„I gdy spojrzał w stronę Sodomy i Gomory i na cały obszar dokoła,
zobaczył unoszący się nad ziemią gęsty dym,
jak gdyby z pieca, w którym topią metal.”
[Rdz 19, 24-28]
Apetyt na destrukcję, obok apetytu na budowanie, jest odwiecznym motorem działań człowieka. Już dla małego dziecka tworzącego świat za pomocą klocków, te dwie czynności są ze sobą ściśle złączone; gwarantują ciągłość zabawy przeprowadzanej na wiele sposobów, kształtują umiejętności motoryczne maluchów, umożliwiają rozwijanie zdolności poznawczych oraz naukę zależności przyczynowo-skutkowych, a także dostarczają emocji. Żmudne i długie budowanie, które wymaga skupienia i cierpliwości, rozładowane jest przez efekt burzenia – szybki, emocjonalny i widowiskowy. Nie oczekuje się od dzieci budowania trwałych konstrukcji, ale powoli, w miarę ich rozwoju, zwraca się uwagę na rozróżnianie konstrukcyjnych i destrukcyjnych elementów w jego otoczeniu, przenosząc tę wiedzę, w rozwoju edukacji osobowościowej, moralnej i społecznej, na wartości trwałe. Jest to podstawowe zadanie edukacji, powolne wdrażanie do określonego systemu moralnego i etycznego, nabywanie umiejętności rozróżniania dobra i zła, rozumienie tworzenia, jako dziedzictwa wartości trwałych, w odróżnieniu od tresury, czyli wychowywania na poziomie bytu biologicznego, urabiania osobowości przez zaprzeczenie wartościom wyższym, które odróżniają nas od zwierząt.
Jeśli jednak tylko emocje, ten szybki zastrzyk adrenaliny, są odpowiedzią na pytanie: burzyć czy budować, znaczyłoby to, że cała nasza cywilizacja, społeczeństwa, narody, kultura i sztuka, oparte są na kruchych podstawach, zależnych jedynie od kaprysów żądnych wrażeń niezrównoważonych szaleńców, owładniętych pychą i próżnością. Tych znamy również uważając ich dziś za jedynie historyczny margines, ale istnieją i współcześnie, bo jak powiedział Papież Benedykt XVI w grudniu 2010 r.: „Tu toczy się gra o przyszłość świata”. Po tragicznych doświadczeniach nowożytnych totalitaryzmów i ich krwawych despotów, którzy na ołtarzach swych ideologii złożyli miliony istnień, proces destrukcji się nie zakończył. Trwa nadal, tu i teraz, choć zmieniły się metody, dziś bezkrwawe, ale nadal jednakowo groźne, bo manipulujące człowiekiem, jego umysłem, świadomością i wolą. Cyniczni gracze nie działają już w pojedynkę, despoci łączą się w partie, a dawni krwawi dyktatorzy firmują dziś interesy globalne, reprezentując swe „dyspozytornie” w mediach, szkołach, uczelniach czy internecie. Wszyscy z nich doceniają wielką rolę ogólnie pojętej kultury, szczególnie zaś tych jej dziedzin, które skierowane są do dużej liczby osób, tak jak telewizja, kino czy muzyka, które powinny być nośnikiem wiedzy i estetyki, a stały się tubą dominującej ideologii i masowej wręcz indoktrynacji młodych ludzi, połączonych okazjonalną więzią, podatnych na sugestie czy uleganie wątpliwym autorytetom. Wszędzie więc tam, gdzie można wpływać na psychikę człowieka, kształtować jego myśli i poglądy, „urabiać” go posługując się kłamstwem, manipulacją i wieloma innymi metodami współczesnej socjotechniki, zaciska się obręcz zniewolenia, pod fałszywymi hasłami wolności. Jan Paweł II określał to następująco: „Największe zagrożenie dla wolności człowieka jest wówczas, kiedy się go zniewala, mówiąc jednocześnie, że się go czyni wolnym. To jest największe niebezpieczeństwo. To trzeba sobie uświadomić. I temu trzeba się przeciwstawić”.
Polska „wolność” pod rządami Platformy jest ułudą i kłamstwem, polskie zniewolenie jest działaniem zamierzonym i rozwojowym, który odbiera Polakom kolejne pola krytyki: władz, sądów, mediów. Biorąc w obronę złodziei i zdrajców czy wypuszczając kolejnych zabójców jest łaskawa dla mafii, sadystów policjantów, ale bezlitosna dla wszystkich protestujących w obronie swych praw, szczególnie dla rzucających tortem i tych, którzy odkryli medialne manipulacje. Jesteśmy świadkami świadomej destrukcji Polski, zakłamywania historii, skłócania narodu, demoralizacji polityki i polityków rządzących, którzy spychają na margines i szkalują to, co stanowi naszą siłę. Zawłaszczają wszystkie przestrzenie publiczne, odgradzają się bramkami od społeczeństwa nawet na cmentarzu, a w narodowe święta urządzają międzynarodowe prywatki. Bo twórcy „Zielonej Wyspy” nie mają nic do zaoferowania Polakom. Nie zbudowali niczego, a zburzyli wszystko. Owładnięci pychą, próżnością i żądzą władzy, posługując się kłamstwami, nienawiścią, nazywaniem Polaków motłochem, dzięki któremu mają luksusowy wikt i opierunek, a nawet kawior i cygara, zbudowali nowoczesny aparat destrukcji, na wzór historycznych szaleńców.
Szczególnie szkodliwą i niebezpieczną ofertę kierują do młodzieży. Żadnego wyboru prócz resocjalizacji u „surowych rodziców”, poprawczaka, bezrobocia lub brytyjskiego zmywaka. Dla odreagowania frustracji lansują więc igrzyska, w dodatku marną podróbkę oryginału. Toksyczną jak chińskie zabawki i zabójczą, bo niszczy osobowość, degeneruje, demoralizuje i burzy tożsamość. Odgrzewają 44-letni już mit „Dzieci Kwiatów”, zwanych bohemą epoki napalmu, która zbierała się na farmie w Bethel koło Nowego Yorku, by, zakazana przez media, zaczadzona marihuaną i unurzana w błocie, głosić pokój i wolną miłość. Wymyślona przez lewaków i liberałów jako alternatywa dla Kościoła Katolickiego polska podróbka – „Przystanek Woodstock”, w pięknym miasteczku Kostrzynie nad Odrą, jest corocznym spędem błotnej młodzieży, lewaków, anarchistów, ćpunów, ich dilerów, ich „szmaty” i ich „idoli”. Zlot, z lewackim logo pacyfy, za pieniądze ze zbiórki na szczytne cele od Polaków, który miał być podziękowaniem dla wolontariuszy za ich pracę podczas Finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, stał się festiwalem demoralizacji, degradacji kultury, upadku człowieka i zrównania go ze zwierzęciem. Przy aplauzie „wódstokowych” bożków, zwanych elitą i „moralnych autorytetów”, zapraszanych przez hodowcę „Złotych Melonów” do „Akademii Sztuk Przepięknych”, by głosić lewacki przekaz ideologiczny i kreować fałszywą wolność. Kogo my tam mamy? Głównie medialnych kłamców, czyli skompromitowanych dziennikarzy lewackich szmatławców, celebrytów bez matury, sieroty po PZPR, podejrzanych artystów, feministki, lesbijki i pedały, a nawet zaczadzonego destrukcją księdza, który nie mając nic do zaoferowania młodzieży, prócz obrony „miłego, mądrego i spokojnego czlowieka” – czyli Nergala, propaguje hasło „Róbta co chceta”. Które i w założeniu, i w realizacji jest fałszywe, bo w rzeczywistości brzmi: róbta to, co wam każemy. A więc ćpajta, pijta, przeklinajta, demolujta pociągi, taplajta się w błocie, obnażajta gołe tyłki, ale nie bijta Miecugowa! Co innego poseł Niesiołowski, który zaatakował dziennikarkę - on tylko wyrażał emocje; co innego policjant, który skopał twarz demonstranta na Marszu Niepodległości - on strzegł prawa. Ale Miecugow, który przyjechał z własnym „szkłem”, by zohydzić Światowe Dni Młodzieży, to ofiara prawackiego faszyzmu. A może po prostu młodzież, przez wiele lat poddawana praniu mózgów, zaczyna realizować instrukcję swego guru, że jak trzeba, to należy przyłożyć „z baśki”? Bo nauka nie idzie w las, a apetyt na destrukcję rośnie w miarę burzenia.
Tekst opublikowany w "Warszawskiej Gazecie"
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 2457
wylewa sie na Przystanku Woodstock ;-)
Ponoć Przystanek Jezus nadspodziewanie się udał.
Jak będziemy tak tylko rzucać gromy, że syf i ćpalnia to będzie dodatkowa reklama :)
że ten jąkający się melon skończy tak, jak kończy g.warta innego jąkały.
Dokładnie tak to widzę.
Przygniatająca część ludzi przyjeżdżająca na
tą imprezę chce posłuchać muzyki ,spotkać się
z kumplami i ewentualnie wypić piwo.
Kwestie polityczne mając w głębokim poważaniu.
tagore