1. W ostatni piątek na posiedzenie Komisji Trójstronnej jej przewodniczący minister pracy Władysław Kosiniak-Kamysz, zaprosił przedstawicieli pracodawców i reprezentantów związków zawodowych, umieszczając w porządku obrad tylko jeden punkt „informacja o projekcie budżetu na 2013 rok”.
To nie są już nawet pozory jakichkolwiek konsultacji ze związkami zawodowymi w sprawie najważniejszego planu finansowego na rok 2014, tylko poinformowanie o ostatecznym projekcie budżetu, przyjętym zresztą tydzień wcześniej przez Radę Ministrów.
Trudno się w związku z tym dziwić, że szefowie 3 central związkowych, konsekwentnie odmawiają udziału w tych posiedzeniach, ponieważ przypominają one tylko propagandowe spektakle.
2. Zresztą związkowcy podobnie jak w sprawie budżetu na 2014 rok, zostali potraktowani w 3 innych ważnych kwestiach, które koalicja Platformy i PSL-u, przeforsowała wbrew ich stanowisku.
Dlatego ponad 100 tysięczny protest zorganizowany ostatnio przez centrale związkowe w Warszawie miał na sztandarach realizację 3 głównych postulatów.
Po pierwsze wycofanie się przez rząd z podwyższenia wieku emerytalnego, a więc powrót do sytuacji sprzed roku czyli prawo do emerytury ma kobieta po przekroczeniu 60 roku życia i mężczyzna po przekroczeniu 65 lat.
Drugi postulat to wycofanie ustawy o „tzw. elastycznym czasie pracy”, które to rozwiązanie tak naprawdę odbiera pracownikom wynagrodzenia z tytułu nadgodzin, a to jak oszacowali eksperci „Solidarności”, kwota około 8 mld zł rocznie.
Ten postulat jest szczególnie ważny w sytuacji kiedy od 4 kwartałów wpływ konsumpcji prywatnej na PKB jest bliski zeru (a w I kwartale tego roku wręcz ujemny) i nic nie wskazuje na to aby do końca tego roku mogło być inaczej.
Wreszcie ograniczenie ilości tzw. „umów śmieciowych” w gospodarce (według związków zawodowych około 3 mln pracowników pracuje w oparciu o takie umowy), ponieważ oznaczają one pozbawienie pracowników (szczególnie młodych) jakichkolwiek szans rozwojowych.
3. Rządzący idą jednak w zaparte, a minister Kosiniak-Kamysz jako szef Komisji Trójstronnej, sprawia wrażenie zakładnika cynicznego premiera Tuska i jego „guru” od finansów czyli ministra Rostowskiego.
Otóż to właśnie minister pracy, świeci oczami zarówno przed pracodawcami jak i związkowcami, bo nie jest pewien, że to co uzgodni w ramach Komisji Trójstronnej, będzie zaakceptowane na posiedzeniu rządu.
Mocniejszy od niego wicepremier Pawlak także miał z tym kłopoty i dlatego rozpoczynając II kadencję jako wicepremier rządu Tuska nie przyjął już przewodniczenia Komisji Trójstronnej.
4. Powiedział to zresztą wprost w telewizji Polsat News w ostatnim programie „Premierzy” redaktor Doroty Gawryluk, że nie chciał być figurantem, który na przykład ustala na Komisji Trójstronnej wysokość najniższego wynagrodzenia, a minister Rostowski na posiedzeniu Rady Ministrów, żąda aby było ono niższe o 40 zł i oczywiście premier Tusk opowiada się po jego stronie, zostawiając Pawlaka z przysłowiową „ręką w nocniku”.
Po odejściu Pawlaka ministrowie rekomendowani przez PSL, są zresztą traktowani w rządzie Tuska jak przysłowiowe „piąte koło u wozu”.
Otóż wspomniany minister Kosiniak-Kamysz od ponad 2 miesięcy czeka na reakcję ministra Rostowskiego na prośbę o dodatkowe 0,5 mld zł z Funduszu Pracy na aktywne formy ograniczania bezrobocia (minister Rostowski przechwycił przez ostatnie 3 lata ponad 7 mld zł środków z tego funduszu).
Po wyjściu z ostatniego posiedzenia Komisji Trójstronnej, dziennikarze zapytali ministra Kosiniaka-Kamysza, co z jego prośbą o dodatkowe środki, zwłaszcza, że przez ponad 3 godziny minister Rostowski siedział obok niego.
Odpowiedział, ponowiłem prośbę i czekam, a powiatowe urzędy pracy, także czekają na te dodatkowe środki już od lipca, bo te które były przewidziane w budżecie na rok 2013, zostały wykorzystane w I połowie roku.
Tak niestety wygląda traktowanie ministrów w rządzie premiera Tuska, trudno się więc dziwić, że jak powietrze, traktowani są także szefowie największych central związkowych.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 1932
bo na ich tle lepiej wygląda ;-)
To związki zawodowe nie byłby potrzebne!
To, że ludzie muszą się bronić przed rabunkiem, albo chcą wymusić dla siebie warunki ponad normalne, jest wskaźnikiem, że państwo jest niesprawiedliwe!
Gdyby praca potrzebna była mierzona i płacone było za ilość jej wykonania, a ludzie byliby równi wobec prawa, to nie byłyby potrzebne protesty, tylko sprawę rozstrzygałoby się w sądzie.