Przyszedł do mnie kolega - blady, zły i chciał się się napić. Powiedział, że jego kobieta
szaleje, wrzeszczy i oskarża go o wszystko co najgorsze, a on jest Bogu ducha winien.
Sprawa wyglądała następująco: żona kolegi zostawiła torebkę w pociagu, którym jechała. Po przyjściu do domu zastała drzwi zamknięte, bo kolega nie wrócił jeszcze z pracy - klucze były w torebce. Twierdziła, że to on jest winien, bo gdyby przedwczoraj nie zdenerwował jej, nie pojechałaby dziś pociągiem do mamy, nie zgubiłaby torebki i nie musiała czekać pod drzwiami dwie godziny.
Tęsknota za wrogiem.
W życiu trudno nie posługiwać się strereotypami - niekiedy, mimo absurdalnych przypadków penalizacji osób korzystających z tychże skrótów myślowych.
Starsze pokolenie, które mimo wszechobecnej cenzury „liznęło” niezafałszowanej historii, jest w stanie zrozumieć sens i bezsens konfliktów miedzyludzkich.
Często pomagają w tym stereotypy.
Na przykład stereotyp wojownika/żołnierza, kojarzony z wykonywaniem powierzonej misji według określonych reguł sztuki wojennej i kodu postępowania.
Może dlatego, że uczestnicy dawnych konfliktów nie byli anonimowi i pozbawieni jakichś tam zasad i twarzy - taki kod mógł istnieć.
Mimo okropności jakich dokonywali w imię słusznej - z ich punktu widzenia, sprawy - rozumiano i akceptowano ich ludzkie, a niekiedy nieludzkie, działania.
Niestety, człowiek nie był nigdy, i nie jest, anielskim bytem.
Żołnierze, pracownicy służb siłowych posiadający tożsamość, narodowość, adres, twarze nie zasłonięte kominiarkami musieli się liczyć z konsekwencjami swojego działania. Niekiedy z podniesionym czołem ponosili konsekwencje własnych nadużyć - nawet te najsurowsze.
Do niedawna wszystko było w miarę przejrzyste i mieszczące się w cywilizacyjnym kodzie, z którym można było się nie zgadzać, ale który, przynajmniej w ogólnych zarysach, istniał.
Dziś, trudno sobie wyobrazić przywódców państwa, czy wysokich urzędników państwowych
deklarujących gotowość poniesienia konsekwencji w przypadku popełnionego kardynalnego błędu, czy przestępstwa na koszt narodu.
Taki osobnik, jak zwykły łajdak, zrobi wszystko, by zaprzeczyć swoim działaniom i pozostać przy władzy unikając konsekwencji.
Na płaszczyźnie społecznej, opór wobec opresji miał też swego adresata.
Przypomnijmy niedawne czasy komuny, kiedy to partyjna swołocz stworzywszy odpowiednie mechanizmy represji okradała naród dążąc do zapewnienia sobie samym jak najwyższego standardu.
Trzeba jednak przyznać, źe opozycji i przeciwnikom władzy, reguły gry były powszechnie znane i oczywiste.: zwolnienia z pracy, przeniesienia, aresztowania, oficjalna cenzura itd.
Obecnie nie ma cenzury, nie ma dyskryminacji, nie ma więźniów politycznych.... ?
Skąd nagle ta idylla?
Kwalifikacja kto jest wrogiem, a kto przyjacielem, opierała się przez wieki o katolicki etos, ideę dobra narodowego, doświadczenia historyczne, przekazy przodków oraz obserwacje własne.
Żywa historia przekazywana przez szkołę, rodziców i dziadków kształtowała poglądy i charaktery młodych .
Dzisiaj, nagminnie zaprzecza się niewygodnym faktom, wybiela i usprawiedliwia zbrodniarzy -„bohaterów” - na przykład z ukraińskiego UPA - podczas gdy ciągle żywy jest ból po bestialsko zamordowanych rodzicach, dziadkach, krewnych.
Nie można przecenić spustoszenia, jakie owo zaprzeczenie fundamentalnych warości czyni w psychice człowieka i narodu.
Sprawa dotyczy również wielu innych historycznych zaszłości, w wyniku czego suwerenność stała się li tylko pojęciem wziętym z leksykonu politycznej nowomowy.
Odwrócenie znaczeń słów i wartości każe nam wierzyć, że odwieczni wrogowie stają się nagle naszymi przyjaciółmi, a nasi bohaterowie nie zasługują na cześć pokoleń.
Co, proszę? Brak wiary w człowieka? Ślepa animozja względem bliźniego? Małość, którą należałoby zostawić pod „grubą kreską” i więcej do sprawy nie wracać?
Może taki jednokierunkowy altruizm, mimo wszelkich ofiar, cierpień i strat, ma jakieś swoje uzasadnienie, ale czy nie należałoby przynajmniej popatrzeć jaką postawę przyjmuje druga strona?
Źródłem wszystkich problemów z jakimi nie możemy sobie dziś poradzić jest kłamstwo .
Jak zawsze, przyjmuje ono różne formy: cynicznego łgarstwa prosto w oczy, „niewinnego” niedopowiedzenia, półprawdy, czy bardzo ostatnio modnego mieszania prawdy z fałszem;
Ale chyba nigdy wcześniej nie było ono obowiazującą zasadą, według której buduje się struktury, kwalifikuje i rozlicza najbardziej żywotne dla ludzkiej egzystencji interesy.
Nie chcąc urazić inteligencji czytelnika pominę rozliczne przykłady.
W świecie wszechobecnego kłamstwa, ostatnio nazwanego ładnie, bo po amerykansku - : „fake news”, nie tylko straciliśmy punkty odniesienia, orientację w przestrzeni życia, ale zafałszowaliśmy własną tozsamość i najcenniejsze wartości - do punktu, z którego może nie być powrotu.
Oddelegowaliśmy obowiązki względem siebie samych i swojego narodu oraz najważniejsze decyzje dotyczące naszej egzystencji w bliżej nieokreślone ręce, łudząc się, że czyniąc tak nie utracimy przynajmniej tego, co już posiadamy.
Hołubimy więc ten nasz wątpliwy kapitał, czekamy, i boimy się nadchodzącego dnia.
Tymczasem wróg nie atakuje. Nie ma wroga. Jest jakaś „siła wyższa”, która jak w każdym kontrakcie zawartym między stronami zwalnia zleceniobiorcę od odpowiedzialności za niewykonanie zobowiązań.
Sprawy idą źle, coraz gorzej, ale dzieją się jakimś dziwnym trafem samoistnie, albo, co najwyżej, „dla naszego dobra”; natomiast ci ogłaszający coraz to gorsze wieści są tylko tubą przekaźnikową, a nie ich źródłem.
Nawet, gdy uda nam się namierzyć wrogi element, to przybijane natychmiast na czole znamię wyznawcy „teorii spiskowych” - załatwia sprawę.
Znaleźliźmy się w potrzasku, w którym jedynym sposobem odreagowania jest wzajemny atak na siebie. I to się niestety dzieje.
W tęsknocie za realnym, widocznym wrogiem, będącym przyczyną wszystkich problemów, za znalezieniem tego konkretnego winowajcy, majaczy nadzieja, że gdy taki się znajdzie, trzeba będzie z całą siłą woli, ducha i pięści dać mu w mordę.
Lecz tak po prawdzie... należałoby zacząć od siebie.
kmeehow
kwiecień 2020
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 13352
pozdrowienia
Choć mój osąd wynika z mojej ziemskiej logiki, która jest pełna pułapek.
Serdeczności
Nie nie ma takiego stwierdzenia w Pismie Swietym..Sam to wymysliles ? Jezli tak to wypada ci zlozyc gratulacje/kondolencje.?.jako tworcy nowej Religi ..
Masz zamiar stworzyc wlasna Kongregacje i powolac siebie na oltarze ?
Daj znac ..Pzdr
Kwestię większej boskiej opieki nad błądzącymi i grzesznikami widać w Piśmie Świętym w sposób jasny. Dziwię się, że Szanony Kolega tego nie przemyślał.
Choćby Ewangelia wg. św. Łukasza:
4 «Któż z was, gdy ma sto owiec, a zgubi jedną z nich, nie zostawia dziewięćdziesięciu dziewięciu na pustyni i nie idzie za zgubioną, aż ją znajdzie? 5 A gdy ją znajdzie, bierze z radością na ramiona 6 i wraca do domu; sprasza przyjaciół i sąsiadów i mówi im: "Cieszcie się ze mną, bo znalazłem owcę, która mi zginęła". 7 Powiadam wam: Tak samo w niebie2 większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia.
Przecież to jest bardzo znana przypowieść. Tak jak słowa o zgubionej drachmie:
Tak samo, powiadam wam, radość powstaje u aniołów Bożych3 z jednego grzesznika, który się nawraca».
Mogę tu podrzucić kilkadziesiąt cytatów z Pisma Świętego by udowodnić tezę z którą Szanowny Maxi się nie zgadza. A przypowieść o synu marnotrawnym co oznacza? Studiowałem w Piśmie Świętym nauki dotyczące miłosierdzia, łaski bożej i pokory. I wyrobiłem sobie pewne poglądy. Dokładnie - moje poglądy, gdyż na doktryny za bardzo się nie oglądam.
Dałem więc właśnie znać
Moja uwaga dotyczyla twojej opini o rzekomej i szczegolnie "wiekszej" Bozej Milosci wzgledem Grzesznikow i tych co Grzesza..
Absurdalnosc tego stwierdzenia jest tak oczywista ,ze nie bede polemizowal z toba na ten temat..Twoja dziwna sklonnosc do interpretacji tresci zawartych w Pismie Swietym i przypisywaniu mu sformulowan ,ktore sie tam nie znajduja jest obrazliwe..
Wskaz gdzie w Pismie Swietym Bog stwierdza o swojej "wiekszej" Milosci do Grzesznikow i Grzechu ? a nie bij "piany"...Merytorycznie prosze..
Nie ma tutaj NIC o rzemoej "wiekszej" Milosci Boga do Grzesznikow..i Grzesznosci we uczynkach..wiec przestan konfabulowac..
Jest RADOSC z Nawrocenia i porzucenie Grzechu,,Jest Boska Radosc z POWROTU czlowieka ktory Bladzi do zasad zycia zgodnie z Bozym Slowem i zasadami..
Widze ,ze masz klopoty z Wlasciwym rozumieniem tresci zawartych w Pismie Swietym..Moze warto sie zwrocic do Ksiedza z wlasnej Parafi o pomoc ?
No dobra... Ja się nie zamierzam tak bawić i pokornie się wycofuję. Jeżeli komuś trzeba tłumaczyć, że prawdziwą RADOŚĆ daje tylko MIŁOŚĆ (proszę sobie samemu wyszukać w Piśmie) i ktoś tę radość traktuje jak pospolitą uciechę, albo rozbawienie, to ja nie widzę wspólnej płaszczyzny.
Dla mnie miłość, szczęście i radość to największe nagrody, jakimi zostaliśmy w naszym życiu doczesnym obdarzeni przez Boga.
I owszem, mogę mieć kłopoty z właściwą interpretacją pewnych treści Pisma, tj. zgodnie z ogólnie przyjętą doktryną. Z rozumieniem treści kłopotów nie mam, a jak mam wątpliwości to szukam pomocy u doktorów kościoła w ich dziełach,oraz u zaprzyjaźnionych księży, których mądrość szanuję. Dlaczego tak postępuję? Ponieważ potrzebuję własnego, osobistego pojmowania, a nie przyjmowanie czyjegoś poglądu. To nie dla mnie droga poszukiwania prawdy, którą bezwarunkowo akceptuję.
Hmmm.taka filozofia zyciowa i rozumienie celu zycia doczesnego oraz nadmierna z niego Radosci i "szczescia" , moze sprawic ,ze zapomnimy o fakcie i obowiazku ze naszym celem doczesnym jest osiagniecie zycia Wiecznego i Zbawienia..
Na liscie Bozych Darow ktore otrzymales nie figuruje Madrosc.....Boze przeoczenie ?
Nie poruszyliśmy tu chyba najważniejszego daru - wiary. Uważam zdecydowanie że wiara jest darem bożym i nie wszyscy obdarowani potrafią z tego skorzystać.
Oczywiście że celem naszym jest osiągnięcie Życia Wiecznego i Zbawienia. Jednakże czy to oznacza, że przeżyć życie cielesne mamy w cierpieniu i udręce? Odnalazłem wiele przekazów w Piśmie, że Pan Bóg wskazuje nam, że w życiu doczesnym powinniśmy dążyć do szczęścia. Lecz w żadnym wypadku poprzez gromadzenie dóbr materialnych, tylko przez chrześcijańskie ubóstwo. Bo grzechem najpaskudniejszym , szczególnie uwypuklonym przez innego doktora kościoła, św. Bernarda z Clairvaux, jest pycha. Jest pycha - szczęścia nie ma.
Kolega mial taki ale zaczal mu przeszkadzac i postanowil sie go pozbyc..Poszedl do szpitala a tam mu powiedzieli ,ze nie ma takiej mozliwosci aby go operowac..Ale go pocieszyli,ze mu szybko przejdzie bowiem jest to normalny stan w pewnym okresie zycia..i nie jest jakims szczegolnym dla niego zagrozeniem.Porownali go do "wietrznej ospy" ktora wszyscy w dziecinstwie musza przejsc..
Ja na szczescie z nim sie nie urodzilem wiec nie znam tego problemu..a ty miales z nim jakies problemy ?
Ps.Czy miałem problemy? Nie, bo sam sobie stworzyłem własną definicję i się tego trzymam.
Miales na mysli Scholastyke i sie przejezyczyles ?
To jest wasz problem.
Czwarty stopień pychy: chełpliwość?
Szósty stopień pychy: zarozumiałość?
A może Jedenasty stopień pychy: swoboda grzeszenia?
?
A może zamiast arogancji rozważyć dystopię, którą, wydaje mi się (oczywiście arogancja) widzę?
Nie rozumiem skad ta liczba mnoga ? Mowie we wlasnym imieniu ( nie zawsze sensownie) i sa to moje, indywidualnie osobiste opinie ..Nie dostrzeglem u siebie Dualnosci wlasnej osoby..a ty w prawie kazdej wlasnej opini uzywasz liczby mnogiej..To zle przyzwyczajenie majace zrodla w PRL ,gdzie opinie nie mogly byc indywidualne a oczekiwane od nich bycia Kolektywnymi..Odrzuc i WYZWOL sie z tych PRL-owskich przyzwyczajen..sugeruje..pomoze ci to ponosic osobista ODPOWIEDZIALNOSC za slowa ktore plyna z twoich ust..
Warto czasami zapanowac nad nimi..Pzdr..
Traktowaliśmy go początkowo poważnie, ale gdy stał się natrętny unikaliśmy jego towarzystwa.
Kiedyś przyszedł do mnie i zatroskany zapytał co jest grane, bo on ma tyle do powiedzenia, a nikt go nie chce słuchać.
Odpowiedziałem mu, że prawdziwy ekspert, czy jak kto woli - guru, nie szuka na siłę słuchaczy i nie obnosi się ze swoim „ja coś wiem”, ale swoją postawą i działaniem powoduje, że ludzie sami do niego przychodzą prosząc o wyjaśnienia i radę.
Na jakiś czas mieliśmy spokój, ale potem problem powrócił znowu.
Jak to się mówi - nie ma wspólnej płaszczyzny pomiędzy kimś poszukującym stale, a mistrzami co wiedzą co trzeba.
Analaogiczną sytuację spotkałem kiedyś w kontakcie z sektą św. Ekspedyta.
Tak, że proszę wybaczyć, że używam dosyć ciężkich słów, co wydaje się chełpliwe, lecz miałem złudzenie, że mówię do specjalistów. No cóż...
Życzę najlepszego i EOT.
Mozemy i najprawdopodobnie wygadujemy glupoty w ludzkich sprawach i w tym przypadku jest ok bowiem taki to jest stan naszej ludzkiej "madrosci"..
W sytuacji gdzie osoba Boga i jego Slowo jest wymieniona nie mamy prawa na interpretacje czy znieksztalcanie tego co nam Objawia poprzez swoje Milosierdzie i Milosc..Tutaj nie ma miejsca na ludzkie "madrosci" czy polemiki..SLOWO jest Jedno jak i jego tresc..i tak powinismy go przyjmowac.na zasadzie Ex Cathedra .Pzdr
Gdy piszę w liczbie mnogiej, to moja uwaga dotyczy obu dyskutantów, którym arogancko wszedłem w paradę. I tyle.
Czy dyplomacja wymaga bym się po kolei zwracał do każdego z was z osobna?
Przyznam ,ze niepotrzebnie sie zirytowalem..Mam chyba wobec niego uprzedzenia..a nie jest taka postawa "miloscia blizniego swego"..
Kolega z Gdyni potrzebuje Afirmacji wlasnej osoby i Uwagi..
Takie zachowania maja zrodla we wlasnej przeszlosci a szczegolnie Dziecinstwie..Ja to rozumie bo sam jestem produktem "zimnego chowu" :-))
Ludziom tego pokroju, brakuje wiary we wlasna wartosc,pewnosci siebie ,wlasciwej samooceny, samoakceptacji i czesto odwagi..Staraja sie nadrobic te braki nadmierna a nieuzasadniona pewnoscia siebie,krzykliwoscia etc..
Wspolczuje im serdedcznie bo maja ciezki "garb" do dzwigania..
I tutaj Chrystus jest najlepszym lekarstwe,, Wystarczy mu oddac i uwolnic soe od tych ciezarow i natychmiast odzyskuje sie wlasna Wolnosc Dziecka Bozego..i cieszyc sie z bycia Dziedzicem Bozego Bogactwa i Potegi..
Zycze mu aby sie od tego uwolnil i poczuł Wolnym..
W tajemnicy przyznam Ci się, że najtrudniejszy dla mnie kanon naszej wiary, to nadstawianie drugiego policzka. Rozumiem, czuję głębię mądrości w nim zawartą, ale … przyznaję, jestem grzeszny.
Przy okazji wpadła mi do głowy myśl, której proszę nie wiązać z zaistniałą sytuacją. Chodzi o intencje.
Wiele razy w życiu wybaczamy szkody jakie ktoś nam uczynił, jeśli były one niezamierzone. Ponoć w prawodawstwie nie jest to okoliczność usprawiedliwiająca działanie, ale w kodeksie ludzkim - często tak.
Inaczej sprawa wygląda, gdy jesteśmy obiektem ewidentnego ataku.
Jak wspomniałem, czasy są trudne, prawda przemieszana jest z fałszem na każdym poziomie naszego życia, więc trudno jest odseparować jedno od drugiego.
I tym sposobem wracamy do wiary, do nauki Kościola, do „Podręcznika Człowieczeństwa”.
A do kolegi z Gdyni: No pun intended.
Chłopaki! Nie przejmujcie się. Przepraszam za ten mały test psychologiczny, a @Maxi dziękuję za wnikliwą analizę moich motywacji z tradycyjnym odniesieniem do ciężkiego dzieciństwa. Obecnie interesującym mnie (w danej chwili) tematem, jest umiejętność odróżnienia Pozerów od Prawdziwych. Ludzie nawet nieświadomie zakładają maski, bo siebie wyidealizowali w swoim umyśle na zupełnie kogoś innego. Kmeehow prawie się wściekł zanim przypomniał sobie o zasadzie drugiego policzka.
Tak, czy inaczej, teraz muszę sobie pomyśleć.
A co do tematu rozmowy - widzę większe zainteresowanie problemami Kościoła niż Słowem Bożym. A ludzie są tylko ludźmi. Wszyscy jesteśmy dziełem bożym. Nawet w kardynalskich szatach. I wszyscy, na podstawie boskiego algorytmu jesteśmy grzesznikami. I z takiej perspektywy należy patrzeć na wszystko.
Przypomnę, że jako tomista powtarzam za Świętym Patronem - zło nie istnieje. Nie ma takiego bytu. To jest tylko brak dobra. Pustka, którą wypełnia upadły anioł.
Nie dajcie się niemu podejść. Kmeehow był blisko. Już go nosiło.
A czasy rzeczywiście są trudne.
Serdecznie pozdrawiam i zostańcie z Bogiem