Co następne w tym szaleństwie? – pyta Kol. JazGdyni, opisując najbardziej widoczne segmenty kapitalistycznego świata, w którym stała walka o tzw. rynek nieuchronnie obraca się przeciw jego uczestnikom-konsumentom i celnie wskazując, że nie chodzi tu bynajmniej o tych konsumentów pomyślność. To, co dziwi ludzi tradycyjnie myślących, to że w tym świecie bezwzględnej walki między kapitalistami (rozumianymi jako wytwórcy dóbr) pojawił się też segment redystrybucyjny, którego liderzy – dotąd na ogół cieszący się zaufaniem społecznym – nadzwyczaj udatnie wykroili sobie kawałek kapitalistycznego tortu i to nic przy tym nie tworząc! Po prostu, wykorzystując tradycyjne zaufanie ludzi do ich rzekomo nadzwyczajnych możliwości i umiejętności, zawładnęli „targetem” (czyli nami, szarymi ludźmi) i czynią z tego władania „dobrze” sobie, a nie nam.
Tak powstał u nas segment „prawa”, „nauki”, „zdrowia”, „ochrony środowiska” i inne, niekoniecznie dobrze poznane i ogólnie ważne, ale równie dla „targetu” dotkliwe w bliskim, na ogół przymusowym, poznaniu (jak np. lokalna „samorządność”). Czy mamy, ci nie będący w grupie „szczęśliwych wybranych” (kast zawodowych) jakiekolwiek szanse obrony w momencie, gdy los nas z nimi zetknie?
Mechanizm działania poszczególnych segmentów jest znany od wieku i nazywa się koncentracją: koncentrowane są zasoby produkcyjne (począwszy od takich sposobów jak dumping, „umowy partnerskie”, zmowy producenckie itp.) w celu opanowania jakiegoś rynku (segmentu). Opanowanie segmentów redystrybucyjnych oparło się na identycznych zasadach, aczkolwiek z ważnym udziałem kolejnego segmentu redystrybucyjnego: mediów. Te zmowy producenckie (produktów „idei”), współpracując ze sobą, zawładnęły targetem w sposób jeszcze bardziej bezapelacyjny: możesz sobie wybrać rodzaj mydła czy samochód – ale, trzymając się słynnego powiedzenia ojca rynku motoryzacyjnego – „produkt idei” ma zawsze kolor czarny, nieważne jakiego adwokata, lekarza czy innego członka licznych korporacji sobie wybierzesz, chyba że… sam jesteś członkiem jakiejś z nich („umowy partnerskie”).
Jest tylko jedna siła (i nie jest to żadna „siła społeczna” – żadne referenda, stowarzyszenia i inne tego typu naciski, także w formie protestów ulicznych); tą siłą jest państwo, które może wprowadzić na ten przerost niezdrowych aspiracji różnych segmentów – sankcje.
Niestety pojedyncze państwa niewiele tu mogą (przykład – skuteczność sankcji na Rosję),bo i tu, jak się okazuje w praktyce, zachodzi koncentracja, przy czym jest ona tak samo fałszywie opakowana, jak w każdym innym segmencie współczesnego świata : wiemy doskonale na własnym, polskim przykładzie, co oznacza np. „europejska demokracja”…
Mimo wszelkie teoretyczne przeciwności (i trudne do odpierania praktyczne naciski) coś tam nasze państwo robi – o nie myślę tu o skarżeniu się papieżowi przez Dudę: odrzuciliśmy np. ostatnio możliwość parafowania tzw. deklaracji z Marakeszu (pomimo straszliwych lamentów, jakie wylewano w tej sprawie na blogach), nie podpisaliśmy europejskiej „troski o prześladowania LGTB”, ostrożnie – ale jednak – radzimy sobie z kastą sędziowską itp.
Czas jednak najwyższy, by spróbować działać śmielej, tj. choćby z zagranicznym segmentem medialnym: okazja szykuje się znakomita, bo nadchodzą wybory do PE i kto tam będzie miał głowę zajmować się Polską?
A rzecz najważniejsza: stworzenie własnego segmentu geopolitycznego cichcem jednak postępuje w wyjątkowo korzystnych (Trump) okolicznościach przyrody – postęp ten zawdzięczamy Morawieckiemu, zatem radzę się przyglądać jego „zatroskanym krytykom”.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 6102
Państwo od dawna gra olbrzymią rolę w stosunkach gospodarczych i społecznych. Im go więcej, tym bardziej kapitalizm niedomaga. Lewica podaje rozwiązanie: rozbudowa sterowania urzędniczego, czyli więcej tego samego. Ta oszukańcza sztuczka działa.
Czas jednak najwyższy, by spróbować działać śmielej, tj. choćby z zagranicznym segmentem medialnym: okazja szykuje się znakomita, bo nadchodzą wybory do PE i kto tam będzie miał głowę zajmować się Polską?
Media w obcych rękach stanowią namiastkę wolnych mediów rodzimych. Dają jakiś ogląd na sprawy, które prorządowe media pomijają, bądź przeinaczają. Zadania rzetelnego informowania społeczeństwa nie są w stanie spełnić media rządowe (w każdym razie nie pod obecnym przywódctwem), bo władza nie potafiła się powstrzymać od uczynienia z nich topornej tuby propagandowej na wzór PRL.
Skąd to wiemy, że odrzuciliśmy i dlaczego sprawa priorytetowa w toczącej się wojnie cywilizacyjnej jest medialnie marginalizowana, a politycy nie potrafią zając oczywistego stanowiska w imieniu Polski, by bronić jej bytu państwowego. Jednocześnie brak regulacji postępowania z imigrantami w nowej sytuacji, chodzi o precezyjne zasady ich pobytu, opłącania kosztów, deportacji itp.
Nie ma więc lamentów, są okoliczności świadczące o uwikłanie władzy w spisek ponadnarodowy. Jest pomijanie milczeniem i bierność w sprawach ważnych.
w wyniku zmian w segmencie. Stąd kolejne państwa (Dania, Austria, Włochy) zapowiedziały, że nie
podpiszą deklaracji w grudniu. Damascen słusznie zauważa,„wszechobecny lament”, nie będę się
rozpisywał, pozostawię ten leitmotiv ruchowi będącemu poza obszarem mej krytyki.
Pozdrawiam, Jan.
pzdr
To się dzieje w Polsce. Jest to metoda dzielenia się władzą również za dobrej zmiany. Mamy mnożenie przywilejów, często dla obcych, kosztem zdefragmentowanego społeczeństwa.
Tyle się mówi o rodzimej przedsiębiorczości, ale rodzima w konkurencji zdobywania przywilejów nie ma szans. Wśród rodzimych (i również obcych) kandydatów do przywilejów wygrywają ci, których celem jest ich zdobycie i spieniężenie. To prowadzi do patologii politycznych, społecznych i gospodarczych. Politycznych, bo rzeczywista władza przenosi się do ośrodków mafijnych i masońskich. Społecznych, bo ustawia społeczeństwo w wyścigu po roszczenia zamiast skierowania egoizmu jednostki do pracy dla innych. To samo dotyczy imigrantów gdy stwarza się im sztuczne warunki kosztem swoich.
Normalny Polak nie będzie się ubiegał o dotacje unijne i inne, bo wie, że to patologia, która narzuca niesprawność działania. Wybierze więc drogę optymalną na własny koszt, mimo, że poniesie koszty dotowania swoich bezpośrednich konkurentów i z innych sektorów - konkurujących o bilans między podatkami a dotacjami.
Mamy wybory samorządowe i co w systemie "demokracji"? Z jednej strony jest "naturalne", że administracja samorządowa i ludzie świadczący samorządowi usługi mają bierne prawo wyborcze. Z drugiej jest równie "naturalne" zapisywanie się na listy głosujących osób niezameldowanych na pobyt stały, a roszczących sobie prawo do zabierania głosu w sprawach miast, w których są gośćmi. To ostatnie się kończy w krajach tzw. zachodu likwidacją cywilizacji europejskiej, a to pierwsze otwarciem drzwi do korupcji w segmencie samorządowym.