W sprawie Amber Gold prawdopodobnie nie obejdzie się bez Komisji Sledczej. Coraz bardziej zastanawia, w jaki właściwie sposób mogło dojść do aż takiego posypania się, doskonale do tej pory funkcjonującego „układu pomorskiego”. Kto i z jakiej przyczyny przerwał łańcuszek wzajemnych mafijnych powiązań? Na taką odpowiedź jest pewnie dziś jeszcze trochę za wcześnie, choć bardzo prawdopodobne wydają się być przypuszczenia, że wypłynięcie na powierzchnię pomorskiego szamba jest wynikiem, trwających od dawna, wewnętrznych rozgrywek w PO. Bez względu na to czy jest to przypuszczenie słuszne, warto przyjrzeć się całej sprawie nieco bliżej, ponieważ jest w niej zawarta niczym w pigułce gorzka prawda o funkcjonowaniu państwa w całości.
Gdyby zastanowić się nad przebiegiem specyficznej kariery właściciela Amber Gold, Marcina Plichty, nachalnie wręcz nasuwa się na myśl pytanie, kto otrzymywał łapówki za to, że ta kariera w ogóle była możliwa. Wielokrotne karanie za podobne przestępstwa, czyli w warunkach recydywy, wyłącznie kolejnymi wyrokami w zawieszeniu jest w historii polskiego wymiaru sprawiedliwości prawdziwym ewenementem, a przynajmniej w historii znanej oficjalnie, bo trudno wykluczyć, że podobnych przypadków wciąż jeszcze nieodkrytych, może być więcej. Co dziwniejsze, od tych dziwnych wyroków sędziowskich nie odwoływali się także prokuratorzy. Kuratorzy sądowi, których obowiązkiem był nadzór nad spłacaniem przez M. Plichtę oszukanych przez niego osób, nie tylko tego obowiązku nie realizowali, ale fałszowali poświadczenia spłat.
Do tego dochodzi absolutna bezczynność urzędników skarbowych i finansowych, którzy w przypadku rencisty czy emeryta potrafią z pełną bezwzględnością ścigać wykroczenia finansowe o minimalnej wartości i ściągać groszowe płatności z równie groszowych świadczeń, uzasadniając to „działaniem w zgodzie z dobrem społecznym”. Tymczasem w przypadku M. Plichty, ci sami urzędnicy nie wykazywali żadnego zainteresowaniami jego finansami, choć przez jego konta i konta jego firm dokonano transferów na łączną sumę ponad dwa miliardy złotych. Żaden organ nadzoru finansowego nigdy nie badał pochodzenia tych pieniędzy, choć normalnie interesuje się każdą transakcją bankową przekraczającą kilkadziesiąt tysięcy złotych (15 tys. EURO). Główny Inspektor Informacji Finansowej ma wręcz obowiązek i jest wyposażony w narzędzia niezbędne do wyłapywania wysokich transferów. Urząd skarbowy dochodził od Plichty jedynie w 2010 roku zaległych podatków, ale nawet ich kilkumilionowa wysokość (bodaj ok. 11 milionów) nie zainteresowała urzędników do tego stopnia, by sprawdzić, z jakiego rodzaju działalności one pochodzą.
Także urzędnicy Narodowego Banku Polskiego nie zainteresowali się tym, że firma Plichty nie ma zezwolenia na handel złotem.
Spytany przez dziennikarza „Faktu” Jarosław Gowin, co sądzi o działaniach wymiaru sprawiedliwości w sprawie Plichty, powiedział: „Dwa ostatnie wyroki wydane przez sędziów, którzy powinni wiedzieć, że przestępstwa zostały dokonane w okresie próby i że ma on już wyroki za podobne przestępstwa, są zastanawiające. Nie potrafię tego zrozumieć, dlaczego te dwa ostatnie wyroki wydane zostały w zawieszeniu i dlaczego prokuratura nie składała od nich apelacji, te okoliczności są badane.[…]
Niestety, nie mam wglądu w materiały prokuratury, a w tej sprawie są poważne pytania o działania prokuratorów. Pierwsze dotyczy tego, dlaczego w przypadku dwóch ostatnich wyroków prokuratura godziła się na kary w zawieszeniu. Drugie, to pytanie o działania pani prokurator, która po zawiadomieniu Komisji Nadzoru Finansowego odmówiła wszczęcia śledztwa i dopiero gdy została do tego zmuszona przez sąd zaczęła prowadzić to postępowanie de facto nie wykonując żadnych czynności. Można powiedzieć, że schowała papiery do szuflady.[…] Dlatego czekam z niecierpliwością na informacje od prokuratora generalnego.[…]
Natychmiast po wybuchu całej sprawy skontaktowałem się z prokuraturą generalną, ale niestety prokurator Seremet jest na urlopie.”
Na pytanie dziennikarza: „Nie uznał za stosowne w przypadku tak wielkiej afery bulwersującej opinię publiczną, w której poszkodowanych jest tak wiele osób skrócić urlopu i jednak zając się wyjaśnieniem sprawy?”, Jarosław Gowin odpowiedział krótko: „Nie”.
Sprawa, która bulwersuje dziś społeczeństwo, ma jednak także i dodatkową odsłonę, która może okazać się jeszcze bardziej bulwersująca. W jakimś sensie przypomina bowiem sprawę sklepów z „dopalaczami” i pokazuje całą ułomność naszego systemu prawnego. Zamknięcie sklepów bowiem doprowadziło do wniesienia sprawy do sądu i prawdopodobnie w myśl obowiązującego prawa, firma handlująca „dopalaczami” otrzyma sowite odszkodowanie.
Amber Gold to spółka legalnie zarejestrowana w KRS, a więc mająca podstawy do działalności. Natomiast jest ona firmą, która nie została zarejestrowana przez Komisję Nadzoru Finansowego, a zatem nie powinna prowadzić działalności w zakresie deponowania i obrotu środkami finansowymi.
Ponieważ jednak taką działalność prowadziła, KNF umieściła ją na tzw. liście ostrzeżeń. Gdyby uznać ową listę ostrzeżeń za oficjalną, to oznaczałoby, iż Amber Gold prowadziła tę działalność nielegalnie. Jednak KNF wpisuje firmy na listę ostrzeżeń wyłącznie wg własnej oceny, która nie jest wiążąca, ponieważ wiążący mógłby tu być jedynie wyrok sądu. Amber Gold Sp. z o.o. podważyła więc zasadność tego wpisu.
Mamy więc do czynienia z sytuacją, w której rozstrzygnięciem mógłby być uprawomocniony wyrok sądu, potwierdzający zarzuty wobec właściciela Amber Gold. Jednak jeśli taki wyrok się nie pojawi, to trzeba będzie uznać, iż spółka została pokrzywdzona przez państwo i należy jej się odszkodowanie.
Wydanie wyroku skazującego nie jest jednak wcale oczywiste w sytuacji, gdy prokuratura, mimo wielokrotnego informowania jej o możliwości popełnienia przestępstwa, nie postawiła żadnych zarzutów Plichcie w sprawie Amber Gold, który swoją niewypłacalność może argumentować utratą zaufania klientów poprzez wadliwe i bezprawne wpisanie jego spółki na listę ostrzeżeń KNF.
Najgorzej na tym wszystkim wychodzą jednak klienci Amber Gold. Tak naprawdę, najlepszym dla nich rozwiązaniem wydaje się być uzyskanie przez Marcina Plichtę uniewinnienia oraz przyznania Amber Gold odszkodowania, które pozwoliłoby im odzyskać pieniądze, czyli wyrok możliwy na gruncie obecnie funkcjonującego w Polsce systemu prawa, za to skrajnie niesprawiedliwy w powszechnym odbiorze społecznym.
Pozdrawiam
A kto niby podniesie ręka za powołaniem tej komisji?
PO? PSL? SLD?
Wspominasz tu Gowina...jestem starym Krakusem...i kaktus mi wyrosnie na obu dłoniach,jezeli Gowin zrobi cos w tej sprawie.
Media juz za chwile dostaną "prikaz" z Alei Ujazdowskich:
"Stulic dzioby i zająć się PiS-em oraz Kaczorem....ani słowa więcej na ten temat!!!"
Ludziska zapomna po 2 tygodniach...tylko ci którzy stracili pieniadze...nauczą się....że sami sobie winni!
Na samym początku notki zadałam pytanie: Kto i z jakiej przyczyny przerwał łańcuszek wzajemnych mafijnych powiązań?
Odpowiedź na to pytanie moze zarazem dać odpowiedź równiez i na to stawiane przez Ciebie: "A kto niby podniesie ręka za powołaniem tej komisji? I czy w ogóle ktoś podniesie. Co do Gowina, nie mam złudzeń - nie sądzę, by to on cokolwiek zrobił w tej sprawie. Przytoczyłam jego słowa, bo w tym właśnie kontekście "nicnierobienia" jego oburzenie, to prawdziwe kuriozum.