W ostatnim numerze pewnego dodatku do gazety, który kupuję od lat, choć w zasadzie nie powinnam tego robić, opublikowano wywiad z psychoterapeutką Ewą Chalimoniuk. Rozmowa dotyczy roli ojca w wychowaniu i rozwoju dzieci.
Wypływa z niej jeden wniosek. Wyłącznie pełna rodzina, to znaczy taka, w której dzieci mają w domu mamę i tatę, jest w stanie sprawić, by w przyszłości młodzi ludzie byli w stanie właściwie odnajdować się w „dorosłym życiu”, a przede wszystkim być osobami pozbawionymi problemów z definiowaniem własnej tożsamości. Dotyczy to szczególnie przyszłej zdolności do nawiązywania dojrzałych więzi uczuciowych, które zawsze powinny być podstawą tworzenia nowej rodziny.
Z wypowiedzi Ewy Chalimoniuk wynika jednoznacznie, że zarówno dziewczynki, jak i chłopcy, potrzebują w dzieciństwie obecności ojca. Dziewczynkom jest on potrzebny przede wszystkim do kształtowania wzorca przyszłego partnera życiowego. Dla chłopców jest on zaś osobą, która kształtuje ich przyszłą rolę społeczną jako mężczyzny i głowy rodziny. Dla wszystkich dzieci tata to osoba, która powinna być gwarantem możliwości bezpiecznego rozluźnienia więzi z matką, w pierwszych latach życia zawsze odgrywającą dominującą rolę. O roli matki, której obecność jest bezcenna, nie trzeba tu wspomniać.
Piszę o tym wszystkim, bo przeraża mnie często obecne w naszym kraju – zwłaszcza wśród ludzi z mojego pokolenia - bezkrytyczne przyjmowanie pewnych tendencji, które niekiedy są już praktykowane za granicą. Nie jestem homofobem. Znam ludzi o odmiennej orientacji seksualnej i zdaję sobie sprawę, że w wielu przypadkach ich życiowy wybór nie jest wynikiem demoralizacji i skrajnego zepsucia, lecz kwestią uwarunkowaną biologicznie. Tak już jest, że niektórzy z nas są homoseksualni i nie należy ich za to potępiać. Problem tkwi w czym innym. Skoro badania naukowe i opinie ekspertów - czego przykładem jest przytoczona przeze mnie rozmowa - wskazują jednoznacznie, że stabilność emocjonalną i prawidłową ocenę swojej tożsamości zapewnia wyłącznie wzrastanie w rodzinie o modelu konserwatywnym, to wszelkie pomysły dotyczące przyznawania prawa do wychowywania dzieci w związkach homoseksualnych uważam za naruszające ich prawa do prawidłowego rozwoju psychicznego. Wszelkie inicjatywy zmierzające do przyznawania parom homoseksualnym prawa do adopcji dzieci uważam za przejaw sprzecznego z naturą uprzedmiotowienia dziecka i ograniczenia jego swobody wyboru. Zdając sobie sprawę z tego, że nie jesteśmy w stanie zapewnić dziecku odpowiednich warunków, nie powinniśmy się za wszelką cenę na nie decydować. Odmienna decyzja wskazuje na, to że działania są powodowane egoizmem i potrzebą zapewnienia poczucia szczęścia sobie, a nie małemu człowiekowi.
Sądzę, że niektóre z państw nowoczesnego Zachodu w sprawach dotyczących omawianej kwestii przekroczyły granice wolnościowego myślenia na rzecz hedonizmu, który okaże się zgubny dla następnych pokoleń. Pozostańmy wierni naszym staroświeckim zasadom, bo ich kultywowanie nie świadczy o naszej zaściankowości, ale o mądrości, która zapewnia zdrowie naszym dzieciom.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 69717
wychowalam sie wlasnie w takim modelu rodziny. Tata i mama na zawsze zwiazani swietym sakramentem malzenskim. Przez ponad 20 lat, prawie kazdego dnia patrzylam jak tata psychicznie zneca sie nad mama, poniza i zniewaza. Ona nigdy nie odwazylaby sie od niego odejsc a on nigdy sie nie zmienil. To doprowadzilo do tego, ze dzisiaj w kazdym mezczyznie widze potwora i nie wyobrazam sobie zycia w malzenstwie. Byc moze byloby inaczej, gdyby mama zdecydowala sie odejsc od taty i wychowac mnie sama. Nie ma idealnego modelu rodziny, sa tylko ludzie ktorzy potrafia albo nie wychowac dzieci i nie ma znaczenia czy to malzenstwo, czy para homoseksualna, czy tez samotna matka.