Michael Moran – Austalijczyk; pisarz, pianista i podróżnik, członek Królewskiego Towarzystwa Geograficznego. Mieszka… w Warszawie – jak do tego doszło?
W 1968 mało brakowało, by został zmuszony do wzięcia udziału
w wojnie w Wietnamie – rząd australijski prowadził bowiem specyficzny nabór „chętnych” – specjalnie skonstruowana na tę okoliczność maszyna losująca w tzw. „loterii urodzinowej” typowała roczniki, zobligowane do zaciągnięcia się.
Niedługo po tym drastycznym doświadczeniu, Moran postanawia
ruszyć do Europy, by odwiedzić swojego wuja Eddiego – emerytowanego pianistę. Zostaje już na Starym Kontynencie; pracuje jako nauczyciel w Londynie, uczy się grać na pianinie i często spotyka z mieszkającym wówczas we Francji wujem. Wuj pod koniec życia wymusza na nim obietnicę podróży do Polski i odwiedzenia wszystkich miejsc związanych z Fryderykiem Chopinem; twierdzi, że będzie to miało przełożenie na styl gry młodego muzyka. Prosi także, by po śmierci jego prochy rozsypać w Żelazowej Woli. Ponieważ Moran dużo podróżuje i pisze (m.in. Za Morzem Koralowym) dotrzymanie danego wujowi słowa trochę mu zajmuje – na Okęciu pojawia się dopiero w 1992 roku…
W 2008 roku wychodzi spod jego pióra książka o Polsce, którą The Spectator nazwie trzygwiazdkową ucztą. Jako motta do niej Moran używa frazy, wygłoszonej w 1793 roku w brytyjskim parlamencie przez Edmunda Burke’a. Przemówienie tyczy się znikającej właśnie wtedy z map świata Polski… Przemawia osoba nieprzypadkowa; Burke ma szerokie rozeznanie w zagadnieniach tyczących historii
Polski. Swój odczyt rozpoczyna od słów: „W odniesieniu do nas, Polska
faktycznie mogłaby być uważana za kraj na Księżycu”… Zanim jednak zareagujecie oburzeniem, spieszę donieść, że przemówienie kończy się takim podsumowaniem: „Żaden mądry ani uczciwy człowiek nie może aprobować tego podziału ani nie może na niego patrzeć bez przewidywania wielkich nieszczęść, jakie przyniesie on wszystkim krajom w przyszłości”…
Konkluzja ta każe więc widzieć w księżycowej metaforze raczej
ironiczny przytyk do krótkowzroczności polityków niż zdystansowanie się i umycie
rąk od ówczesnych wydarzeń… Dwa wieku później po tę frazę sięgnie Moran, czyniąc ją tytułem swojej książki: „A country in the moon. Travels in Search of the Heart of Poland”.
A jeśli już jesteśmy przy kosmicznych skalach… Film z Jodie Foster i Matthew McConaughey pt. Kontakt dostarcza, obok pięknej fabuły także i dwóch istotnych wskazówek – jedna zdeponowana jest w rozczarowaniu, którego widz doznaje, gdy widzi, że sylwetka kroczącego brzegiem plaży w Pensacola obcego przybiera ostatecznie tylko postać ojca… Drugą jest zdziwienie… „Oni żyją…” -
powiada Ellie – trochę do rejestratora, trochę do samej siebie zobaczywszy na jednej z planet, na którą zabrał ją na chwilę system czasoprzestrzennych korytarzy, miasto…
Wiedziała, że obcy istnieją – sygnał ich przecież wcześniej rozpoznała, odczytała, według instrukcji od nich zbudowana została kapsuła… Wszystko to trwało lata… Ale wiedzieć, to nie to samo, co zobaczyć na własne oczy, doświadczyć…
Wracając do kieszonkowej wersji Paderewskiego - jak wuja Edwarda nazywał Moran; opowiadał on siostrzeńcowi także i o koncertach, które dawał w Szwajcarii internowanym podczas II Wojny Światowej żołnierzom - wspominał, że gdy grał Chopina widział często polskich oficerów chowających głowy
we wstrząsane płaczem ramiona…
Jestem dziewczyną z księżyca…
Pozwól mi jednak żywić nadzieję, że wyżej napisanymi słowami skróciłam
dystans…
https://youtu.be/rZbMBv0…
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 3030
Dziękuję.
Dziękujesz znaczy zrozumiałaś :)
Ale czytelnikom należy się małe wyjaśnienie, bo to nie tylko księżycowe dziewczyny jak również księżycowy zespół "Mazowsza" są treścią mojego wpisu. W tym samym roku kiedy Edmund Burke wylewał angielskie krokodyle łzy nad losem Polski, Franciszek Karpiński autor cytowanej Laury i Filona pisał polskie wiersze, śpiewane do dnia dzisiejszego dla pokrzepienia serc i utrwalenia polskości. Nie przesadzę wcale jak napiszę, że były to największe polskie hity w historii. Między innymi: Kiedy ranne wstają zorze i Bóg się rodzi – moc truchleje 🌼
A juści, zrozumiałam.
Lubię rozumieć.
Może i ma Pan rację... ;)
https://m.youtube.com/wa…
Masę pracy wcięło, a jaki koment :) Może kiedyś do tego wrócę
https://www.youtube.com/…
Polecam ciekawy artykuł plus przesyłam pozdrowienia :)
https://culture.pl/en/ar…
Kontakt -- takie klimatyczne, spokojne S-F. Pamiętam, że nie rozumiałem tego filmu. A może o to chodziło -- żeby każdy rozumiał po swojemu.
Temat wspomnianej przeze mnie kultowej sceny jest też podjęty przez chłopaków z South Parku. Nie wiem, czy Adminie oglądałeś, ale jest tam taki motyw (że tak młodzieżowo powiem), że jedna z postaci na dźwięk tytułu reaguje obrzydzeniem i mówi: "To najgorszy film, jaki w życiu widziałem. Tyle czekałem, a okazało się, że obcym był cholerny ojciec tej dziewczyny". :-)
Pisałem Ci co Einstein na ten temat mówił,również Stephen Hawking,a nawet Schrodinger [nie mam umlautów]
Zapomnij o cywilizacji na tej planecie...jest coraz gorzej.
Chociaż znowu, jak ją (wiedźmę cywilizację) rozumieć w ujęciu definicji Karonia, tj. kultura to wszystko, co człowiekowi życie utrudnia, a cywilizacja to to wszystko, co życie ułatwia... To można byłoby rzec, że wspomniani przez Ciebie, Ijonie Drogi panowie są dziećmi i jednej i drugiej.
Nie mam żadnych wątpliwości, że w pewnych przypadkach dal i odległość to māyā :-)
Więc tak, znany kultowy film Bliskie spotkania III st. ponoć był inspirowany prawdziwymi wydarzeniami, "podpisem" tego filmu były dwie postaci, jedna to francuski wybitny badacz UFO, to on w filmie rozszyfrował kod dźwiękowy i migowy, jaki ufo-ludki przekazywali ludziom, oraz gość, który sfilmował na polecenie prezydenta USA oficjalne spotkanie z UFO, tylko potem zakazano go publikować.
Oglądałem dok. o ludziach, którzy mieli bezpośrednie spotkania z UFO, jeden ze świadków opowiadał, że był na ich statku, oni pokazali mu inne zamieszkałe planety, ponoć jest ich baaaaardzo dużo, mówił, że interesują się Ziemią i ludzkością, oraz martwią, że dążymy do zagłady atomowej, ponoć wielokrotnie ingerowali, by to uniemożliwić.
Wynika z tego, że ten świadek musi być na tyle wiarygodny, bo spotykał się z koronowanymi głowami państw i prezydentami, przekazując przesłanie UFO.
Jego opowieści o spotkaniu, podróży, są podobne do tego z filmu Kontakt, możliwe jest, że scenariusz był w jakimś stopniu na tym oparty?
Ostatnio można zaobserwować nasilenie wszelkich filmów dok. poruszających tematykę UFO, nawet są publikowane rządowe archiwa i filmy, które zarejestrowały te obiekty, a nie tak dawno było spotkanie przed Kongresem USA, które omawiało ten problem, zeznawali świadkowie, w tym wojskowi, którzy mieli zakaz mówienia o tym.
Wygląda to na przygotowanie ludzkości do oficjalnego spotkania z UFO.
Jako ciekawostka, ponoć Nostradamus miał przepowiedzieć, że do takiego spotkania dojdzie w XXI w. z tym że na początku niekoniecznie wyjdzie nam to z korzyścią, są UFO-ludki, którym ludzie nie bardzo przypadają do gustu, ale będziemy mieli sprzymierzeńców.
Jak przeżyjemy Tuska, to i z UFO damy sobie radę :)
cała nadzieja w rolnikach, oni już widzą, że zostali oszukani, podobnie jak ci z "czeciej nogi", miało być środkowo, a wychodzi lewicowo.
Ciekawe jakie będą te zapowiadane manifestacje rolników, oni nie powinni blikować dróg, a iść pod domy swoich wybrańców, bo to oni są winni i tak trochę zdemolować im obejście, spalić ileś opon, wylać gnojownicę etc. by się zaczęli bać "ludu wsi", a potem kto wie, może dołączy reszta Polaków i pogonią szmalcowników.
czytać i pisać każdy potrafi, ale nie każdy rozumie co czyta.
W tym temacie (LGM - little, green men) polecić z czystym sumieniem mogę pewien film:
Życie, którego nie było.
Film jest tak dobry, że nawet @Jabe nie będzie zawiedziony :)