Potem zapowiedź dozorcy/ rzecznika Grasia, że nie ma żadnej potrzeby, żeby Pan Premier, oby żył wiecznie, wracał do kraju z powodu jakiegoś raportu, bo nic się przecież niezwykłego nie dzieje. Potem nagłe pan Premier, oby żył wiecznie, wraca z wielkim hukiem z szusowania w Dolomitach do kraju ( to znaczy, Graś po niego leci, co będzie miało znaczenie w dalszej części wywodu), by jednoczyć się z gniewie i zaskoczeniu z Narodem, niczym Ordon w wersji 2.0, po to tylko, by wygłosić jakieś idiotyczne oświadczenie i dać się złapać na idiotycznym kłamstwie na temat przyjęcia Konwencji Chicagowskiej ( i po to tyle paliwa lotniczego spalono? Tylko warstwa ozonowa ucierpiała!).
Generalnie, zaskomlał Pan Premier, że jak to, przecież się umówiliśmy, że Rosjanie mieli wziąć na siebie jakieś 10 % winy, konkretnie przyznać, że nie tylko Prezydent naciskał, nie tylko Jarosław złośliwie nie wsiadł do samolotu i przez telefon kazał lądować, nie tylko Pani Prezydentowa okładała torebką pilota, który chciał zostać majorem, z czego się zwierzył w zaufaniu swojemu bliskiemu kumplowi, Osieckiemu, nie tylko generał Błasik tańczył po pijaku trepaka w kabinie i trącił nogą ciśnieniomierz tak, ze się przestawił ze 100 na 60 metrów, nie tylko Jarosław Kaczyński wykasował mapy Smoleńska z systemu TAWS, wcisnął pilotom nieaktualne karty podejścia, poprzestawiał radiolatarnie i jeszcze dla pewności pozrywał linie energetyczne je zasilające, gdy samolot był jeszcze na wysokości 400 metrów i w odległości 6 kilometrów od nich ( linia zerwana o 10 39.35, według protokołu komisji Smolenskenergo, ba, w swojej, jakże charakterystycznej, przebiegłości nawet kawałek skrzydła tam podrzucił, a samolot sobie jeszcze spokojnie leciał pół minuty, ciekawe!) ale, że także kontroler lotu w garażu udającym wieżę był lekko wczorajszy, nieogolony, a poza tym kilka lamp było drugiej kategorii sprawności, to znaczy nie świeciło, to znaczy świeciło, ale dopiero po katastrofie, kiedy milicjaniery powkręcały żarówki. Taka była umowa, a teraz się okazało, że bezgraniczne zaufanie, jakie okazywał rosyjskim przyjaciołom przez te 9 miesięcy pan premier Tusk, oby żył wiecznie, zostało w sposób wyjątkowo niewdzięczny nadużyte.
No, ale nie koniec na tym. Zaapelował ( on zawsze apeluje, „będzie namawiał kolegów” taki ma zwyczaj, nigdy nic nie zrobi, tylko „będzie namawiał”) do rosyjskich przyjaciół o szczerą, otwartą debatę i dyskusje na temat raportu. Zaraz się zresztą przestraszył swojego napadu szaleńczej odwagi i dodał, żeby się towarzysze nie bali, bo nie tylko, że się zgadza z krytycznymi uwagami, co do polskich błędów, ale i sam jeszcze więcej ich dorzuci, zwłaszcza ten telefon od Jarosława doda, bo madame Anodina zapomniała, choć wyraźnie jej mówił, na co ma zwrócić uwagę, niech tylko coś napiszą o tym kontrolerze, co do sobie popił i w dodatku śmieci w kuchni nie sortuje. Zresztą zaraz mu jakiś podrzędny urzędnik moskiewski odpowiedział, ze nie ma o czym mówić, bo raport jest zakończony, co się miało uwzględnić, to się uwzględniło i teraz daragijedruzja z Polszy mogą sobie wsadzić swoje uwagi w buty, będą wyżsi, a i w stopy będzie cieplej.
I tu nadchodzi najlepsze. Pan premier Państwa Polskiego, zapewne ukontentowany zarówno swoja dzielną postawą, jak i odpowiedzią z Rosji, po prostu wrócił w Dolomity. I już.
Na początku Pan minister Klich z oburzeniem zdementował taką nikczemną załgana pisowską plotkę, że jak to, w takiej chwili Pan Premier miałby szusować na nartach, ale zaraz Graś potwierdził, że owszem, poleciał. Konkretnie, to poleciał po rodzinę, która, kompletnie zagubiona błąkała się po okolicy z gilami zamarzniętymi u nosów nie mogąc trafić na właściwy samolot. Wszystko wskazuje bowiem, ze rodzina pan premiera, oby żył wiecznie, reprezentuje podobny poziom zaradności i samodzielności, co Pan Premier. Podejrzewam, ze teraz z kolei po cała grupę będzie musiał polecieć Graś, a po wszystkich z kolei jakiś BORowik, bo inaczej Państwo Polskie pozostanie osierocone.
Ale może po prostu wyjaśnienie jest znacznie bardziej banalne, pogoda w Dolomitach się poprawiła po chwilowym załamaniu. Po prostu.

P.S. więcej o zerwanej linii energetycznej tutaj:
http://smolensk-2010.pl/…
http://seawolf.salon24.p…
http://niepoprawni.pl/bl…
P.S. Jak ktoś ma ochotę zagłosować na mój blog podróżniczy Seawolf- dziennik pokładowy zgłoszony w konkursie w kategorii „Podróże i szeroki świat”, to proszę o SMS na numer 7122, z treścią D00041. Aha, 000 to trzy zera, a nie ”o”. Z góry dziękuję. I miś polarny Rudolf też.