
Właśnie sobie wykoncypowałem taką konkluzję, w miejscu, gdzie każdemu przychodzą do głowy różne dziwnie myśli, jeżeli akurat nie jest zajęty czymś innym.
Zawsze, nawet w wydawało się, beznadziejnej sytuacji można zauważyć coś pozytywnego. Więc oświadczam, że atak nowego, przerażającego wirusa również, choć wielu może się to nie podobać, daje nam coś dobrego. Oczywiście – wiele złego i tylko ociupinkę dobrego.
Wiemy wszyscy i nie trzeba tłumaczyć, że potężny kawał życia przeznaczamy na nieustanną walkę z entropią. Nie lubimy entropii (szczególnie moja żona), bo im jest wyższa, tym większy bałagan, śmierdzące gnicie, ciało rozkłada się w proch, energia się rozprasza zamiast się skupić na ważnym zadaniu, tak cudownie wykształcone i piękne liście, najpierw czerwienieją ze złości na to co się stanie, a potem opadają, więdną i się rozsypują.
Entropia niszczy każdą materię i każdą energię. Czyli wszystko.
Zaraz będą się mądrzy ludzie czepiać, więc uszczegółowię – tak naprawdę to niszczą prawa termodynamiki, a entropia jest tylko miarą, ale tak jak napisałem, fajniej brzmi.
Skały ulegają erozji i kruszeją. Baterie same się wyczerpują. Pierwiastki rozkładają się; powoli ale jednak. I cholera – żywność się psuje, samochody korodują i dach w domu przecieka!
Niemamocnych! Wszystko, wszystko dąży do zagłady i chaosu.
Nie ma więc co się dziwić, że społeczności, ba, cywilizacje, pozostawione same sobie, same z siebie, bez zewnętrznych wpływów ulegają naturalnej degradacji, rozkładowi i w końcu unicestwieniu.
W Naturze istnieją przeróżne cykle. Jesień – zima – lato – itd. Rok do roku. To akurat odświeża stan przyrody – to pewien naturalny proces, by nie dać się chaosowi. Takich cykli jest na świecie mnóstwo i każdy w wolnych chwilach może je sobie wymyślać.
Lecz tu chciałbym na chwilę zwrócić uwagę, na coś fajnego, może już dla tych, co dawno rozstali się ze szkołą i jakąkolwiek nauką, zapomnianego, a pewnie są też tacy, co nigdy w życiu o czymś takim nie słyszeli.
To są szanowni państwo przemiany fazowe. I ewidentny, najbardziej rozpowszechniony przykład – woda, gdy ją dostatecznie schłodzić, to zamienia się w lód, a gdy mocno podgrzać zamienia się w parę, czyli gaz.
Te momenty zmiany stanu – ze stałego w ciekły, a potem z ciekłego w gazowy (i odwrotnie), to własnie przemiany fazowe.
Nota bene, dokładnie jak moja żona. Nie daj Boże ją schładzać, bo robi się strasznie lodowa. Więc ciągle muszę ją podgrzewać, żeby miała właściwą parę.
Te przemiany fazowe to nie byle co w takiej termodynamice; tu zazwyczaj potrzeba potężnych dawek energii. Ale widocznie prawom fizyki, zasadom istnienia Wszechświata, a więc również życia, są bardzo potrzebne.
Powiem tak - gdy długo w społeczeństwach, a w większej skali w cywilizacjach, nić poważnego się nie dzieje w długim okresie, to ono gnuśnieje, marnieje, "liście opadają z drzew", podstępny chaos zwiększa entropię i system się degeneruje i w końcu rozpada.
Aby ponownie uruchomić cykliczność, ponownie przemienić gnijącą i już lekko cuchnącą cywilizację w coś świeżego, odrodzonego, potrzebna jest przemiana fazowa.
Taką przemianą fazową są niewątpliwie globalne wojny, światowe katastrofy, lub, jak to, co spotyka nas teraz, pandemie. Mór, zaraza, plaga, czy inaczej jak lud nazywa te potworne zjawisko.
Wyzwalają się wówczas olbrzymie porcje energii, nie tylko fizycznej (E=mc2), ale również umysłowej.
Czy takim zjawiskiem przemiany ludzkiego sytemu, jakim jest społeczeństwo świata, jest własnie szerząca się pandemia koronawirusa SARS-CoV-2?
Według mnie tak. Ta przemiana fazowa, która własnie ma miejsce, zamyka pewien cykl, który już się zużył, by dać miejsce nowemu etapowi w rozwoju ludzkości.
Jak będzie wyglądać ta nowa społeczność i jakie w niej prawa będą obowiązywać? Nie wiem i chyba nikt nie wie. Może skończy się prosta demokracja, na przykład zastąpiona jakąś technokracją, co jest wielce prawdopodobne. Może rozpocznie się coś, co nazwę "androidyzacją" człowieka, czyli uzupełnianie naturalnego "ludzkiego tworu" poprzez dodawanie czegoś z zewnątrz, co niby nam się źle kojarzy, bo od razu myślimy o implantowaniu mikro-czipów, które nie dość, że będą nas szpiegować, to jeszcze będą kontrolować nasze zachowania i działania.
Powiedzmy, jak będziesz sięgał po kolejnego kielicha, to ręka ci zesztywnieje, bo sensor czipa wymierzył, że już zbliżasz się do jednego promila, a to jest, oj niedobre dla ciebie, bo tak pijany zaczynasz się zalecać do żony kumpla, a twoja własna żona bardzo tego nie lubi. A Wielki Centralny Mózg Kwantowy (WCMK popularnie zwany Stachu, od połączenia słów – Stalin+chu) wie wszystko o tobie i twojej żonie i o tym, że w pewnym momencie przyjaciel może dać ci w mordę, bo jego żona może zrobić się zbyt gorąca. A obowiązkiem Stacha jest chronić ciebie i całą resztę. No – wszystkich.
Tak panicznie boimy się tych czipów, że zapominamy o implantach soczewek (mam), implantach ucha wewnętrznego, albo nawet zastąpienie go, implantach kolana, czy biodra. I tak dalej.
Są już w próbach egzoszkielety, które zrobią z tego tutejszego łamagi mocarza, co jedną ręką zatrzyma rozpędzone Pendolino (co niemalże udało się consigliere Nowaku). Mało tego, jest taki nieduży plecaczek z dwoma dyszami i możesz latać jak nietoperek.
Małego czipa się boją a przerażających maszyn i urządzeń nie. Ciekawe...
No tak, jak zwykle zaczynam się podniecać i prorokować. Oj brzydka ta moja wyobraźnia.
A przecież staram się uzasadnić, że ta nanometryczna drobina białek i kwasów i czego tam jeszcze, sama głupia jak but, albo jak prosty automat jednozadaniowy, czyli nasz wirus, potrafi oprócz powszechnego zamętu, pchnąć ludzkość na nowy tor.
Kurcze – urodziłem się w pięćdziesiątym (niedługo urodziny bez gości). Czy ktoś potrafi przywołać jakiś okres z historii ludzkości, gdzie w tak krótkim czasie wydarzyło się tak wiele?
I, jeszcze raz kurcze – nadal się dzieje.
I najgorsze – nie wiemy, jak to się skończy.
Tylko... mówię wam – na pewno będzie inaczej.
.
Otóż. Działo się dużo - zawsze. Z tą natomiast różnicą, że zwykły człowiek nie miał dostępu do tak ogromnej liczby danych. W tej chwili nadużywamy często możliwości poboru informacji, czasami jesteśmy nimi wręcz pasieni niczym gęsi. Informacjami, z którymi nierzadko nic nie możemy zrobić. Proszę sobie przypomnieć katastrofę w Fukushimie i straszenie radioaktywnym cezem. Jakie mieliśmy możliwości obrony? Ale odruchowa reakcja na zagrożenie wystąpiła. Ten nadmiar informacji kojarzy mi się z nadmiarem cukru w diecie. W odpowiedniej dawce cukier (w sensie węglowodanów) jest niezbędny, w nadmiarze zaburza funkcje organizmu, prowadzi do chorób. Spotykam coraz więcej osób (być może to też kwestia wieku), które korzystają z porad dietetyków. Być może zaistniała sytuacja wykształci zawód dietetyka informacji czyli trenera, który będzie kształcił ludzi w unikaniu lub odsiewaniu zbędnych, toksycznych danych. Na razie reagujemy jak nasi przodkowie. Naszą uwagę przyciąga hałas, jaskrawe barwy. Być może czas wypracować inny zmysł, takiego antyspamowego firewalla - ale we własnej głowie.
P.S.: Co do pytania, które zadałem Panu jakiś czas temu to odpowiedź przyszła sama, niemalże z pierwszej ręki. Wydaje mi się, że nie są to sprawy tajne (być może się nie zrozumieliśmy). Niemniej, wstrzymam się od relacji na wypadek gdybym się jednak mylił. Przy czym nadal nurtuje mnie pytanie dlaczego tak jest ale to już rzeczywiście pytanie do fachowców.
Witam!
"Cieszy, że autor odkrył science fiction..."
Rozśmieszył mnie Pan radośnie. Jeżeli urodził się Pan przed 50-tym, to przywracam pełen szacunek, kłaniam się nisko i słucham uważnie. Jeżeli jednak po 50-tym, to tylko zawołam z kpiącym uśmiechem: - Nie żartuj smarkaczu!
Miłośników sci-fi jest tutaj sporo i z dużą satysfakcją zauważam, że są to wszystko ludzie na odpowiednim poziomie.
Szeroko pojęta fantastyka towarzyszy mi od najmłodszych lat. Nie było ciężko, bo i mój tata był wyznawcą tej kategorii lektur. Wbiły więc mi się w pamięć, kiedyś traktowane jako książki dla dzieci, takie potężnie - raz - emocjonalne, jak "Król Maciuś Pierwszy" Janusza Korczaka; dwa - "Alicja w Krainie Czarów" wybitnego matematyka Lewisa Carrolla.
I tak to się zaczęło... Łykałem dosłownie wszystko, co komuna dopuszczała do druku, łącznie z Młodym Technikiem, a potem z Fantastyką.
Diuna oczywiście mnie zafascynowała. A jakże. Film również świetnie wyszedł. Bo rozumiem, że do tego Pan pije, gdy we wrześniu nie odpowiedziałem. Lecz ponieważ łykałem wszystko, to i Diuna była niestety jedną z wielu książek. I już nie pamiętam ile tomów przeczytałem. Teraz zajrzałem do księgarni i widzę, że tomów jest chyba ze trzydzieści.
Na moich studiach, nasz klub miłosników sci-fi praktycznie skoncentrował się na dwóch autorach - Stanisław Lem i Philip Dick. I do dzisiaj uważam ich za najwybitniejszych autorów sci-fi. Dodam, że oddzielam fantasy od sci-fi. A humoreski typu Terry Pratchetta, to jeszcze inna, kapitalna dziedzina.
Mogło Pana rozbawić odwołanie się do mojej wyobraźni, bo w moim wieku zaciera się granica miedzy własnymi wyobrażeniami, a poznanymi sprawami, jako wiedza nabyta i rzadko używana. Tak niestety jest. A także niestety - nie ma jeszcze żadnego leku na pamięć. Natomiast popsuć sobie nią, jest niezmiernie łatwo.
Natomiast stwierdzeniem, że działo się dużo zawsze, wobec progresu, który rozpoczął się w XIX wieku i trwa do dzisiaj, to mnie Pan solidnie rozbawił.
A wyławianie informacji, nazwę to sygnałem, spośród szumu, jest obecnie jednym z najwspanialszych osiągnięć elektroniki. Idąc w tym kierunku - jako klasyczny Dilettante, zbieram jak najwięcej i jak najszerzej informację, by potem sobie to przefiltrować i użyć to co trzeba. Chyba Big Data robi tak samo.
Ps. Czy Panu w tym oczekiwaniu odpowiedzi,, chodziło o Diunę? Może mi Pan przypomni, bo może coś przeoczyłem.
Co do "odkrywania" fantastyki" to tematu nie rozwijam, to był zwykły żarcik... już się nie powtórzy.
Teraz do kwestii w mojej wypowiedzi ważniejszych. Nadal uważam, że dużo działo się zawsze a przynajmniej dość często, chyba, że myśli Pan o progresie w obszarze nauki oraz szerokiego zastosowania jej owoców - tu się zgodzę. Natomiast różnego rodzaju pożogi i wędrówki ludów, upadki cywilizacji etc. działy się. Dla mnie ważniejsze jest czy jesteśmy w stanie się przygotować do zmieniającego się świata. Czy też (nie jako ludzkość ale jako biali Europejczycy) staniemy się zepchniętym do rezerwatów reliktem albo będziemy musieli się asymilować ze zwycięzcą.
P.S.: Na koniec, zachowując pozytywny wydźwięk przytoczonego przez Pana zwrotu "Dyletant" zadałbym sobie pytanie, czy z punktu widzenia ekonomii (ergonomii) umysłu taka postawa może jeszcze na dłuższą metę być konstruktywna. Inaczej mówiąc, w potoku spamu istnieje duże prawdopodobieństwo utraty informacji ważnych. Stąd pytanie: Jak dokonać prawidłowej selekcji zanim pewne treści uruchomią reakcję bezwarunkową? Kiedyś szło się z tym do szamana a on mówił: "Wypatruj wodza z białą brodą, nadejdzie ze wschodu." I jak nadszedł czas było się przygotowanym ;) W Diunie też zaszczepiano pewne wierzenia, żeby później Bene Geseritki miały gotowym punkt odniesienia, chociaż obawiam się, że najnowsza ekranizacja spłyci myśl Herberta.
Ja lekarzem nie jestem. Oni mają swoje procedury i odstępstwa są traktowane jak bluźnierstwo.
Ale co tam, niech na mnie bluzgają. A i tak będę podawał nieco tajemniczo, lecz wierzę, że Pan sobie dopowie. Jeżeli wierzyć, to Chińczycy, w stosunku do nas Europy i USA dość gładko, choć nie do końca uporali się z kowidem. Tak, jak my, na pewnym etapie atakują antybiotykiem (by zablokować bakterie). Lecz podczas, gdy u nas ciągle w tym temacie są dyskusje, to oni prawie od początku stosują ICS. Co do LABA nie zdobyłem wiarygodnych informacji. Skróty pan sobie sam łatwo znajdzie. Rezultaty są. To wiem.
Życzę, by nigdy nie musiał Pan sam na sobie i bliskich sprawdzać.
Co do postępu - rzeczywiście chodziło mi o to, jak nauka i potem technika zmieniały nam kompletnie życie. To wprost niesamowite. Od pokarmu, poprzez transport, komunikację, rozrywkę, odzież i dosłownie wszystko. I tu wydaje mi się chyba zgoda - większość ludzi mentalnie nie nadąża za tymi zmianami. A już starać się coś rzeczywiście pojąć i zrozumieć nie mają najmniejszych chęci.
Ma Pan nieco racji, że jest dosyć kłopotliwym starać się o wiedzę wszerz, a nie wyłącznie wgłąb. To podejście dilettante, jest nieco hedonistyczne, bo każdy wybiera sobie obszary, które lubi. Nigdy nie daje się dzisiaj ogarnąć, nawet pobieżnie, całości wiedzy. Ale to dzisiaj. A kiedyś patron "ludzi renesansu", Leonardo da Vinci, ogarniał chyba wszystko, co się tylko dało.
Jest jeszcze jedna dosyć brzydka sprawa kulturowa - generalnie wiedza i jej znajomość jest traktowana ze sporą pogardą pośród większości ludzi. Tylko w pewnych dosyć wąskich kręgach, tam, gdzie i fachowość ceni się wysoko, ludzie są w stanie słuchać. Nie ma tego wiele.
Jak Pan poleca - które tomy Diuny warto kupić, bo nigdy nie miałem swoich. A jest ich dużo i nie są tanie. Poszukuję też całej sagi Endera, Orsona Carda. też już mi się zawieruszyły. Pewnie dzieciaki.
Pozdrawiam
Z nadmiarem prawoskrętnego cukru walczy Mark Zuckerberg. Co prawda, jego słynne "algorytmy AI" podlegają arbitrażowi ludzkiej załogi autorytetów,ale jest to dobrana, skrajnie lewicowa i antychrześcijańska jaczejka. Pierwotnie Mark Zuckerberg twierdził, że jest tylko "listonoszem", świadczy usługi dostarczania korespondencji, że odrzuca tylko "pocztówki" jawnie terrorystyczne, pornograficzne. Został przyłapany na kłamstwie pod przysięgą, przed Komisją Senacką. Laura Loomer pozwała Marka za likwidację konta i kłamstwo na kwotę dwu miliardów dolców. Kwota jest astronomiczna, by prawnicy Marka nie chcieli załatwić ugody za ochłap. Sąd Najwyższy stwierdził, że proces może się odbyć.
W tej sytuacji Zuckerberg stwierdził, że jednak jest "firmą wydawniczą" i może selekcjonować materiały. Likwidując stronę New York Post (nie mylić z NYTimes) wpadł we własne sidła, bo cenzurował jakiekolwiek i przez kogokolwiek zamieszczane materiały na temat afery Bidenów. A to już jest cenzura faktów. Ponownie najwyższe organy stwierdziły, że Big Tech może być w całości (wraz z udziałowcami) pozwany i pozywany za cenzurę, manipulowanie informacją. Za bezpodstawną likwidację konta na platformie społecznościowej można wlepić grzywnę kilkadziesiąt tysięcy dolarów.
I to by było na tyle ! (w temacie dietetyków)
Martwiłbym się razem z Tobą, gdyby nie przypowieść z Biblii, z Księgi Samuela, o Dawidzie i Goliacie. Pokazuje to nam, że nie zawsze ten "silniejszy i sprytniejszy", czyli "...perfidny mason-globalista, kamikadze-terrorysta islamski, przyczajony Putin czy rosnący w siłę Chińczyk..." musi koniecznie zwyciężyć.
Mason-globalista, schowany za swoją fortuną, gdzie trzyma swoją fortunę? Gdyby dobrze popatrzeć, to w świecie wirtualnym. Komputerowym. Uzdolnieni hakerzy są w stanie ich wszystkich pozbawić funduszy w minutę.
Kamikadze islamski? Bez mała dziesięciolecie z nimi spędzałem i personalnie są to raczej małobitni i odważni ludzie. Ile razy malutki Izrael im skórę złoił. Ich ataki są wyłącznie w kierunku słabych i bezbronnych. dać im solidny odpór, to się pochowają w azjatyckich jaskiniach.
A Chińczyk? Fakt, jak nadal będziemy tacy durni, to zniszczy nas ekonomicznie. Lecz nie militarnie. Czy wiesz, że Chiny przez te 5 tysięcy lat nigdy nie toczyły agresywnych i poza swoimi terytoriami wojen?
Pozdrawiam
Głupota ludzka nie zna granic i żadne pieniądze i nakazy nie zastąpią rozumu. Ten Świat już nie będzie taki jak wczoraj, wygra zaraza. Wygra z głupotą, pazernością ekonomiczną i polityczną szarańczą. Nie mam złudzeń, że jakaś szczepionka zmieni ten trend. Podobnie jak na grypę, nikt nie wymyśli czegoś skutecznego. Koronawirus szybko mutuje i jest coraz bardziej zjadliwy. Tak się zastanawiam, ile milionów ludzi musi jeszcze umrzeć, aby wreszcie rozum i przyzwoitość zdominowały nasze postępowanie, międzyludzkie relacje, rządy i międzynarodowe stosunki? Mój syn mówi tak: Przez wiele lat lewactwo godziło w podstawy moralne, obrażało Boga itd. a On w końcu postanowił przywrócić Świat do korzeni.
Przybywa do naszego Uniwerku student z Polski...ma sie zagłębić w Romanistyce...czyli trafił.
Rozmowa tak luźna:
-Jaki Pan opanował język?
-Angielski!!
-To jest język z grupy języków romańskich?
-Eeeee...chyba...no nie jestem pewny...
-A grecki?
-Kwadratowe oczy.
-Francuski,włoski,hiszpański...łacina?
-Którym Pan włada?
-Ja tu przyjechałem żeby się uczyć!
--Wymienię kilku pisarzy: Dante,Zola,Cervantes kiedy oni tworzyli ?
-Zaraz...pomyślę...
Pewnie myśli do dziś...
Masz te społeczeństwo dzisiejsze....a za 20 lat?
Dobrze,że tego nie dozyję...
Addio
Ach ci humaniści (humanoidzi?) współcześni. Tragedia. Jest gorzej nawet - nie tylko brak wiedzy, ALE ONI NIE POTRAFIĄ MYŚLEĆ! Wychowani na tych testach, przez tę broniarzową watahę. Tragedyja.
Najlepszego
1.Maszyna licząca licząca Trurla,której zawsze wychodzilo,że 2 i 2= 7....ukochana opowieść moich córek,którą im czytałem na dobranoc...
Starsza poszła na AGH i ukończyła automatykę & robtykę z nagrodą rektorską...druga mnie zmałpowała,bo naraz dwa kierunki na AE...teraz to UE.
2.Druga porażka Trurla,to próba zrobienia z maszyny Poety...co się tam dzialo...no własnie.
Drogi inżynierze,marynarzu...nigdy techniczny [czyt. fizyczny] nie zmieni świata...najwyżej go zniszczy...tylko humaniści ten świat odbudują wtedy...rękami inżynierów...ale w to wątpię.
U nas studentów krakowskich była zawsze rywalizacja...AGH i UJ...a były to lata przełomu....Gomółka/Gierek...oni woleli haratać w gałę,a my Piwnica pod Baranami i Teatry krakowskie...
Oni się wdzierali na mecze Wisły,a my do Klubu pod Gruszką i do Jaszczurów...ale zawsze bez problemów wymienialiśmy sie biletami...oni nam...my im
Zapraszam do Piwnicy...Wiesiek Dymny...
https://youtu.be/eVL6F1T…
Ale fakt - byliśmy włochate małpy. Może przez to wszystkie dziewczyny były nasze.
Marek Baraniecki zrobił na mnie piorunujące wrażenie swoją "Głową Kasandry". (SF). Wojskowy inżynier, likwidujący za drobną nagrodą rakiety pułapki wystrzeliwane automatycznie przez zapomniane komputery, miny chemiczne, natrafia na silos z legendarną rakietą wielogłowicową mającą zakończyć byt Homo Sapiens. Wirus ma wyeliminować człowieka z łańcucha pokarmowego. Odkrywca, który dostał się do podziemnego kompleksu, miał przed sobą podjęcie ostatecznej decyzji. Mógł żyć w podziemnym kompleksie do końca swoich dni. Do dyspozycji miał dane z wszystkich bibliotek, galerii sztuki, towarzystwo sexrobotów. Nie był obciążony lękiem o własną egzystencję. Ta jedna decyzja : zrobić na ziemi miejsce dla innej cywilizacji ?!
Powieść z 1985 roku doczekał się "Zajdla".
Pozdrowienia dla miłośników SF, czerpiących z tejże inspiracją do przemyśleń.
Mam pewien problem pamięciowy. Kiedyś, dawno temu, nie pamiętam już gdzie, choć było to raczej w odcinkach, czytałem opowiadanie, które bardzo mnie zaciekawiło. Było to o czymś wielkim, czarnym, głuchym i pustym, czymś, co leciało przez kosmos w naszym kierunku i stanowiło śmiertelne zagrożenie. Nie mogli tego rozgryźć, a co więcej - unieszkodliwić.
Co jeszcze pamiętam? Zbliżaniu się do tego towarzyszyły tajemnicze dźwięki, jakby kwakanie zaniepokojonych kaczek.
Ktoś może ma pojęcie o czym piszę?
Ps. Może też być oryginał po angielsku. Nie ma znaczenia.
Prawdopodobnie chodzi o powieść Colina Kappa "Formy chaosu" i Broń chaosu"...tam obcy mieli takie odgłosy...nawet "poruszali sie kaczym truchtem".
O to chodziło?
Dzięki - to będzie to. Wtedy zaraziłem się studiowaniem chaosu, a potem matematyki chaosu, aby dojść do dzisiaj, gdy jestem przekonany, że ten chaos naprawdę rządzi całym wszechświatem. I wcale nie jest taki kompletnie - ha, ha - chaotyczny.
Wybieram sie na poszukiwanie tych książek. A ty, w imię chaosu, może się tym pobawisz. Taka pracowita mróweczka obalająca mity chaosu.
https://pl.qaz.wiki/wiki/Langton%27s_ant
A tutaj obserwacja na szybko:
https://www.kwantowo.pl/mrowka/
Divertiti
Nazywał się ...Hornic...czemu człowiek pamięta takie bzdury?
Kiedy zostałem p.o kierownika warsztatu naprawy sprzętu r-lok i łączności, mogłem sobie pozwolić na wycieczkę gazikiem do strefy wyłączonej. Czytając to opowiadanie w latach osiemdziesiątych, poczułem zapach tamtej bazy, usłyszałem świerszcze i skowronki. Pewnie autor był gdzieś w podobnych okolicznościach.
Rozczarowało mnie pośpiesznie napisane zakończenie powieści.
Ha! Wiesiek Dymny! Gigant. I wyrwać najlepszą dziewczynę w ówczesnym Krakówku....
Co mnie to obchodzi
Że bród jest po to abym brodził
A brednie po to abym bredził
Że śledź jest po to abym śledził
A swąd jest po to abym swędził
Co mnie to obchodzi
Ja na rozbitej płynę łodzi
To był WIELKI GURU MOICH CZASÓW!
Patrz, jeszcze dzisiaj - i na trzeźwo - i po pół wieku - i z głowy przywołuję >>> W swoją miazgę, drwal wbił drzazgę, tak się darł, że aż zmarł.... Bo go gwiezdny pyłek ugodził w miedzytyłek.
Mistrz słowa. Szkoda go...
Czymsie
Ale nazwisko nosi do dziś :-)))
Ze dwadzieścia lat temu pewna brytyjska firma chciała być prekursorem nowoczesności. Zaproponowała pracownikom uniwersalny identyfikator w postaci kapsułki umieszczonej na bicepsie. Pod skórą.
Dziennikarze śledczy wynajęli Chińczyków, którzy zeskanowali zawartość, złamali system, wykonali fałszywki. Ekipa z kapsułkami przyklejonymi plastrem do bicepsów, dysponując najwyższymi uprawnieniami, przedefilowała z kamerą przez najtajniejsze zakamarki firmy do gabinetu SZEFA. Bez najmniejszego problemu.
System został ośmieszony jakieś dwadzieścia lat temu !
System, jak piszesz, został ośmieszony dwadzieścia lat temu. Lecz niestety, dzisiaj może być inaczej. Zauważ wielki niepokój Amerykanów w stosunku do chińskiego 5G i Huawei.
Obawiam się, że w temacie Big Data, a także private assistant (AI) Chińczycy wyprzedzają wszystkich.
Jeden problem - niezbędnym elementem skutecznie działającego rozwiązania jest komputer kwantowy i odpowiednie algorytmy do niego (a na razie jest ich zaledwie kilka, tylko, że to kwestia czasu).
Więc po co wszywana kapsułka, jak zawsze będziesz miał przy sobie smartfona, ukochanego przyjaciela, z którym nie możesz się rozstać. Wyobrażasz to sobie?
Alexa, virtual assistant AI Amazona, to pierwsza, niezbyt udana próba. Ale i tyle wystarczyło, by Amazona zaczął wykupywać Alibaba Group (wartość rynkowa 486 mld USD).
Zacząłem o tym pisać, ale wyszedł mi pseudo-naukowy elaborat.