W piąteczek, po 13 tej godzinie, awansem na Walentynki, zabrałem Małżonkę na film o pułkowniku Kuklińskim. Żona sceptycznie, tak jak sceptycznie o moim pisaniu na blogach. Że niby świata pisaniem nie zbawię. Ma rację. Ale z kina wyszła z wypiekami. Raz, że Dorociński..
Ale dobra. Na poważnie.
Film zrobiony rewelacyjnie. Tak...nie po polsku. Po zachodniemu. Po amerykańsku. Lisek chytrusek ten Pasikowski.
Napięcie od początku, do końca. Wiarygodne dialogi. Narracja dostosowana do gatunku. Można śmiało chwalić się przed światem. I filmem i bohaterem.
I takich bohaterów mamy więcej. O których filmów nie nakręcono.
Może nawet my Polacy mamy ich najwięcej?
Szkoda tylko, że raczej marnie kończą nasi bohaterowie...
Wydobywani po latach, z anonimowych łączek. Niektórzy bezimienni. I tacy pozostaną. Niektórych nigdy nie znajdziemy. "Ognia" nie znajdziemy.
Marne jest to, że w dniu premiery filmu, do najpopularniejszej telewizji, zaprasza się podłą kreaturę i daje jej się szansę wygłaszać swój pogląd i wychwalać mordercę Świerczewskiego Karola, który napadł Polskę w 1920 roku.
Konrad Piasecki powinien w ryj dać. A widziałem tylko głupkowaty uśmiech.
Nie o taką Polskę chodziło Kuklińskiemu.
I nie o taką Polskę walczył profesor Kieżun.
Jack Strong dla Moskali jest zdrajcą. Pozwólmy im na coming out.
Cześć i chwała Bohaterom. Chujom precz.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 4312
PIERDOŁY