
Byłem wzruszony i dumny, gdy prezydent Duda w towarzystwie małżonki i z pełną świtą i pompą odznaczał obecnie najlepszego piłkarza na świecie Roberta Lewandowskiego. Dokonał on czegoś niesamowitego, pokonując międzynarodowych celebrytów Cristiano Ronaldo i Lionela Messi.
To, czego dokonał, nie było tylko dla siebie, czy dla sławy i pieniędzy. To było zwycięstwo dla Polski. Dla Polaków gnębionych poczuciem małej wartości, którym przez dziesięciolecia odbierano godność, a słynni kosmopolici z pierwszych stron gazet z polskim paszportem radzili, by za granicą lepiej głośno nie rozmawiać po polsku. Bo to wstyd.
Wbrew wciskanej na siłę propagandy, że jesteśmy krajem małowartościowych nieudaczników, a naszych sportowców stać co najwyżej na drugą ligę, ci właśnie pokazywali praktycznie od momentu odzyskania niepodległości, że jesteśmy narodem wysportowanym i walecznym i czy to w tenisie stołowym, na kortach, na stadionach i górskich serpentynach, w lekkiej atletyce, na nartach, we wspinaniu się na najwyższe szczyty Ziemi, potrafimy zawsze być w czołówce najlepszych.
Robert Lewandowski – "Lewy" (to jest chyba jedyny lewy, który nie znaczy pejoratywnie komunisty – bolszewika) ma niewątpliwy i unikalny talent. Po prawdzie, wielu polskich futbolistów miało taki także. Lecz albo nie byli dosyć pracowici i wytrwali, albo swój talent roztrwonili "na bogato" na "światowe życie", albo też mieli pecha i znaleźli się w nieodpowiednich dla nich czasie i sytuacji. Może w dzisiejszym momencie najlepszym piłkarzem świata zostałby Włodzimierz Lubański...
Każde wielkie zwycięstwo sportowe Polaków na międzynarodowej arenie cieszy bardzo wszystkich (za wyjątkiem notorycznych malkontentów i kwaśnooddechowych wątrobiarzy). I jest potrzebne nam w przywracaniu narodowej godności. Dumy z bycia Polakiem.
Może jestem lokalnym szowinistą i fajne sukcesy gdyńskiej Arki fałszują mi nieco obraz, lecz uważam, że Lewy nie jest najlepszym w historii polskim piłkarzem. Fakt, osiągnął najwięcej; zdobył szczyt, do którego nikt inny z tej dziedziny sportu nawet się nie zbliżył.
Lecz, jak sobie na chłodno przeanalizuję, walcząc z dawnymi emocjami, uważam, że zarówno Andrzej Szarmach i Janusz Kupcewicz byli nieco lepsi. Szczególnie ten drugi, którego mi przypominał swoim talentem i rozumem Zinadine Zidane, już nieco zapomniany boiskowy wirtuoz. I pamiętam też, jak na zagranicznych turniejach, ówczesna gwiazda polskiej drużyny, a dzisiaj spasiony biznesiarz Zbigniew Boniek, kazał Kupcewiczowi nosić walizki za sobą. Tak było...
Cenię i szanuję Roberta Lewandowskiego. Imponuje mi jego dojrzałość, oraz precyzyjne wytyczenie sobie i obecna realizacja swojej życiowej drogi.
To wielki człowiek.
.
Rozumiem, że jako Syrenka preferuje Pani zachwycające pływanie synchroniczne. Albo powiedzmy grę w polo. To zdecydowanie nie sporty dla gawiedzi.
Pozdrawiam
Wszystko zależy od definicji gawiedzi. Pani nick, sugeruje związki ze stolicą. Gdyby Pani choć raz w życiu poszła na mecz Legii, to na Żylecie, spotkałaby Pani ludzi wszelakiej proweniencji: od bezrobotnych, przez studentów, nauczycieli, rzemieślników, lekarzy, menadżerów, artystów, aż do profesorów. Zachowujących się w czasie meczu tak samo. Ten fenomen występuje też w Poznaniu, Krakowie i paru innych miejscach. Co więcej, jest grzeczniej, niż w teatrze na sztukach Sary Kane czy Marka Ravenhilla.
Ale nie użyto w stosunku do kibiców słowa <motłoch> i dobrze, bo wtedy byłoby ostro, a Syrenka musiała by szybko zmykać, co jest raczej trudne z powodu braku nóg.
Wszyscy ci ludzie to krytpoalkoholizujący się motłoch
Albowiem każda okazja jest dobra. Poza tym jedno małe piwko jeszcze nikomu nie zaszkodzi. Pzdr
Nie uwierzę. Ty i tylko jedno piwko? Chyba, że nery siadły.
zdradź nam w czym ty usteczka maczasz? I 10 chłopów w krótkich majtkach z polskim orłem i dziesięciu kędzierzawych ciebie nie wzrusza? Tyś Margot. czy co?
Ha, 😂, ha dobra riposta. Pzdr
https://joemonster.org/a…
Miejmy nadzieję, że Lewandowski też przeprosi wszystkie urażone panie feminazistki ;-)
Znowu uratował tę spanikowaną zbieraninę chłopaczków.
Ciężka sprawa.
Ciekawostką jest, że sportowcy w ZSRR byli wyznaczani przeważnie do wojsk desantowych jako największa siła uderzeniowa. Sport w ZSRR to było przygotowanie do wojny. Teraz po wykrytych masowych oszustwach sportowcy z Rosji są zdyskwalifikowani. Nie oznacza to jednak, że nie szykują się do wojny.
Nie wiem. jeszcze nie dostałem.
Ale i tak mu dziękuję za Juwenalia z czasów studenckich, które niestety ze sportem nie miały nic wspólnego. Niestety,