Przejdź do treści
Strona główna

menu-top1

  • Blogerzy
  • Komentarze
User account menu
  • Moje wpisy
  • Zaloguj

Rodzicom ku przestrodze

St. M. Krzyśków-Marcinowski, 19.09.2013
Gdy nadszedł czas nie mieliście zapewne większego wyboru, by zapisać swoje dziecko do tej lub innej szkoły. Przypuszczalnie możliwość takiego wyboru pomiędzy szkołami publicznymi i tak niewiele by dała. Wciąż utrzymywany jest monopol państwa na prowadzenie oświaty. Istnieje obowiązek szkolny i za wasze pieniądze dzieci wasze zostaną tak wyedukowane, jak sobie życzy kasta rządząca – urzędnicy, politycy i różne tam zmory stojące w tle.

Radzę być bardzo podejrzliwym. To, że ta instytucja trwa w niezmienionym kształcie od dziesięcioleci, świadczy o coraz mniejszej jej przydatności. W obliczu wyzwań stawianych przez nowe, stara szkoła jest w sumie czymś szkodliwym. Nie nauczą, a skrzywią mentalność dziecka; nie przydadzą zdrowia, lecz wychowają ofermę. Realna to i bardzo prawdopodobna groźba.

Zamierzam tu w paru wpisach przekazać w uproszczeniu swoją wiedzę o szkole, gromadzoną od roku 1957, gdy trafiłem tam jako pierwszoklasista, poprzez lata pracy nauczycielskiej, po czasy aktualne, gdy problemy przybliża mi rola dziadka. Mam nadzieję, że swobodna lub dygresyjna forma, jaka się posługuję, nie będzie myląca – zachowuję całkowitą powagę wobec doniosłości zagadnienia, czyli starania o dobro dorastającego człowieka. Zakładam, że konkrety są żywsze od paradygmatów, które zostawiamy licencjonowanym, opłacanym specjalistom.
Nie stoi za mną żadna instytucja, mówię tylko od siebie.

Punkt pierwszy... Ma być on o tym, że szkoła jest czerwona.

Nim to rozwinę, chciałbym, żeby Państwo, którzy się tymi enuncjacjami zainteresowali, zdali sobie sprawę z wrażliwości i chłonności umysłu dziecka i związanej z tym możliwości wpływu na jego rozwój incydentalnych nawet zdarzeń, nie mówiąc już o tych noszących charakter presji. Akcentuję też konieczność roztropności i rozwagi, szczególnie w dyskredytowaniu kogoś czy czegokolwiek. Postulatom zawartym w dwóch ostatnich zdaniach niech posłużą dwa poniższe teksty – z dobrem możemy się zetknąć w każdym miejscu, również tam gdzie go zupełnie się nie spodziewamy.




Parszywe słowo

Wydawać by się mogło, że już na początku dekady lat sześćdziesiątych komuniści swoimi metodami zdołali przenicować wszystkie strefy życia publicznego, zwłaszcza szkołę, od zmiany której, jak wiadomo wszystkim, zaczyna się „naprawę” społeczeństwa. Pomimo ich starań wówczas do tego jeszcze nie doszło i piętno bolszewizmu zostanie definitywnie odciśnięte na oświacie dopiero w następnej dekadzie. Większość ówczesnych nauczycieli urodziło się przed wojną i jeśli nawet formalnie zaakceptowali nowy ustrój, to ich korzenie nie pozwalały psuć dziecięcych głów bolszewickim bajdurzeniem.

Diabeł mnie podkusił, żeby użyć tego słowa. Mieliśmy za zadanie napisać jakiś krótki tekst w związku z czymś tam. Zdawałem sobie sprawę z ujemnego ładunku zawartego w tym słowie, ale wydawało mi się, że dołożenie go do tekstu uczyni sam zapis wizualnie okazalszym i przyda wypowiedzi kwiecistości. Był w tym też element dostosowania się do dobrze widzianych zasad, czyli takie sprzedanie się. Po chwili wahania zamiast wcześniej zamierzonego „Wojska Polskiego” napisałem „Ludowego Wojska Polskiego”.

Tekst sprawdzała nasza wychowawczyni pani Wanda Pawłowska. Prowadziła nas przez życie 7 lat, od pierwszej do siódmej klasy. W klasie było nas plus minus czterdzieścioro, samych chłopaków trzydziestu. Znaliśmy dokładnie wymowę każdego jej gestu i spojrzenia. Miała nasz kompletny respekt i szacunek. Wiedzieliśmy, że jeśli się komuś od niej oberwie, to stoją nad tym cele nadrzędne, choćby troska o całość naszych kości czy budynku szkolnego.

Wychowawczyni sprawdzała nasze prace wyrywkowo, podeszła do mojej ławki. Miałem dryg do pisania i czasem przydawało się to klasie, jako coś modelowego - pewnie dlatego chciała zobaczyć co wymyśliłem. Rzuciła okiem na tekst. Nie przeczytała go w całości. Uśmiechnęła się cierpko. Obróciła się już w stronę w stronę tablicy, gdy usłyszałem jak wybąkała z przekąsem: - Ludowe... Nie było to do mnie. W tej chwili spisała mnie jakby na straty – tak myślałem.

Znała moich rodziców i ich poglądy, mieszkała w tej samej dzielnicy. Ja nie znałem i nie znam do dziś ani przeszłości swojej wychowawczyni ani jej stosunku do polityki. Wiedziałem jednak, co wtedy pomyślała: - Jeszcze jeden janczar, odszczepieniec, dziecko wyrodne i głupie, które będzie służyć komunistom, wbrew swojej rodzinie i narodowi.

Widziałem, że sprawiłem jej wyjątkową przykrość.

Sytuacja ta stała się dla mnie nieocenioną nauką. Ta jedna reakcja nauczycielki, zawsze dalekiej od jakiejkolwiek indoktrynacji swoich uczniów, odczytana właściwie przez młodego cymbała, pozwoliła mu przekroczyć granice niedopowiedzianego. Wystrzegaj się pewnych, słów, gestów, czynów abyś nie został źle zrozumiany i potępiony. Ludowe jest równie parszywym słowem co komunistyczne. Rzeczpospolita Ludowa czytaj Rzeczpospolita Komunistyczna, Trybuna Ludu to Trybuna Komunistyczna, Stronnictwo Ludowe stało sięStronnictwem Komunistycznym.

Jeden niewerbalny przekaz nauczyciela może być istotnym momentem w całym procesie kształtowania się człowieka. Gorzej, jak ktoś nie ma takiego szczęścia jak ja i jako dziecko nie dostaje się w ręce fachowców mądrych i odpowiedzialnych, lecz za przewodników dostaje jakieś złe dusze. Takich obfitość.




Ważne są obrzeża edukacji. Mogą stanowić pewne antidotum na niszczące wpływy niektórych praktyk pedagogicznych szkoły.




Orzeł z koroną - jak zostałem kibicem Legii

Pracował jako wychowawca. Na wakacyjnym obozie nie należałem do jego grupy, ale miałem możność już coś o nim wcześniej wiedzieć, by następnie podziwiać go w trakcie rozmaitych zajęć. Jako gawędziarz był niedościgniony.

Przyciągnęła mnie do niego wieść, że był przedwojennym mistrzem Warszawy w boksie. Nie jestem już pewny jego nazwiska. Pan Wawrzyniak, tak je, może niewiernie zapamiętałem. Średniego wzrostu z mocno kręcącymi się, siwiejącymi włosami. Z nieprawdopodobną chrypką w głosie. Tors mocny, muskularny bez wszechobecnego dziś u mężczyzn brzuszka. W moich oczach przydawało to zdecydowanie wiarygodności jego historiom.

Opowiadał o swoich kolegach, przedwojennej warszawskiej ferajnie, jak to opalali się na słońcu na heban – jego skóra była spalona na ciemny brąz – z dużymi, wyciętymi z papieru orłami w koronie na piersi, by jej zasłonięty fragment pozostawał bielszy. Gestykulujące ręce określały rozmiar godła na piersi, ruchy ramion imitowały paradowanie dumnych chłopaków z białymi orłami na ciemnej opaleniźnie. Widziało się i słyszało podziw publiczności z przewagą dziewczyn. Najistotniejszym jednak było podkreślenie głosem, że orzeł był z koroną. W aktorskiej wymowie, bez zbędnego komentarza wychowawca dawał do zrozumienia, że dzisiejsze godło bez korony to drugi sort, że tamto miało, ma dużo większa wartość. Dzieciaki słuchały.

Mnie ten motyw na tyle zapadł w serce, że postanowiłem ze swoimi braćmi pana Wawrzyniaka i jego kumpli naśladować. Czas był taki, że skłonni byliśmy przewartościować idee i nie orzeł, ale nazwa ulubionego klubu warta była uwiecznienia na skórze. Bracia mieli swoje kluby, a ja byłem już wcześniej kibicem Legii, jednak dopiero moment, gdy z kontrastowym napisem „LEGIA”na cherlawej piersi pokazałem się na basenie, uznaję za prawdziwe pasowanie mnie na jej kibica. Było w tym echo opowiadań pana Wawrzyniaka, był orzeł w koronie i zanurzenie się w jakiś powstańczy, warszawski świat.

Pan Wawrzyniak służył w ułanach. Poznawaliśmy różne szczegóły tej służby z opisami zalet jego niezwykłego, ukochanego konia na pierwszym planie. Było to zwierzę zmyślne i dzielne, jednakowoż narowiste, żeby nie powiedzieć szalone. Dramatycznej opowieści o końcu ułańskiego wierzchowca ni dało się nie zapamiętać.

Galopował z dwoma innymi końmi, gdy nagle przed nimi wyrosła kupa kamieni. Tamte dały się jeźdźcom wyprowadzić z opresji a naszego rumaka, z jakichś tam powodów, poniosło, nie dał się ściągnąć i wpakował się na tę przeszkodę, łamiąc sobie nogi. Pan Wawrzyniak musiał go zastrzelić. Trzy kule - palec pokazuje wierzchołki trójkąta – trach! trach! trach!

Podopieczni wychowawcy patrzą z otwartymi buziami. Jedna opowieść a ileż w niej bogactwa! Dla niektórych jest to nieomalże pełne przeszkolenie wojskowe – ciesz się swoją rolą, nie bój się szarżować nawet na złamanie karku; kochaj a gdy trzeba zabij.

Taką właśnie szkołę, trochę pokątnie, można kiedyś było otrzymać.  

 
  • Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
  • Odsłony: 3194
Domyślny avatar

Magdalena

19.09.2013 12:22

http://www.mamaitata.org… Rodziców, dziadków, wujków, bezdzietnych ...
Domyślny avatar

Pokrzywa

19.09.2013 12:50

Dziękuję
St. M. Krzyśków-Marcinowski
Nazwa bloga:
Bez liczenia
Zawód:
nauczyciel

Statystyka blogera

Liczba wpisów: 258
Liczba wyświetleń: 776,913
Liczba komentarzy: 744

Ostatnie wpisy blogera

  • Pięćset plus
  • W tymczasowym szpitalu covidowym
  • Wariacje covidowe

Moje ostatnie komentarze

  • W świecie przyrody, ale nie dla katolika.
  • Mojego interlokutora - nawiązuję do rozmowy wspomnianej w moim wpisie - bardzo drażnią "dzieciory" hałasujące przy trzepaku. - Okna nie można otworzyć, a nawet przez nie popatrzeć, bo zaraz widzi się…
  • W systemie biologicznym jednostka, w tym rodzina, nie ma znaczenia - ogół, zbiorowisko, populacja, społeczństwo i procesy w nim zachodzące owszem.

Najpopularniejsze wpisy blogera

  • Niemieckie manipulacje
  • Hasło "Żydokomuna" w Wikipedii
  • Ekspres Poznań - Wrocław

Ostatnio komentowane

  • St. M. Krzyśków-Marcinowski, W świecie przyrody, ale nie dla katolika.
  • Jabe, Jednostka niczym, jednostka bzdurą.
  • St. M. Krzyśków-Marcinowski, Mojego interlokutora - nawiązuję do rozmowy wspomnianej w moim wpisie - bardzo drażnią "dzieciory" hałasujące przy trzepaku. - Okna nie można otworzyć, a nawet przez nie popatrzeć, bo zaraz widzi się…

Wszystkie prawa zastrzeżone © 2008 - 2025, naszeblogi.pl

Strefa Wolnego Słowa: niezalezna.pl | gazetapolska.pl | panstwo.net | vod.gazetapolska.pl | naszeblogi.pl | gpcodziennie.pl | tvrepublika.pl | albicla.com

Nasza strona używa cookies czyli po polsku ciasteczek. Do czego są one potrzebne może Pan/i dowiedzieć się tu. Korzystając ze strony wyraża Pan/i zgodę na używanie ciasteczek (cookies), zgodnie z aktualnymi ustawieniami Pana/i przeglądarki. Jeśli chce Pan/i, może Pan/i zmienić ustawienia w swojej przeglądarce tak aby nie pobierała ona ciasteczek. | Polityka Prywatności

Footer

  • Kontakt
  • Nasze zasady
  • Ciasteczka "cookies"
  • Polityka prywatności