To zależy. I tak, i nie. Znaczy się, jak na to patrzeć?
Sposób, w jaki Marsz Niepodległości jednym zagarnięciem ręki został przejęty z rąk Ruchu Narodowego przez obóz rządzący, to majstersztyk. Współtworzymy ramową sytuację zagrożenia wobec manifestantów i ośmielamy do prowokacji Ratusz, wchodzimy w nią, rozwiązujemy problem i jako państwo, wsparte armią, przejmujemy Marsz już na przyszłość. Opracowany przez kogo? Służby? Które?/Czyje? A może był to koncept doradców-politologów? Jeśli tak, to z jakiego ośrodka czy kręgu obecnych decydentów?
Szachy
Ustalając w kręgach władzy zabieg przejęcia Marszu Niepodległości pod egidę państwową postawiono sobie cele i określono trudności. Po co to robić? Ano po to, żeby mieć coś dużego i ważnego na stulecie obchodów odzyskania niepodległości. Wydarzenie spektakularne, cieszące się uznaniem Polaków, ale nie będące jak dotąd w rękach PiS-u, który przecież, jak wiemy, w latach poprzednich w tym dniu wyjeżdżał do Krakowa. Żeby się ogrzać w jego bardzo już rozpromienionym blasku, pozyskać wielkie masy ludzkie, manifestujące patriotyczne przywiązanie do kraju, nacji i religijności. Przy okazji, gdyby się udało stanąć na czele takiego gigantycznego pochodu, to zewnętrzni wrogowie, unijni z poplecznikami, dostaliby mocny sygnał, że władza ma silne poparcie obywateli w kwestii twardego trwania przy swoim, działania na korzyść Polski, bo ludzie tego chcą i stoją za rządzącymi murem. Istotnym imperatywem, możliwym do zrealizowania poprzez ten śmiały gambit – zawłaszczenia dokonań wolontariuszy, którzy mozolnie przez lata stworzyli wysoką rangę popularnego obchodzenia rocznic odzyskania niepodległości – było, jak się zdaje, odsunięcie Ruchu Narodowego w cień, zmarginalizowanie go zgodnie z wymogami obecnego paradygmatu, mającego obowiązywać w projektowanej Europie bez narodów. Z punktu widzenia korzyści na arenie krajowej, pójście na czele tak wielkiej manifestacji w stolicy to również podratowanie od strony pijaru ambiwalentnej satysfakcji PiS-u odnośnie osiągniętych wyników po wyborach samorządowych. Jak widać same plusy na horyzoncie. Zapewne brano także pod uwagę całe mnóstwo pomniejszych zysków (zwiększenie frekwencji poprzez zakaz przemarszu mobilizujący przekornych), których poszukiwanie i roztrząsanie, w tak zarysowanym polu gry, nie ma już tak dużego znaczenia.
Gracze
Trzy białe sylwetki – król, królowa i wieża z prawej – w tym rozstawieniu na trzy-dwa dni przed Marszową Niedzielą, są na szachownicy najważniejsze, bo odnoszą osobiste wizerunkowe korzyści z projektowanego szach-mata. Bez personifikacji ról przypisanych do trajektorii na planszy, w dowolnym kształcie figur i kolejności, są to Prezydent, Premier i Naczelnik. Dwaj pierwsi wyszli na proscenium, bo się już na tyle usamodzielnili, że mogą podejmować własne inicjatywy sprawcze. Zostali przecież namaszczeni przez Prezesa, żeby obraz i odbiór Partii miał wektor wznoszący. Pionkiem, który otworzył tę grę, była odchodząca z ratusza Prezydent stolicy, która – kto wie?, kto to wie? – może dlatego trwała dotąd jako nietykalna, żeby można jej było zaproponować aktorski udział w przewidywanym teatrze. Dostała gwarancje bezkarności, pod warunkiem, że w odpowiednim momencie, na hasło "bierz ich!", zaatakuje Polaków. Chociaż mogła to być sprytna zagrywka Prezydenta, który pozornie odpuścił Marsz, ogłaszając, że na niego nie pójdzie, tym samym (rzekomym tchórzostwem) podpuścił do śmielszego działania esbecką Gaworkę z Ratusza. Jeśli tak było, to moje gratulacje dla owego posunięcia. A co do jego dalszych efektów, to się w tym miejscu nie wypowiadam.
Po stronie "czarnych pionków" na szachownicy można wytypować całkiem sporo już zasłużonych dla Polski, odważnych i rzutkich osobowości z kręgu inicjatywnego Komitetu Marszowego oraz kierownictwa partii o nazwie Ruch Narodowy. Z punktu widzenia "białych" ta strona planszy to chłoptasie, młodzież bez doświadczenia, łatwiutka do ogrania.
Trudności
By strategia PiS-u się powiodła należało ograniczyć partnerów w grze i precyzyjnie rozstawić pionki i figury. Oksymoronicznie, że tak się wyrażę. W tym celu zaproszono do wspólnego przemarszu w jubileuszowym pochodzie śmiertelnych wrogów, żeby trzymali się za ręce, wspólnie śpiewali o tym, jak to łatwo i pięknie można pogodzić d...ę z batem. Kaczyński zaprosił do pary Tuska. Gdy padły z różnych skłóconych stron deklaracje, że nic z owego dziwnego pojednania nie będzie, można już było przystąpić do realizowania ustawki. Oczywiście biorąc pod uwagę rugi najtrudniejsze – usunięcie z wiodącej pozycji i pozbawienie mocy decyzyjnej dotychczasowych funkcyjnych Marszu. Tutaj zastosowano możliwości opresyjnej siły państwa przykrywając to perswazją o bezpieczeństwie uczestników pod opiekuńczą egidą funkcjonariuszy, wraz ze sprytną zamianą hasła Bóg/Honor/Ojczyzna na flagową zbitkę "Biało-Czerwona", żeby szarym masom było to łatwe do przełknięcia. Rzecz jasna należało statutowym organizatorom corocznego, w 2018 roku okrągło jubileuszowego przemarszu, dać szansę nie do odrzucenia – trwania dalej na dawnych upatrzonych pozycjach, sprawiających wrażenie okopanych przyczółków o charakterze nadal autonomicznym. A więc połączenia się pochodów, przenikania się mas ludzkich na tej samej trasie przemarszu i podczas finału uroczystości. Można by, jak dotąd, zakrzyknąć "Brawo!".
Słopiec
Będzie uroczystość, narodowy Marsz Niepodległości prawie tak jak dawniej. Bez używania słowa "prawie", tylko jako obwieszczenie domyślne. Z maleńką pułapką: początek spotkania państwowców na przecięciu Marszałkowskiej i Alej Jerozolimskich godzinę później po starcie z tego samego miejsca, tym razem nazywanego rondem Dmowskiego, kolumny narodowców. Fajnie że... Stworzono przecież podział w zależności od terminu zgłaszania się na miejsce zbiórki, "do raportu". Na sceptyków wobec rządzących, tzw. twardych patriotów, zwolenników Ruchu Narodowego jako wzbierającej siły nowej, oczekiwanej partii, zdolnej do fundamentalnych zmian ustrojowych w ojczyźnie, którzy przyjdą na znaną od dłuższego czasu wcześniejszą godzinę 14,00. Oraz na państwowców, spolegliwych legalistów, pro-pisowców ("koszernych", bo tak się złośliwie określa ten oficjalny spęd w sieci), obywateli zadowolonych z postępów wynikających z tzw. dobrej zmiany, co także, rzekomo, cenią sobie większe gwarancje bezpiecznego manifestowania stulecia 11. Listopada wraz z wojskiem, jego pancernym sprzętem, oficjelami oraz wzmożoną ochroną policji.
Strachy na Lachy
Czego może się obawiać tegoroczny uczestnik manifestacji 11. Listopada, zwłaszcza ten z prowincji wybierający się do stolicy? Ano możliwej prowokacji. Bo forpoczta marszu, która wyruszy pierwsza o 14.00, może być "wystawiona na strzał", słabiej chroniona, żeby się potem można było od narodowców odciąć raz na zawsze, skutecznie, pod pręgierzem ciężkich zarzutów, że czegoś tam organizatorzy (nadal) w swym zakresie nie dopilnowali. Wielu przecież może być zainteresowanych taką sytuacją... Ustawką?
Taniec z prowadzącym
Narracja, ta oficjalna, mocno nagłaśniana, ma brzmieć koncyliacyjnie. Tylko nie słychać wyraźnie wobec kogo? "– No licznych patriotów – ktoś powie. – Zwykłych Polaków." Domyślni wiedzą, że wobec nacjonalistów. Co ma na celu uśpienie konkurenta i ewidentne rozmydlenie ich dokonań. A największym przecież osiągnięciem Ruchu Narodowego jest właśnie Marsz Niepodległości. Jego udany przebieg to wydarzenie, będące punktem kulminacyjnym obchodów Stulecia; jest uświetnieniem całości, której bilans w gruncie rzeczy wypadł rządzącym jak dotąd słabo, w najlepszym razie tak sobie.
Dla Ruchu Narodowego te bezpośrednie negocjacje z władzą (i wojskiem), choć wymuszone, to dowód już posiadanej siły i szansa pokazania się u boku decydentów w skali krajowej, oficjalnie jako partner w jakiejś mierze zdolny do koalicji z PiS-em.
Z tym że do tańca trzeba dwojga. Dotychczasowa praktyka pokazuje jednak, że Kaczyński nie jest zdolny do wyciągnięcia ręki w kierunku narodowców. Za to od dawna są dowody na jego pro-masońskie zakorzenienie (uczeń mistrza loży J.J. Lipskiego), skutkujące dryfowaniem Polski w kierunku Polin. Woli ścigać antysemitów tam, gdzie ich nie ma. Sprawia wrażenie, jakby mylił ziomali z naziolami.
Zatem jakie przejęcie?
Cała ta sytuacja z przejęciem Marszu Niepodległości przez wojsko, to majstersztyk PiS-u. Tylko z jakim efektem? Poczekajmy na skutki, bo teraz ich nie dostrzeżemy. To będzie działać na korzyść panów Kaczyńskiego/Morawieckiego/Dudy przez jakiś czas. Zamierzone wypchnięcie organizatorów Marszu ze sceny politycznej (niezależnie kto jest/będzie tu "zaboczony" i niby winien) wkrótce będzie skutkowało eskalacją oczekiwań elektoratu narodowego, by dać mu wreszcie publiczny głos, oraz domaganiem spełniania się, uzyskania pełnoprawnego statusu podmiotu ustrojowego. Ale jeśli nie będzie poważnego traktowania demokracji, w której wszystkie strony mają jednakowy dostęp do opiniotwórczych mediów, głównie publicznej telewizji, to nie ma co marzyć o powstaniu takiej opcji politycznej. Teraz, mimo ciągłego serwowania i ostatniego asa, piłka jest w grze – jednak – nadal po stronie PiS-u. Bo narodowcy mogą się zderzyć na tej samej trasie z czołgami, i tu przegrają. Tylko zadra wrogiego przejęcia hasła "Bóg/Honor/Ojczyzna" przez "Biało-Czerwonych" wbije nową bolesną, jątrzącą się drzazgę. I co dalej? Ludzie – po takim czymś jeszcze więcej patriotów tym razem – znów zadadzą sobie pytanie: a może o to chodziło? To pytanie do Naczelnika. Ono będzie coraz bardziej palące i głośniejsze. Kwestia narodowa, jej tłamszenie, wcale nie znikną z agendy naszej najbliższej przyszłości.
Odnośnik komplementarny: http://naszeblogi.pl/518…
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 13993
Panie Korus, niech się pan nad sobą zastanowi !!!
Cholera, dzięki. Może faktycznie już na starość odlatuję? No, no... Zygmuncie...? Jeśli lektor mi to sufluje, to pewnie wysłannik Dajmoniona.
Tylko są tu w dyskusji sprzeczne diagnozy:
Kazimierz Jarząbek: "mózg Autora pracuje sprawnie, czyli zdrowie dopisuje. -- Gratulacje."
Pozdrawiam obu Panów.