniku, który absolutnie zdrowy, oznajmił uczniom, że pora umierać, a następnie położył się i umarł.
No i potem zainteresowałem się zwariowanym, lecz nieco pokrewnym duszą, Witkacym. I jego testami na sobie narkotykami. Uznałem to za śmiałe i mądre. Nie miałem jednak ochoty bawić się narkotykami. Generalnie dreszcze mnie przechodzą na myśl o zażyciu czegoś co zmieni moją percepcję i psyche. Jednak nic nie stoi na przeszkodzie w osobistym testowaniu leków. Jednym z najważniejszych dla mnie odkryć jest fakt, że oczywiście istnieje jakaś średnia, lecz konkretny lek, o tej samej dawce i podany identycznie, może zupełnie inaczej działać na różne osoby. Nawet na bliźniaków.
I potwierdzam - pozytywne nastawienie co do skuteczności leku, faktycznie tę skuteczność zwiększa parokrotnie nawet.
Serdecznie pozdrawiam
Z ostatnich przechwałek miłościwie nam panującego premiera-bankstera, wspartych oświadczeniami niedorzecznika MZ wynika, że ma Pani stare mapy jeśli mowa o wieku "ochotników", odsyłam do treści komentarza pod tekstem na nieco inny temat:
https://naszeblogi.pl/comment/323351#comment-323351
Co zaś do listy chorób układanej przez wysokiej klasy specjalistów z WHO, to z tego co pamiętam bodajże do lat 70-tych umieszczany był na niej homoseksualizm żeby w latach późniejszych zostać zastąpiony homofobią i niech to wystarczy za cały komentarz do wiarygodności całej tej listy wraz z jej układaczami.
Do laryngologa wchodzi pacjent.
Lekarz-proszę pana powiem coś teraz cicho a pan powtórzy moje słowa. I szepce sześćset sześćdziesiąt sześć
Pacjent - trzysta trzydzieści trzy
Lekarz - o proszę pana, poważna sprawa stwierdzam 50% utratę słuchu!