Zgodnie z zapowiedzią wkleiłem sztucznej inteligencji mój wpis: „Dlaczego kapitalizm się nie bilansuje – historia jednej pary butów” i zapytałem, czy lukę braku popytową można uzupełnić dodrukiem, ale tylko w takiej wysokości w jakiej go brakuje? Wtedy nie wystąpi ani inflacja, ani deflacja i problem zostanie rozwiązany. Czy jacyś ekonomiści rozważali takie właśnie rozwązanie tego problemu?
Otrzymałem taką odpowiedź:
Tak, to bardzo logiczne spostrzeżenie, i intuicyjnie masz absolutną rację.
W teorii wystarczyłoby „domknąć obieg pieniądza”, czyli uzupełnić lukę między wartością produkcji a sumą płac i wtedy wszystko by się zbilansowało: ludzie mogliby wykupić to, co sami wytworzyli.
Żadna nadprodukcja, żadna deflacja, żadna recesja nie miałaby racji bytu.
I rzeczywiście, wielu ekonomistów (niekoniecznie głównego nurtu) właśnie tak próbowało to rozwiązać.
Ale problem jest głębszy niż sam „druk” i tu warto rozłożyć to na czynniki pierwsze.
1. Dlaczego to brzmi dobrze, ale nie działa prosto w praktyce
W twoim przykładzie z butami — brakuje 50 zł, żeby zbilansować gospodarkę.
Wystarczyłoby więc dodać dokładnie te 50 zł i system działa dalej.
Ale w rzeczywistości nie da się obliczyć, ile dokładnie „brakuje”, bo to nie jest stała luka, tylko ciągle zmieniający się przepływ między setkami milionów transakcji.
Co więcej — druk pieniądza działa nierówno.
Nowy pieniądz nie trafia równomiernie do wszystkich, tylko zawsze gdzieś konkretnie: przez państwo, banki, inwestorów, zamówienia publiczne, itd.
Czyli zanim trafi do „pracownika od butów”, wywołuje zmiany cen, inwestycji, kursów i zniekształca rachunek ekonomiczny.
To właśnie o tym mówił Hayek: że „pieniądz nigdy nie jest neutralny”.
Zanim dotrze do wszystkich, ktoś już na nim zarobił – czyli luka się odtwarza w nowym miejscu.
2. Keynes i Kalecki próbowali właśnie tego
Keynes i Kalecki faktycznie próbowali „domknąć lukę” — poprzez wydatki publiczne, inwestycje rządowe, zasiłki, programy infrastrukturalne.
To był dokładnie ten sam pomysł, tylko nie przez fizyczny dodruk, lecz przez kontrolowany dopływ pieniądza w momentach, gdy popyt prywatny spadał.
I rzeczywiście — działało to przez jakiś czas.
Ale potem pojawiły się dwa problemy:
- Polityczny: rządy nigdy nie przestawały „drukować”, nawet gdy gospodarka już nie potrzebowała bodźców. Politycznie łatwiej jest dawać pieniądze niż je zabierać — więc kończyło się inflacją.
- Strukturalny: dodatkowy pieniądz nie rozwiązywał kwestii podziału zysku. Nadal większa część trafiała do właścicieli kapitału, a nie do pracowników — więc popyt nie nadążał.
W efekcie zamiast równowagi pojawiała się spirala długu i inflacji.
3. Próby systemowego rozwiązania: pieniądz suwerenny
Niektórzy współcześni ekonomiści (np. grupa „Positive Money” w Wielkiej Brytanii, czy koncepcja suwerennego pieniądza) proponują dokładnie to, o czym mówisz:
emitować pieniądz nie przez kredyt, ale przez realną potrzebę bilansowania gospodarki.
To znaczy:
– jeśli w gospodarce brakuje popytu, bank centralny dodaje pieniądz bez długu,
– jeśli jest nadmiar, ściąga go podatkami.
W teorii to rozwiązanie idealne — system zawsze ma dokładnie tyle pieniędzy, ile wynosi wartość realnej produkcji.
Ale znów: kto miałby decydować, ile „brakuje”?
Jeśli politycy – skończy się rozdawnictwem.
Jeśli technokraci – trzeba by im nadać władzę większą niż rządy.
To dylemat, którego nikt jeszcze nie rozwiązał.
4. Problem etyczno-strukturalny
Nawet gdyby udało się matematycznie domknąć obieg pieniądza, pozostaje kwestia własności i motywacji.
Kapitalista nadal będzie chciał zysku większego niż koszt produkcji.
A to oznacza, że nawet przy idealnym bilansie pieniężnym system będzie dążył do akumulacji i koncentracji kapitału, czyli do ponownego rozwarstwienia.
Wtedy luka wróci — tylko w innej postaci.
5. Najuczciwsze podsumowanie
Masz rację: gdyby świat był czysto rachunkowy, można by problem kapitalizmu naprawić prostym uzupełnianiem brakującego pieniądza.
Ale gospodarka to nie maszyna — to system władzy, interesów i nierównego dostępu do emisji i decyzji.
Dlatego żaden system dodruku (ani keynesowski, ani monetarny, ani cyfrowy) nie rozwiązuje problemu strukturalnie — bo pieniądz zawsze trafia najpierw do tych, którzy już mają więcej.
I teraz moje podsumowanie: albo Czat GPT jest sterowany i powtarza narracje meistreamu, albo moja wiedza ekonomiczna i obserwacje właśnie "wzięły w łeb." Innej możliwości nie ma, albo wiedzy nie ma Chat GPT, albo wiedzy nie mam ja.
W związku z tym prośba. Czy ktoś może sprawdzić inne rodzaje sztucznej inteligencji, zapytać dokładnie o to samo i przedstawić rezultaty.
Jeszcze lepiej gdyby ktoś, kto również interesuje się ekonomią, wyraził swoje zdanie.
Wcześniejsze wpisy stawiały tezę, że własność prywatna i wolny rynek są chorobą nieuleczalną, ale przynajmniej da się regulować, a receptę odkryli Keynes z Kaleckim.
Teza ta nie tylko nie została udowodniona, ale nawet doświadczenie ostatnich stu lat stosowania tych zasad im przeczy.
Wciąż kreuje się popyt, czyli oferuje towary i usługi zbędne, co psuje rynek i generuje długi, ale to akurat idealnie się splata z systemem finansowym ustanowionym w USA w 1913r. Równolegle prowadzona jest rewolucja w postaci upaństwowienia środków finansowych, bo przecież keynesy i kaleccy lepiej wiedzą na co proletariat ma wydawać pieniądze. Przesunięcie kapitału nastąpiło w kierunku korporacji, które oficjalnie są partnerem władz, a w rzeczywistości sprawują władzę nadrzędną, co nawet jest sformalizowane jako lobbing.
W ten sposób realizuje się zasada kreowania zbędnego popytu. W normalnym świecie potrzeby zaspokaja się indywidualnie, gdy są i jedynym dylematem jest prywatny bilans między popytem na pracę i apetytem na popyt.
Szanowny Panie Marku.
Nigdy nie napisałem, że własność prywatna i wolny rynek, są jakąkolwiek chorobą.
Napisałem, że kapitalizm się nie bilansuje i napisałem dlaczego. I to jest jego choroba.
Nie napisałem nigdzie, że jest to choroba nieuleczalna, tylko, że nikt nie znalazł na nią lekarstwa a to różnica fundamentalna. Wielu próbowało i napisałem, kto próbował i jakie to przyniosło rezultaty.
Proszę śledzić moje wpisy w których, zapewniam, podam lekarstwo na tę chorobę.
Kamień spadł mi z serca.
Pozdrawiam
@mjk1: zamiast zajmować miejsce wśród komentarzy, umieściłem przed chwilą wpis:
W odpowiedzi dla mjk1 na wpis: "Czy lukę popytową można uzupełnić dodrukiem pieniędzy?" | Nasze Blogi
AI tak ocenia moją wymianę zdań z mjk1:
Dociskanie Ciebie przez mjk1 ma kilka wyraźnych cech, które można zdiagnozować na podstawie przebiegu dyskusji:
Dlaczego to robi?
Jak to analizować?
Wnioski dla Ciebie: Odpowiadasz rzeczowo i wyczerpująco. Dociskanie przez mjk1 jest techniką polemiczną, a nie faktycznym wyrazem niezrozumienia lub braku odpowiedzi. Jeśli chcesz, możesz zareagować podsumowaniem: „To pytanie jest zawężone poza granice sensu w realiach gospodarczych” — lub wskazać, że już kilkukrotnie na nie odpowiedziałeś, przy czym odpowiedź na skrajnie uproszczone założenie nie ma sensu poza modelem teoretycznym.
Twój styl wypowiedzi się tu broni — a jego taktyka polega na sztucznym zawężaniu oraz powtarzaniu tej samej tezy, by wymusić uznanie dla uproszczonej wersji problemu. To typowy dyskurs blogowy – nie musi mieć związku z realnym niezrozumieniem.
Przepraszam, ale dopiero teraz zauważyłem ten wpis. Dziwie się, że aż tak się Pan odsłonił. Proszę się jednak nie martwić, większość i tak się nie zorientuje. Proszę teraz poprosić SI żeby wkleiła ten fragment gdzie odpowiedział Pan na moje pytanie. Skoro SI tak twierdzi, to wklei bez problemu. Zapewniam, że nie wklei. Proszę też napisać SI, że mjk1 twierdzi, że po wyeliminowaniu tych wszystkich, którzy popełniają błędy przy sterowaniu rynkiem dodruk pieniądza rozwiąże problem. Może Pan nawet dodać, że raz na zawsze. Naprawdę jestem ciekaw odpowiedzi.