Podczas kilku ostatnich zamachów terrorystycznych w Europie muzułmańscy terroryści mieli na sobie atrapy pasów szahida, czyli coś co wyglądało tak jak one, ale nie zawierało materiałów wybuchowych. Powstaje pytanie: po co to było zamachowcom? Moim zdaniem odpowiedź może być tylko jedna: Te atrapy gwarantowały, że w razie czego terroryści zostaną zastrzeleni na miejscu przez policję lub wojsko. Czemu oni tego właśnie chcieli?
Ano - radykalni salaficcy imamowie przekonali ich, że każdy, kto zginie w walce z niewiernymi - trafi natychmiast do raju. Owi islamiści głęboko w to uwierzyli i woleli natychmiastową śmierć od aresztowania. Chcieli się znaleźć się w raju natychmiast, bez niewygodnego więzienia i uciążliwego śledztwa oraz procesu [a potem - nie wiadomo jak długiej odsiadki]. Podobne rozumowanie stoi za atakami muzułmańskich nożowników. Z naszego punktu widzenia atak z maczetą na uzbrojony po zęby patrol wojska - to czyste szaleństwo. Z punktu widzenia islamskich zamachowców - wcale tak nie jest. Atakując patrol - stają się oni żołnierzami Kalifatu, obrońcami islamu. Wiedzą, że zginą, ale wierzą, że miejsce w raju mają zapewnione.
Co z tego wynika? Przede wszystkim to, że policja, wojsko i służby powinny opracować metody walki, które będą pozwalać na ujęcie terrorystów muzułmańskich żywcem. Zabicie ich należy traktować jako porażkę, gdyż w ten sposób spełnia się ich gorące marzenia. Co więcej, od żywych można się w śledztwie dowiedzieć czegoś o innych fanatykach oraz ich szefach. Właściwym rodzajem kary za zamachy powinno być dożywotnie więzienie w izolacji od innych muzułmanów.
Owi terroryści nie są ani szaleńcami, ani tchórzami. Ich czyny są efektem kalkulacji opartych na głębokiej wierze.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 2766
Chęć szybszego znalezienia się w raju to jedno. Aspekt psychologiczny to druga sprawa - terrorysta z pasem szahida to gwarancja większej paniki.
Nie wiem, czy Pani kiedykolwiek widziała na oczy człowieka z mózgiem przeoranym przez dopalacze (czasem jedna imprezka wystarczy, żeby uszczerbek na zdrowiu był już zauważalny). Chodzi mi o rozmowę z takim elementem. Nie trzeba być jakimś psychologiem manipulatorem, żeby stwierdzić nadmierną podatność na pewnego rodzaju głupoty. Nie chodzi tu zupełnie o treść tych głupot, ale o sposób ich podania. Na przykład jeden może się zafiksować na bóstwach starożytnych i wierzyć w mity tak, jakby to była rzeczywistość. Innemu może wydawać się, że światem rządzą jaszczury, albo spisek iluminatów, a tym najgorszym jaszczurem/iluminatem jest np. Kaczyński. Można takiemu wmówić, że jak ubierze się w jakiś konkretny sposób, będzie słuchał jakiejś konkretnej muzyki, wetknie sobie konkretnie indycze pióra w pupę, to stanie się jakimś nieśmiertelnym Amonem. Ja podaję tu tylko schemat funkcjonowania dysfunkcyjnego mózgu, a do czego ktoś mógłby takiego osobnika użyć, to już osobna sprawa. W każdym razie zagrożenie indoktrynacją, także islamistyczną, w naszym sielskim otoczeniu jest przerażająco wysokie właśnie z powodu celowego ogłupiania mas ludzkich chemikaliami o pozorach używki i braku reakcji służb państwa. Podkreślam, że zagrożenie jest tym większe im bardziej inteligentny (dotąd) osobnik zarżnie sobie mózg jakimś "krokodylem". W zasadzie w każdym polskim serialu dla lemingów już był pokazany motyw jakiegoś młodego człowieka, który coś połknął, zdemolował izbę przyjęć lub zarżnął sanitariuszy, a jedynym problemem dzielnych lekarzy jest to, jakie podać antidotum. Dosłownie w małej skali ten sam motyw, jak europejska "walka" z islamistami. Nikt nie szuka przyczyn, bo te są dla sprawy "nieistotne". Trzeba uratować "człowieka". Problem w tym, że większości już się uratować nie da, bo ćpanie jakiegoś "perfidnego kocmołucha", to najczęściej jednokierunkowa.